Największy do tej pory rządowy program pomocowy, który ma być remedium na wieloletnie łamanie norm jakości powietrza, ma wystartować już po wakacjach. Taki termin, czyli 1 września, potwierdził minister środowiska Henryk Kowalczyk.
To późniejszy start niż pierwotnie planowano. Wstępnie przewidywano, że program ruszy już w sierpniu. Wrzesień był drugim, „najpóźniejszym” terminem.
Skąd przesunięcie? Rządzącym bardzo zależy, by wnioski o dofinansowanie można było składać przez internet. Wdrożenie elektronicznego systemu ma znacząco uprościć proces dla potencjalnych beneficjentów, a także odciążyć urzędy.
Jak się okazuje, opóźnienie wynika z przedłużających się prac nad tym systemem, który – jak przekonuje minister Kowalczyk – ma docelowo zastąpić „tradycyjną” papierową formę składania wniosków.
Szef resortu zaznaczył przy tym, że na początku funkcjonowania programu taka metoda aplikowania o wsparcie też będzie akceptowalna.
W praktyce oznaczałoby to, że już za miesiąc mieszkańcy dławiący się smogiem mogliby ubiegać się nawet o 53 tys. zł dotacji do m.in. ocieplenia domu i wymiany źródła ogrzewania. Rządzący liczą, że na wsparciu ma w sumie skorzystać od 3 do 4 mln budynków jednorodzinnych.
W założeniu takie wsparcie ma być przeznaczone dla najbiedniejszych. Wysokość dofinansowania w przypadku dotacji będzie się bowiem wahać od 40 do 90 proc. kosztów kwalifikowanych inwestycji, w zależności od dochodu na osobę w gospodarstwie domowym.
Zgodnie z szacunkami Instytutu Badań Strukturalnych na pomoc w największej wysokości załapaliby się właściciele ponad 1,2 mln gospodarstw domowych, którzy kwalifikują się jako ubogie energetycznie.
W sumie na poprawę standardu termicznego w polskich domach przeznaczonych ma zostać 103 mld zł. Kwota ta będzie rozłożona na najbliższe 10 lat.
– Program przewiduje, że inwestycje (np. w termomodernizację – red.), które zostały rozpoczęte w tym roku, a nie zostały zakończone przed złożeniem wniosku, będą podlegały dofinansowaniu – poinformował szef resortu.
Kowalczyk przypomniał, że realizacja programu potrwa de facto 12 lat, bo poza 10-letnim naborem, rozliczanie wniosków będzie trwało dwa lata dłużej.
– Po tych 10 latach będziemy mogli się zastanowić nad wprowadzeniem ewentualnego zakazu stosowania pieców węglowych w domach – twierdzi szef resortu.
Zapowiedź ta jest zbieżna z kierunkiem zmian, który akcentowali ostatnio przedstawiciele Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW). Podkreślali oni, że wymiana starych palenisk na piece opalane paliwem stałym (nawet nowej generacji) będzie ostatecznością. Priorytetem jest bowiem dofinansowywanie inwestycji w instalacje ciepłownicze, a w dalszej kolejności gazowe i pompy ciepła.
Andrzej Guła, prezes Polskiego Alarmu Smogowego przekonuje, że program powinien ruszać jak najszybciej. Po pierwsze, żeby udało się zrobić jak najwięcej jeszcze przed nadchodzącym sezonem grzewczym. Po drugie dlatego, że od kiedy tylko premier Morawiecki zapowiedział, że dopłaty wkrótce ruszą (a było to w czerwcu), rynek zamarł. – Większość potencjalnych nabywców nowych urządzeń wstrzymała się z inwestycjami, czekając na wsparcie państwa – mówi Guła.