Jeśli wierzyć prześmiewczemu „prawu Microsoftu”, że co drugi system jest sukcesem rynkowym, nowe dziecko koncernu jest na niego skazane
Windows 10 to jeden z najważniejszych dotychczas sprawdzianów dla Satyi Nadelli, nowego prezesa Microsoftu, który zastąpił kontrowersyjnego Stevena Ballmera. Ten drugi kupił sobie koszykarski klub Los Angeles Clippers i cieszy się życiem bogatego emeryta, a Nadelli zostawił przywrócenie Microsoftu do dawnej świetności.
Microsoft w zasadzie wyrósł na Windowsie, a mimo ponad 7 mld dol. straty z zakupu Nokii daleko mu do finansowych tarapatów. Dziś jednak nie może opierać całej działalności na tym systemie. Przychód z licencji w ostatnim roku zmniejszył się o 22 proc., co po części ma przyczynę w kurczącym się rynku komputerów. Dodatkowo już w 2012 r. na świecie sprzedawano więcej urządzeń z Androidem niż z Windowsem. W tym roku sprzedaż urządzeń z systemem od Apple wyrównała się z poziomem sprzedaży tych z systemem Microsoftu.
Nadella doskonale o tym wie. Zabrał się więc do gruntownych porządków, doprowadził do końca zakup Nokii i zaplanował restrukturyzację w firmie. Rozwija usługi chmurowe, a to prężnie rosnący biznes firmy – wzrost o 88 proc. w zeszłym roku przełożył się na 8 mld dol. przychodu. Nawet numeracja nowego systemu ma sugerować nowy porządek w firmie, bo zrezygnowano z cyfry 9.
Mimo że z biegiem lat karłowacieje, Windows to wciąż ogromna siła. Rynkowy udział „Siódemki” przekracza na świecie 60 proc. Do tego ok. 13 proc. dla Windowsa 8, wciąż niecałe 12 proc. dla Windowsa XP. Rozbieżność między siódmą a ósmą częścią systemu jest najlepszym dowodem, że ta druga spotkała się z mieszanymi odczuciami klientów, głównie przez daleko idące zmiany w porównaniu ze starszymi wersjami, do których użytkownicy przez lata się przyzwyczaili. W Polsce, według danych Gemius, w czerwcu ponad 42,5 proc. wszystkich odsłon w sieci pochodziło z urządzeń z Windowsem 7. Do tego niemal 17 proc. z Windowsa 8 w obu wersjach, co dziesiąta odsłona pochodziła z XP.
Windows 10 ma być hybrydą wszystkiego co najlepsze ze starej, dobrej siódemki i nowoczesnej ósemki. Firma przywróci np. kultowy przycisk „Start”, wyposaży system w nową przeglądarkę w miejsce wysłużonej Internet Explorer, przebudowany interfejs i asystentkę głosową Cortana, ale na razie nie w polskiej wersji.
Co najistotniejsze dla użytkowników Windowsa 7, 8.1 (zmodyfikowane 8) oraz Windows Phone 8.1 będą mogli darmowo zaktualizować go do „dziesiątki”. Taka możliwość będzie przez rok, potem Microsoft każe sobie za to płacić – ok. 129 dol. Proces jest prosty. Ci, dla których aktualizacja jest możliwa, znajdą na pasku zadań w swoim urządzeniu ikonkę Microsoftu „uzyskaj system Windows 10”. Następnie wystarczy postępować zgodnie ze wskazówkami, jakie wyświetlą się na ekranie – zarezerwować, pobrać i zainstalować. Uwaga: jeśli system ci się nie spodoba, masz 28 dni na powrót do poprzedniej wersji. Po upływie tego czasu usunięte zostaną pliki instalacyjne poprzedniego systemu. Można temu zaradzić, robiąc kopię zapasową na pendrivie.
Tylko czy nowy system rzeczywiście wart jest mszy? Dawid Kosiński, bloger serwisu Spidersweb.pl, zdążył go już gruntownie przetestować i wieszczy mu rynkowy sukces. – Jest dopracowany, korzysta się z niego z przyjemnością. Windows 10 na zwykłym komputerze przypomina wersję 7. Ma menu „Start”, a aplikacje uruchamiają się w oknach – tłumaczy. – Z kolei w sprzęcie z ekranem dotykowym aplikacje i menu „Start” zajmują cały ekran, ikony są większe, a całość przypomina Windows 8 – kwituje Dawid Kosiński.
To bodaj jedna z największych rewolucji Nadelli – unifikacja systemów. Teraz Windows jest jeden do wszystkich urządzeń, zamiast osobnych wersji dla komputerów, tabletów i smartfonów. To, co zaczniesz w danej aplikacji robić na tablecie, będziesz mógł dokończyć na komputerze.
Tylko gdzie w tym wszystkim biznes dla Microsoftu, skoro nowy system rozdaje za darmo? – To ukłon firmy w kierunku społeczności naszych użytkowników. Chcemy, by Windows był dostarczany użytkownikom jako usługa – pisze koncern w oświadczeniu. Ale i na biznes znajdzie się trochę miejsca. W środę ruszy sprzedaż pierwszych urządzeń z nowym Windowsem, jego wersja pudełkowa trafi na półki w sierpniu. Do tego Microsoft zastosował jeszcze jeden trik – pozwoli system aktualizować posiadaczom pirackich wersji, choć ich nowe „dziesiątki” wciąż będą miały status pirackich. Dla firmy lepiej, żeby choć co dziesiąty z nich po sprawdzeniu nowej wersji zapłacił za nią, niż gdyby miał jej szukać nieoficjalnymi kanałami, nie płacąc wcale.
Dziś z Windowsa korzysta ponad 1,5 mld ludzi. Tego wyniku nie udało się powtórzyć żadnemu innemu systemowi operacyjnemu. A zaczęło się pod koniec 1985 r., gdy Microsoft zaprezentował Windowsa 1.0. W reklamie telewizyjnej Steve Ballmer w garniturze, który przyprawiłby współczesnego stylistę o zawał, wykrzykiwał i machał rękami, zapewniając, że nowy Windows to rewolucja. Kosztował wówczas 99 dol. Nie był to pełnoprawny system operacyjny, jakie znamy dziś, a raczej środowisko operacyjne rozszerzające system MS – DOS.
Windows 3.0 z 1990 r. sprzedał się w ciągu dwóch lat nakładem 10 mln kopii, co okazało się bardzo dobrym wynikiem. Potem były systemy bardziej udane, jak XP, i tragiczne, jak choćby Vista. W sumie Microsoft wydał ponad 20 różnych wersji okienek.
Jak zainstalować Windows 10 na swoim komputerze? – na Dziennik.pl