Resort pracy chce, aby płaca minimalna wzrosła od przyszłego roku o 100 zł (do 2100 zł), a najniższa stawka godzinowa dla zlecenio- i usługobiorców o 70 gr (do 13,70 zł). Pracodawcy uzgodnili już wspólne stanowisko w tej sprawie i proponują znacznie mniejszą podwyżkę (odpowiednio do 2050 zł i 13,30 zł). Z kolei związki zawodowe ustalają swoją wspólną propozycję, ale już teraz wskazują, że nie satysfakcjonuje ich oferta ministerialna, nie wspominając już o tej przedstawionej przez zrzeszenia firm.
Do 15 czerwca Rada Ministrów przedstawi Radzie Dialogu Społecznego (RDS) swoją propozycję podwyżki. Od tego momentu RDS będzie miała 30 dni na uzgodnienie ostatecznej wysokości minimalnego wynagrodzenia. Jeśli się to nie uda, przyszłoroczne stawki samodzielnie określi rząd.
Za szybko
Wspólna propozycja pracodawców (Pracodawcy RP, Konfederacja Lewiatan, BCC, Związek Rzemiosła Polskiego) w praktyce zakłada wzrost najniższej pensji jedynie o ustawowe minimum (zagwarantowane ustawą z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, t.j. Dz.U. z 2017 r., poz. 847). Firmy tłumaczą to m.in. szybkim wzrostem najniższej płacy w ostatnich latach (z 936 zł w 2007 r. do 2 tys. zł w 2017 r.).
– W ciągu poprzednich 10 lat płaca minimalna rosła dwukrotnie szybciej niż średnia krajowa, mocno wyprzedzając również wzrost produktywności pracy – zauważa Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.
Znacząca podwyżka płacowego minimum byłaby problemem przede wszystkim dla małych przedsiębiorstw (bo oferują niższe wynagrodzenia) oraz dla lokalnych rynków pracy z wyższym poziomem bezrobocia. Zdaniem pracodawców ograniczyłaby ona także działania na rzecz aktywizacji osób biernych zawodowo, których w Polsce wciąż jest bardzo dużo (13,4 mln osób w wieku co najmniej 15 lat). A w dobie zapaści demograficznej i coraz powszechniejszych problemów z brakiem rąk do pracy wszystkim powinno zależeć na skuteczności takich inicjatyw.
Za wolno
Odmienne zdanie w tej sprawie mają związkowcy. Ich wspólne stanowisko dotyczące podwyżki minimalnej płacy – o ile uda się je uzgodnić – ma być przedstawione jutro. Już dziś można jednak wnioskować, że wypracowanie kompromisu nie będzie łatwe. Centrale związkowe nie godzą się na propozycję wzrostu płac jedynie o 50 zł (i 30 gr w przypadku stawki godzinowej).
– Sytuacja gospodarcza i na rynku pracy uzasadnia wprowadzenie wyższej kwoty. Bezrobocie jest rekordowo niskie, zapotrzebowanie na pracę jest duże, więc nie ma obaw o to, że płaca minimalna spowoduje redukcje zatrudnienia – tłumaczy Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Związki podkreślają też, że znacząca podwyżka jest konieczna ze względu na wzrost kosztów utrzymania gospodarstw domowych (inflacja w lutym wyniosła 2,2 proc., a w marcu – 2 proc.; rok do roku). Tym samym wykluczają oni podwyżkę w wysokości zaproponowanej przez pracodawców. Nie do końca odpowiada im też propozycja przedstawiona przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
– Płaca w wysokości 2100 zł będzie stanowić 47,27 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w 2018 r. W tym roku najniższa pensja stanowi 47,14 proc. tej średniej, a to oznacza, że w praktyce jej wzrost zostanie zamrożony. Tymczasem sama ustawa o minimalnym wynagrodzeniu poprzez regulację dotyczącą wskaźnika weryfikacyjnego zaleca takie ukształtowanie najniższej płacy, aby osiągała ona poziom co najmniej połowy przeciętnej pensji – podsumowuje Norbert Kusiak.