Mimo zapowiedzi redukcji urzędy wciąż rekrutują ludzi do pracy
Pensje wciąż rosną
Zamrożenie płac w administracji rządowej to fikcja. Od 2007 roku średnie wynagrodzenie w ministerstwach wzrosło z 5380 zł do 6557 w 2010 roku. W urzędach wojewódzkich zwiększyło się z 3207 zł do 4052 zł. Pensje rosły również, jak wynika z sondy DGP, w ubiegłym roku.
Urzędnicy dostają wyższe pensje dzięki sprytnym dyrektorom generalnym. Wskazywali oni większe zapotrzebowanie na etaty i dostawali więcej pieniędzy z budżetu na ten cel. A uzyskane w ten sposób nadwyżki wykorzystywali na podwyżki. Poza tym przyznawano dodatki zadaniowe. Natomiast w urzędach marszałkowskich, które dysponując pieniędzmi z Unii Europejskiej, część z nich wykorzystywały na wzrost płac pracowników.
Średnio o 10 proc.
W efekcie tych działań płace w urzędach wciąż rosną, nadal także poszukują one nowych pracowników. Potwierdza to sonda DGP przeprowadzona w 16 dużych miastach, 16 urzędach marszałkowskich i wojewódzkich oraz w 17 ministerstwach. W większości z nich średnie płace z 2011 roku były wyższe w porównaniu z 2010 rokiem o kilkadziesiąt albo nawet kilkaset złotych.
Ten trend wzrostowy był widoczny również w poprzednich latach. Od 2010 roku wysokość środków na wynagrodzenia w korpusie służby cywilnej nie zależy już od liczby etatów ustalonych w ustawie budżetowej. Wcześniej środki przyznawane były na maksymalną liczbę etatów dla urzędów. W efekcie od nich zależała pula na wynagrodzenia. Z tego względu dyrektorzy generalni urzędów zgłaszają wyższe zapotrzebowanie na urzędników, choć faktycznie zatrudniają ich mniej.
– Określanie liczby etatów w urzędach było fikcją, ponieważ nigdy nie było zatrudnionych tyle osób, ile było etatów kalkulacyjnych – wyjaśnia prof. Mirosław Stec z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przewodniczący Rady Legislacyjnej.
Dodaje, że z utrzymywanych wolnych miejsc pieniądze były wykorzystywane na podwyżki dla wyróżniających się urzędników.
Więcej dla oszczędnych
Mazowiecki Urząd Wojewódzki, który starał się nie zwiększać zatrudnienia, doprowadził do tego, że w 2010 roku średnia płaca jego pracowników wynosiła 4033 zł. W 2011 roku wzrosła o kolejne 562 zł. Podobna sytuacja jest w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim. Tam w ciągu roku średnia płaca została podwyższona o blisko 170 zł. Kilkudziesięciozłotowy wzrost odnotował też Lubuski Urząd Wojewódzki.
Podobna sytuacja jest w ministerstwach. Na przykład w resorcie zdrowia w 2010 roku urzędnicy zarabiali średnio 5280 zł, a w 2011 roku 5403 zł. Również resort skarbu, który z roku na rok zmniejsza liczbę urzędników ze względu na prywatyzację spółek państwowych, odnotowuje wzrost płac. W 2010 roku średnie zarobki wynosiły tam 4721 zł, a w 2011 roku były wyższe o 514 zł.
Natomiast te urzędy, które nie oszczędzały na etatach i nie zastosowały się do zaleceń premiera, odnotowują niewielki spadek średnich płac.
– Wzrastające średnie płace w niektórych urzędach świadczą o dobrej organizacji dyrektorów generalnych, którzy nie zwiększali zatrudnienia, a nadwyżkę z funduszu przekazywali najlepszym urzędnikom – wyjaśnia dr Aleksander Proksa, radca prawny, były prezes Rządowego Centrum Legislacji.
Dodaje, że zaprezentowane dane świadczą o tym, że średnie płace mogą rosnąć, nawet gdy przez kilka lat fundusz płac jest na takim samym poziomie.
Aglomeracje podwyższają
Również w miastach w ostatnich latach widoczny jest wzrost płac. W Krakowie urzędnicy w 2008 roku zarabiali 3,4 tys. zł, a w 2011 roku o 400 zł więcej. W porównaniu z 2010 rokiem płace tam wzrosły o ponad 100 zł. Podobnie jest w Urzędzie Miasta Częstochowy. Tam w 2008 roku średnie wynagrodzenie wynosiło blisko 3 tys. zł, a w 2011 roku – 3,6 tys. zł. W porównaniu z płacami za 2010 rok pensje urzędników wzrosły w tej jednostce średnio o 200 zł. Oba miasta chcą jednak zmniejszać zatrudnienie. Wzrost płac odnotował również Urząd Miasta Szczecin. Wyższe wynagrodzenie i oferty pracy oferuje też Urząd Miasta Łodzi.
– Obecnie poszukujemy 23 kandydatów na stanowiska urzędnicze – mówi Agata Magin z łódzkiego magistratu.
Dodaje, że średnia płaca w ostatnim roku wzrosła o 100 zł i wynosi 3,5 tys. zł. Podobna sytuacja jest w urzędzie miasta w Warszawie czy Gdańsku.
Płacą i zatrudniają
Z sondy DGP wynika, że najwięcej ofert pracy jest w urzędach marszałkowskich. Tam też co roku wzrastają średnie płace. Wypływ na to mają środki unijne, które pokrywają część środków na wynagrodzenia.
Na przykład w Małopolskim Urzędzie Marszałkowskim w 2008 roku płace wynosiły zaledwie 3,3 tys. zł, a w 2011 roku ponad 4 tys. zł. W porównaniu z 2010 rokiem płace wzrosły o 80 zł. Na pracę i wyższe zarobki można liczyć w samorządzie województwa podkarpackiego.
– Do końca roku planujemy zatrudnić około 50 pracowników – mówi Wiesław Bek z Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego.
Dodaje, że nowe osoby będą potrzebne do kontroli wykorzystania funduszy unijnych. Tam też w ostatnim roku średnia płaca wzrosła o 100 zł.
Pracę można też znaleźć w Śląskim Urzędzie Marszałkowskim. Obecnie poszukuje on dziewięciu pracowników, a średnia płaca w 2011 roku wyniosła 4,6 tys. zł. Co więcej, w ostatnim roku wzrosła o blisko 250 zł.
Jednoosobowa decyzja
Eksperci wskazują, że wzrost płac i zatrudnienia w urzędach w zasadzie jest pochodną decyzji jednej osoby – jego kierownika, czyli wójta lub prezydenta miasta. Tym samym kontrola radnych nad liczbą urzędników jest ograniczona. W takiej sytuacji praca w urzędzie staje się wyjątkowo atrakcyjna. Szczególnie w tych regionach, gdzie bezrobocie szybko rośnie.
– W kryzysie ludzie szukają pracy w administracji, a samorządy są do tego najlepszym miejscem – potwierdza dr Stefan Płażek, adwokat z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Kierownik urzędu nie ponosi w zasadzie żadnej odpowiedzialności za zwiększanie zatrudnienia i wzrost płac. Nie ma więc znaczenia, czy jest to uzasadnione, czy nie. W efekcie tworzy się fikcyjne etaty.