Wzrost najniższej pensji to duży problem między innymi dla firm ochroniarskich i sprzątających. Związki zawodowe z kolei uważają, że ustawowe minimum powinno być wyższe.
Decyzja rządu o przyszłorocznej podwyżce minimalnej płacy na pewno ucieszyła 1,47 mln osób, którzy zarabiają najniższe wynagrodzenie. Ich pensje będą musiały wzrosnąć od 1 stycznia 2019 r. co najmniej o 7,1 proc. Ale nie wszyscy są zadowoleni z przyjętej wysokości ustawowego minimum. Firmy realizujące usługi niskopłatne znów będą miały problem z realizacją zawartych już kontraktów długoterminowych. Osoby wykonujące prace proste muszą liczyć się z redukcjami etatów. Z kolei związkowcy uważają, że sytuacja gospodarcza uzasadnia wyższą podwyżkę.

Jedni: Za dużo

W przyszłym roku minimalne, miesięczne wynagrodzenie pracownika ma wynieść 2250 zł (o 150 zł więcej niż w tym roku). Dla wielu przedsiębiorców istotniejsze znaczenie ma jednak to, że proporcjonalnie wzrośnie też najniższa stawka godzinowa dla zleceniobiorców i samozatrudnionych (z 13,70 zł do 14,70 zł).
Tak istotna podwyżka może uderzyć m.in. w branże ochroniarską, hotelarską i gastronomiczną oraz firmy sprzątające. Zatrudnieni w tych sektorach najczęściej mają niskie wynagrodzenie. Dla przykładu przeciętne wynagrodzenie w branży zakwaterowania i gastronomii w I kw. 2018 r. wyniosło 3507,61 – czyli tegoroczna minimalna płaca stanowi już 60 proc. średniej w tym sektorze; ta przyszłoroczna stanowiłaby już 64 proc.
– Podwyższanie stawki w takim tempie spowoduje kolejną konieczność renegocjacji warunków finansowych kontraktów trwających np. kilka lat – wskazuje Radosław Busiło z firmy ochroniarskiej RR Security.
Podkreśla, że klienci, zmęczeni już ciągłym wzrostem kosztów usług (minimalna stawka obligatoryjnie wzrasta co rok), coraz częściej szukają rozwiązań minimalizujących te wydatki, np. poprzez inwestycje w rozwiązania technologiczne (monitoring). – A to może mieć realny wpływ na zmniejszenie zapotrzebowania na pracowników, zwłaszcza o podstawowych kwalifikacjach – dodaje.
W najbliższym czasie nie będzie to duży problem, bo obecnie na rynku pracy brakuje chętnych do podjęcia zatrudnienia. – Ale w przyszłym lub kolejnym roku, gdy gospodarka zwolni, obecne podwyżki płac mogą doprowadzić do redukcji etatów – tłumaczy Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Dodatkowo pracodawcy oferujący zatrudnienie do prac prostych są nierówno traktowani. 18 maja 2018 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o ubezpieczeniu społecznym rolników (Dz.U. z 2018 r., poz. 858), która wprowadziła nowy rodzaj umowy cywilnoprawnej – o pomocy przy zbiorach. Zatrudnieni na jej podstawie nie są objęci minimalną stawką godzinową. Rolnik zatrudniający do prac prostych nie musi więc płacić ustawowego minimum, ale firma, która szuka ochroniarzy lub serwisu sprzątającego – już tak.
– Rząd nie powinien wprowadzać preferencji dla wybranej grupy podmiotów. Pracodawców jeszcze bardziej rażą jednak dopłaty publiczne do rolnictwa w łącznej wysokości 55 mld zł rocznie, realizowane m.in. w formie różnych ulg lub zwolnień. Rzemieślnika, który prowadzi małą działalność, denerwuje to, że bogatszy od niego rolnik nie płaci podatku dochodowego tylko znacznie niższy podatek gruntowy – wskazuje Jeremi Mordasewicz.

Inni: Za mało

Z zupełnie innych powodów decyzję rządu o przyszłorocznej podwyżce krytykują niektóre związki zawodowe.
– Ostateczną decyzję Rady Ministrów uznajemy za dalece niewystarczającą w sytuacji niskiej podaży pracy oraz w kontekście postulatu, aby płaca minimalna wynosiła nie mniej niż 50 proc. płacy przeciętnej – podkreśla w swoim oświadczeniu OPZZ.
Związek wskazuje, że relacja najniższej pensji do tej przeciętnej w 2019 roku wyniesie 47,2 proc., czyli mniej niż ta planowana na rok 2018 (47,3 proc.).
– To oznacza, że obecna ekipa rządowa oddala Polskę od osiągnięcia przez płacę minimalną poziomu 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia – dodają związkowcy.
Ich zdaniem podwyżka powinna być wyższa (proponują kwotę 2383 zł) ze względu na rosnącą wydajność pracy, dobrą kondycję ekonomiczną firm i znaczne oszczędności przedsiębiorców. OPZZ zarzuca też rządowi brak rozmów w sprawie podwyżek ze wszystkimi partnerami społecznymi.
– Przypominamy rządowi, że to Rada Dialogu Społecznego jest właściwym forum prowadzenia debaty w tej sprawie – podkreślił związek.
Podobne zarzuty pod adresem rządu kieruje Forum Związków Zawodowych.
– W tym roku już nikt nie powinien się łudzić – prawdziwe sesje Rady Dialogu Społecznego to te spotkania, w których z rządem negocjują gremia Solidarności – wskazuje Dorota Gardias, przewodnicząca FZZ.
Podkreśla, że FZZ było gotowe przyjąć pierwotną propozycję podwyżki strony rządowej (2220 zł) pod warunkiem, że od przyszłego roku płaca minimalna będzie wynosić obligatoryjnie 50 proc. tej przeciętnej.
– To byłby realny krok w kierunku sprawiedliwej redystrybucji dóbr – podsumowuje szefowa FZZ.
Płaca minimalna w krajach UE / Dziennik Gazeta Prawna