W ubiegłym roku, po raz pierwszy od pięciu lat, wynagrodzenia w budownictwie były w firmach zatrudniających ponad 9 osób niższe niż w przemyśle.
Średnia płaca brutto w tej branży wyniosła 3702 zł i nie zmieniła się w porównaniu z rokiem poprzednim. Z kolei w przemyśle średnie wynagrodzenie osiągnęło poziom 3837 zł i wzrosło o 4,3 proc. W tym czasie inflacja wyniosła 3,7 proc. A to oznacza, że o tyle spadła siła nabywcza wynagrodzeń pracowników firm budowlanych, a w przemyśle zwiększyła się o 0,6 pkt proc.
To efekt zdecydowanego pogorszenia się koniunktury w branży budowlanej. Doprowadziło ono do strat w wielu przedsiębiorstwach. W rezultacie, jak podała w swoim raporcie spółka Euler Hermes, w 2012 r. upadły 273 firmy budowlane – to o 87 proc. więcej niż w roku poprzednim i aż ponadsiedmiokrotnie więcej niż w 2007 r. – W tej sytuacji przedsiębiorstwa, które utrzymały się na rynku, zamroziły płace albo nawet je obniżyły, bo miały mało nowych zamówień – twierdzi Jarosław Strzeszyński z instytutu analitycznego Monitor Rynku Nieruchomości. Według danych GUS nominalne wynagrodzenia spadły np. w firmach, które zajmują się budową budynków.
Analitycy twierdzą, że obecne problemy finansowe branży budowlanej wynikają także z tego, że wiele firm w ostatnich latach podpisało kontrakty na granicy opłacalności. Nie uwzględniono wzrostu cen materiałów, np. asfaltu czy kruszywa, i zamiast zarobku dokładano do interesu. – Do tego doszły zatory płatnicze między firmami, które niekorzystnie wpłynęły na kondycję finansową przedsiębiorstw – ocenia Strzeszyński.
Perspektywy nie są dobre. – Można oczekiwać, że w tym roku realne wynagrodzenia w budownictwie będą się nadal kurczyć, ponieważ nowych inwestycji będzie nadal mało – uważa Strzeszyński. Na wzrost płac nie mogą też liczyć pracownicy większości branż przemysłowych, ponieważ produkcja całego przemysłu zaczęła już mocno spadać – w grudniu była o 11 proc. mniejsza niż przed rokiem.