Obciążenia finansowe dla banków to niejedyne konsekwencje systemowego rozwiązania problemu.
Sejmowa podkomisja ds. kredytów walutowych czeka na wyliczenia KNF dotyczące kosztów wprowadzenia trzech projektów ustaw mających na celu pomoc kredytobiorcom. Warto zauważyć, że obciążenia finansowe dla banków to niejedyne konsekwencje systemowego rozwiązania tego problemu. Trzeba liczyć się z uruchomieniem przyszłych roszczeń złotówkowiczów, procesami przeciwko Polsce przed trybunałami międzynarodowymi, ograniczeniem frankowiczom możliwości dochodzenia roszczeń na drodze sądowej i wyczerpaniem puli środków potrzebnych na pomoc kredytobiorcom znajdującym się w rzeczywiście trudnej sytuacji.
Ustawodawca powinien zawsze zachowywać szczególną rozwagę i ostrożność, ingerując w zastane stosunki prawne. Tego rodzaju działanie powinno mieć absolutnie wyjątkowy i jak najbardziej ograniczony charakter oraz być podyktowane szczególnie ważnym interesem publicznym. Jest to konieczne, aby nie doprowadzić do naruszenia naczelnych zasad systemu prawa, takich jak niedziałanie prawa wstecz oraz ochrona praw nabytych. Oczekiwania określonych grup społecznych, nawet najbardziej dobitnie artykułowane, nie przesądzają jeszcze o istnieniu takiego ważnego interesu, który mógłby przeważyć nad potrzebą realizacji powyższych zasad.
Ustawowa ingerencja w umowy kredytów frankowych może stanowić niebezpieczny precedens, w pewnym sensie legitymizując roszczenia innych grup społecznych. W szczególności może to dotyczyć kredytobiorców kredytów złotówkowych, którzy przez lata ponosili wyższe koszty obsługi kredytu niż frankowicze, więc potencjalnie mogliby poczuć się traktowani gorzej od tych ostatnich. Subiektywne poczucie pokrzywdzenia może ich skłaniać do formułowania żądań pod adresem ustawodawcy, aby poprawił ich sytuację, np. poprzez ingerencję w treść klauzul dotyczących oprocentowania kredytów. Ryzyko takiej sytuacji może wzrastać wraz z podwyżkami stóp procentowych, które po stosunkowo długim okresie spadków, zgodnie z przewidywaniami wielu ekonomistów, mogą mieć początek już w tym roku.
Wszystkie trzy projekty ustaw będące obecnie przedmiotem prac Sejmu, niezależnie od pewnych istotnych różnic, mają jedną wspólną cechę: rażą arbitralnością proponowanych rozwiązań, tak co do zasad podziału ryzyka pomiędzy strony umów kredytowych, jak i kryteriów, jakie powinny być spełnione przez kredytobiorców, aby mogli skorzystać z dobrodziejstwa ustawy. Ingerując w zawarte, a nawet wykonane umowy, mogą prowadzić do naruszenia zasady ochrony praw nabytych. Przy braku wystarczająco przekonującego uzasadnienia prawnego i społeczno-gospodarczego, a także rzetelnej oceny wpływu regulacji na stabilność sektora finansowego, oznacza to ryzyko, że uchwalona ostatecznie ustawa mogłaby zostać zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego lub Trybunału Sprawiedliwości UE. Kilka tygodni temu Trybunał Konstytucyjny Rumunii uznał za niezgodną z konstytucją ustawę, która nakazywała przewalutowanie kredytów we frankach szwajcarskich na leje.
Nie można wykluczyć również, że banki lub ich zagraniczni inwestorzy mogliby wytoczyć polskiemu rządowi proces przed którymś z międzynarodowych sądów arbitrażowych. Skutkowałoby to długotrwałym stanem niepewności prawnej, który mógłby negatywnie wpływać na ocenę kredytową Polski wystawianą przez międzynarodowe agencje ratingowe oraz postrzeganie naszego kraju przez zagranicznych inwestorów. O tym, że taki scenariusz jest prawdopodobny, może świadczyć przykład Chorwacji pozwanej niedawno przez UniCredit przed Międzynarodowym Sądem Inwestycyjnym w Waszyngtonie.
Stosunkowo nieliczna, ale najaktywniej formułująca swoje postulaty grupa kredytobiorców i tak nie zaakceptuje rozwiązań legislacyjnych, będących rezultatem kompromisu pomiędzy realizacją oczekiwań społecznych a bezpieczeństwem systemowym. Stanie się tak zwłaszcza, jeśli przyjęcie ustawowej regulacji ograniczy kredytobiorcom możliwości dochodzenia roszczeń na drodze postępowania sądowego. O tym, że nie jest to wykluczone, przekonuje przykład tzw. ustawy antyspreadowej z 2011 r., która umożliwiła kredytobiorcom, na ich żądanie, spłacanie rat bezpośrednio w walucie kredytu. Regulacja ta była następnie wielokrotnie powoływana przez banki – często skutecznie – w sporach sądowych jako argument na rzecz bezzasadności roszczeń kredytobiorców w zakresie zwrotu różnic kursowych po dacie jej wejścia w życie. Zgodnie z tą argumentacją, skoro nie skorzystali oni w celu przywrócenia, ich zdaniem zachwianej, równowagi kontraktowej ze środków przysługujących im z mocy ustawy, to nie zasługują na ochronę w procesie sądowym.
W opisanej sytuacji, zamiast arbitralnych rozwiązań ustawowych, lepiej poszukiwać rozwiązania polubownego opartego na porozumieniu wszystkich interesariuszy, które dawałoby szanse na rzeczywistą pomoc kredytobiorcom mającym największe problemy ze spłatą rat. Tylko takie wyjście pozwalałoby większości stron osiągnąć maksimum korzyści przy możliwie najmniejszym ryzyku, zarówno indywidualnym, jak i systemowym. Byłby to również dowód, że w dzisiejszych czasach nadal możliwe jest rozwiązywanie konfliktów w drodze dialogu społecznego oraz że społeczeństwo obywatelskie w Polsce mimo wszystko ma się nieźle. Czy będzie na to szansa, zależy od decyzji Sejmu.