Rektorzy czekają na dodatkowe pieniądze, które będą mogli wypłacić pracownikom. W pierwszej kolejności otrzymają je ci, którzy zarabiają najmniej. Profesorowie mogą dostać jedynie symboliczne kwoty.
Do uczelni nadal nie wpłynęły pieniądze na podwyżki dla pracowników.
– Osoby zatrudnione na najniższych stawkach wypytują o dotację. Na razie musimy czekać – wskazuje prof. Stanisław Michałowski, rektor Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Na wzrost wynagrodzeń przeznaczonych jest ponad 907,5 mln zł z rezerwy celowej. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) zwleka z wydaniem decyzji co do podziału środków między poszczególne uczelnie. Wyjaśnia, że przydzielenie tych pieniędzy wymagało szczegółowego opracowania.
– Musieliśmy dokładnie przeanalizować dane, które zostały umieszczone w sprawozdaniach uczelni – tłumaczy Kamil Melcer, rzecznik MNiSW.
Dodaje, że decyzja w tej sprawie zapadnie w najbliższych dniach.
Jak dowiedział się DGP, w pierwszej kolejności na podwyżki mogą liczyć ci pracownicy uczelni, którzy zarabiają najmniej. Dopiero w drugiej pieniądze trafią do tych ambitnych i lepiej wykwalifikowanych.

Z własnej kieszeni

Coroczny wzrost wynagrodzeń pracowników uczelni publicznych aż do 2015 roku został zaplanowany w rozporządzeniu ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 5 października 2011 r. w sprawie warunków wynagradzania za pracę i przyznawania innych świadczeń związanych z pracą (Dz.U. nr 243, poz. 1447). Zgodnie z nim kwoty minimalnych pensji mają rosnąć o 9,14 proc. rocznie. Dzięki temu w 2015 r. wynagrodzenie pracownika uczelni miało być wyższe o 30 proc. w porównaniu z tym otrzymywanym w 2012 r. I tak na przykład pensja osoby zatrudnionej na stanowisku starszego wykładowcy ma wzrosnąć z 3310 zł do 4305 zł.
Pierwszą transzę podwyżek (w 2012 roku) uczelnie musiały opłacić z własnych kieszeni. Kolejne miał finansować budżet państwa.
– Początkowo dotacja na ten cel miała trafić do nas już w styczniu 2013 r., następnie przełożono termin do końca marca i nadal nie otrzymaliśmy informacji na ten temat z resortu nauki – tłumaczy prof. Roman Kołacz, rektor Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Obecnie wiadomo jedynie, ile pieniędzy trafi do poszczególnych typów szkół wyższych. Środki te zostaną podzielone przez resorty, które je nadzorują. Uczelnie artystyczne otrzymają 34 mln zł, a te, które podlegają pod resort nauki, ponad 700 mln zł. Jednak dopóki minister finansów nie uwolni środków z rezerwy celowej, na konta uczelni nie zostaną przelane żadne pieniądze.
– MNiSW w pierwszej kolejności musi dokonać podziału kwoty ujętej w rezerwie dla właściwych dysponentów – informuje Maria Hiż z Ministerstwo Finansów.
Dodaje, że do chwili obecnej do resortu finansów nie dotarła informacja od MNiSW o rozdzieleniu środków.
– Nie otrzymaliśmy też wniosków innych ministrów nadzorujących uczelnie publiczne o przyznanie dotacji na podwyżki wynagrodzeń pracowników szkół wyższych – uzupełnia Maria Hiż.

Dyskusyjny podział

Nie wiadomo też, jakimi zasadami będzie kierował się resort nauki, wydzielając kwoty na wzrost płac w poszczególnych szkołach. Rada Główna Szkolnictwa Wyższego i Nauki Związku Nauczycielstwa Polskiego (RGSWiN ZNP) zaproponowała, aby były one wyliczane ze względu m.in. na liczbę nauczycieli akademickich zatrudnionych na pierwszym etacie.
– Ministerstwo odrzuciło jednak nasze propozycje i ma zamiar uwzględniać również tych, którzy pracują w uczelni na drugim etacie – wyjaśnia Stanisław Różycki, wiceprezes RGSWiN ZNP.
Dodaje, że związkowcy postulowali także o niebranie pod uwagę osób, które łączą pracę z pobieraniem emerytury.
– To także zakwestionował resort nauki – dodaje Stanisław Różycki.

Łatanie dziury

Zagwarantowane podwyżki muszą być wypłacone do końca grudnia. Wówczas będą one wydane z wyrównaniem za minione miesiące od 1 stycznia 2013 r.
– W przypadku pracowników z najniższymi pensjami nasza uczelnia wypłaca podwyżki z własnych środków od początku roku – podkreśla prof. Stanisław Michałowski.
Dodaje, że odbierze te pieniądze, gdy otrzyma środki z puli, którą dostanie z resortu nauki.
– To, co nam zostanie, przeznaczmy na wzrost wynagrodzeń pozostałych zatrudnionych – mówi.
W pierwszej kolejności na podwyżki mogą liczyć ci, którzy zarabiają najmniej, czyli osoby zatrudnione na stanowiskach administracyjnych.
– Ci pracownicy bardzo zabiegają o wzrost płac. Ostateczne ustalenia w tej kwestii zapadną, gdy otrzymam oficjalną informację z ministerstwa, ile pieniędzy nam przypadnie – wyjaśnia prof. Stanisław Michałowski.
Podobnie środki będą dzielone na Politechnice Lubelskiej (PL).
– Najpierw będziemy podwyższać wynagrodzenia najsłabiej zarabiających – potwierdza również Iwona Czajkowska-Deneka, rzecznik prasowy PL.
Potem na wzrost pensji mogą liczyć osoby lepiej wykwalifikowane, których płace już teraz są wyższe, niż przewiduje minimum określone w ministerialnym rozporządzeniu. Tak jest w przypadku np. profesorów. Niektórzy zarabiają 5 tys. zł i więcej. W tym roku ich pensja wyniesie minimum 4525 zł.
Z kolei na Uniwersytecie Warszawskim (UW) wiadomo, że wynagrodzenia wszystkich pracowników nie wzrosną o taki sam procent.
– System podwyżek ma mieć charakter motywacyjny. Na pewno nie wszyscy otrzymają je po równo – uważa Anna Korzekwa, rzecznik prasowy UW.
Jacek Przygodzki, rzecznik prasowy Uniwersytetu Wrocławskiego, zapowiada, że decyzje te będą podejmowane wspólnie z pracownikami.
– Podział tych pieniędzy będzie przedmiotem rozmów ze związkami zawodowymi – zapewnia.
Naukowcy podkreślają, że jeśli zostaną pominięci w udzielaniu podwyżek, albo rektor przyzna im jedynie symboliczne kwoty, odejdą z uczelni.
– Już obecnie niektóre osoby zarabiają więcej niż wynika to z podwyżek ustalonych przez ministra nauki. Te osoby mogą być nieuwzględnione przy ich rozdzielaniu – mówi prof. Jan Machowski, dyrektor Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Warszawskiej.
Alarmuje, że następuje starzenie się kadry, gdyż młodzi ambitni ludzie zatrudniają się na uczelniach, ale ze względu na niskie płace, które nie pozwalają się utrzymać, szybko zmieniają pracę.
– Sytuację pogłębia to, że na stażu asystent dostaje obecnie około 60 proc. średniej pensji w województwie mazowieckim – uważa prof. Jan Machowski.
Dodaje, że w dziedzinach, zwłaszcza technicznych, w których absolwenci znajdują pracę w sektorze prywatnym, nie ma żadnych szans na odtworzenie wartościowej kadry na uczelniach.