- W naszej pracy nie mówimy tylko o takiej czystej agresji, ale też o zachowaniach gdzieś na granicy. A z taką czystą agresją spotykam się raz w tygodniu - mówi Grzegorz Jaskulski, ratownik medyczny, wiceprezes Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych.
Jak często wyjeżdża pan do pracy z obawą „co się dzisiaj wydarzy”?
To jest takie ciężkie pytanie, bo tak naprawdę nigdy nie wiemy, do kogo wyjeżdżamy i nie wiemy, co nas spotka. Taka obawa towarzyszy ratownikom na każdym wyjeździe i jest ona stale w naszej głowie. Dostając dyspozycję do wyjazdu, nie mamy pojęcia, co zastaniemy na miejscu. Mimo że w wywiadzie medycznym jest przykładowo zaznaczony ból w klatce piersiowej, to często zdarza się tak, że zastajemy pacjenta pod wpływem albo alkoholu, albo też różnych innych środków psychoaktywnych.
A jacy pacjenci budzą największe obawy? To są ci pacjenci właśnie pod wpływem alkoholu i środków psychoaktywnych?
Tak, zdecydowanie.
I jak często zdarzają się tego typu wyjazdy i niebezpieczne sytuacje?
Bardzo często. Dzieje się tak, kiedy mamy do czynienia, chociażby właśnie z pacjentem pod wpływem alkoholu, ale nie tylko. Spotykam się z agresją pacjenta czy osób, które mu towarzyszą średnio raz w tygodniu. To bardzo dużo.
Proszę też pamiętać, że my podchodzimy do takich pacjentów stanowczo, ale też z kulturą. W większości przypadków udaje nam się w ten sposób agresję zahamować, ale jak widzimy po ostatnim przypadku, nie zawsze tak jest.
A z czego wynika ta agresja? Dlaczego osoba, która dzwoni, żeby udzielić jej pomocy, nagle staje się agresywna, ona czy jej towarzysze?
To wszystko zależy od kilku czynników: chociażby od charakteru, ale też od sytuacji, jak doszło do wezwania i co się dzieje na miejscu. Na przykład mamy wezwanie do osoby, która spadła ze schodów. Okazuje się, że jest pod wpływem alkoholu i nie chce udzielania pomocy, a karetkę wezwała druga osoba - towarzysz libacji. Mamy więc konflikt między nimi i potencjalnie niebezpieczną sytuację.
Po tych ostatnich wydarzeniach środowisko ratowników medycznych bardzo mocno postuluje zwiększenie bezpieczeństwa waszej pracy. Co w pierwszej kolejności powinno się zmienić?
Najlepszym rozwiązaniem, które postulujemy już od wielu lat, jeżeli chodzi o nasze bezpieczeństwo, to jest zwiększenie liczby osób w zespole ratownictwa medycznego do trzech. W zespołach trzyosobowych w pierwszej kolejności możemy zgodnie z nauką i standardami wykonywać swoje obowiązki, a po drugie w sytuacji zagrożenia ta trzecia osoba może pomóc pozostałym. To widać w tej sytuacji z Siedlec. Postulujemy to już dłuższy czas, ale na ten moment stykamy się ze ścianą. Zobaczymy co przyniosą te najbliższe dni, czy miesiące.
Najczęstszym kontrargumentem jest to, że – na przykład – policjantów w zespole jest dwóch. Oczywiście to prawda, tylko weźmy pod uwagę, że jest to służba stworzona i wyszkolona do ochrony. Dodatkowo wyposażona w broń palną czy możliwość stosowania środków przymusu bezpośredniego.
Ratownik medyczny może także je stosować, jeśli ma do czynienia z agresywnym pacjentem i istnieje ryzyko zagrożenia życia pacjenta czy innych osób lub zespołu medycznego. Oczywiście należy następnie poinformować dyspozytora medycznego i zaznaczyć to w dokumentacji medycznej.
I środowisko ratowników jest pogodzone z tym, że poza wykonywaniem zawodu medyka musi jeszcze siłować się z agresywnymi ludźmi?
Nie jest, a co więcej w naszej pracy nie mówimy tylko o takiej czystej agresji, ale też o zachowaniach gdzieś na granicy. Jest bardzo wiele osób, które mają swoje zdanie, do czego oczywiście mają prawo, ale niejednokrotnie pod wpływem emocji tak eskalują konflikt, że przeradza się to w utarczki słowne, co odciąga nas od realizowania medycznych czynności rachunkowych
Nie ukrywam, jest to dosyć też trudne dla nas.
Wracając do waszych postulatów. Co jeszcze powinno się zmienić?
Druga sprawa to etatyzacja naszego zawodu, bo teraz większość ratowników medycznych pracuje na umowach śmieciowych. W konsekwencji ratownik musi sam sobie zapewnić narzędzie pracy, w tym także opłacenie ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej. Koszt takiego ubezpieczenia zależy od danego towarzystwa, ale to jest około od 500 do nawet i 1000 zł rocznie. Bardzo duży odsetek ratowników medycznych, którzy pracują na umowach cywilnoprawnych, również rozszerzają to ubezpieczenie o dodatkowe wynagrodzenie na czas choroby, czyli takie ubezpieczenie to już w sumie w granicach około 2000 zł.
Czytałam też o kamizelkach nożoodpornych, o kamerach nasobnych na wzór tych, których używają policjanci.
Na pewno należałoby się nad tym pochylić, ale nie chcielibyśmy do tego podchodzić na gorąco. Wydarzyła się wielka tragedia, jeżeli chodzi o naszą społeczność, ale myślę, że nie powinniśmy w związku z tym zacząć wykrzykiwać: „broń, paralizator, gaz”. Myślę, że należy się nad tym pochylić, oczywiście pochylić się z ekspertami z dziedziny bezpieczeństwa.
Należałoby usiąść do stołu w szerokim gronie ekspertów z różnych instytucji i ministerstw i przeanalizować te przypadki, wyciągnąć wnioski i co za tym idzie wdrożyć elementy bezpieczeństwa.
A zmiany legislacyjne?
Mamy teraz ustawę o Państwowym Ratownictwie Medycznym i czekamy na wejście w życie jej nowelizacji.
Postulujemy także o objęcie ratowników medycznych wcześniejszymi emeryturami. Wszystkie zawody medyczne są narażone na bardzo ciężkie warunki pracy, ale w naszym przypadku mówimy o tym, o czym rozmawialiśmy na początku – ta niepewność do kogo jedziemy i co nas spotka, jest dodatkowym, dużym, obciążeniem.
Pracujemy w różnych warunkach atmosferycznych, bo to nie jest tylko słońce, ale też deszcz czy śnieg, niejednokrotnie wchodzimy do miejsc potencjalnie niebezpiecznych. Pracujemy na miejscach katastrof, spotykamy się z różnymi wydarzeniami traumatycznymi – tak jak policjanci i dodatkowo podejmujemy jeszcze czynności ratujące życie.
I, co się jeszcze z tym łączy, bardzo ważne jest dla nas zwiększenie wsparcia psychologicznego. Teraz tego wsparcia nie mamy. Straż, państwowa straż pożarna, policja – wszystkie te służby, z którymi przecież też pracujemy, tego psychologa mają.