Za trzy lata może się pojawić kolejny koronawirus o potencjale pandemicznym. W Polsce o zagrożeniu jednak się nie myśli, a instytucje państwowe nie wyciągają wniosków z błędów popełnionych w czasie COVID-19.

Epidemiolodzy nie mają wątpliwości, że kolejna pandemia jest kwestią czasu i trzeba zrobić wszystko, by jak najlepiej przygotować się na nieznane. Profesor Salim Abdool Karim z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, południowoafrykański epidemiolog i doradca WHO, mówił w wywiadzie dla GAVI Vaccine Alliance, że epidemię COVID-19 można było przewidzieć już po epidemii SARS w 2002 r., a następnie MERS w 2012 r. Kolejnego koronawirusa o dużym potencjalne pandemicznym, który może zagrażać zdrowiu publicznemu, a nawet przynieść kolejną pandemię, można się spodziewać w 2027 r. Uważa, że podstawą przygotowań do kolejnego kryzysu są trzy elementy: nadzór epidemiologiczny, decyzyjna i odpowiednio finansowana instytucja rządowa, która będzie w stanie zarządzić sytuacją w razie wybuchu epidemii, oraz środki zaradcze, czyli odpowiednie narzędzia diagnostyczne, szczepionki i właściwe leczenie – nie tylko środki farmakologiczne, lecz także respiratory.

Polska nie jest przygotowana na pandemię

Pandemia COVID-19 do 19 grudnia 2023 r. wywołała na Starym Kontynencie 277 726 290 potwierdzonych zachorowań i pochłonęła 2 259 030 istnień ludzkich. Zdaniem ekspertów nie wyciągnęliśmy z niej wniosków. Również polski rząd od chwili zaprzysiężenia 13 grudnia 2023 r. nie opracował ani jednego strategicznego dokumentu na temat postępowania w razie kolejnej epidemii.

Kiedy pytamy w instytucjach rządowych o audyt decyzji podejmowanych przez gabinet Mateusza Morawieckiego w pandemii i weryfikację ich zgodności z prawem, zarówno Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, jak i Ministerstwo Zdrowia odpowiadają, że „działania były audytowane przez Najwyższą Izbę Kontroli”. I odsyłają do wyników „około 30 kontroli z różnych obszarów życia w związku z wystąpieniem COVID-19”. W nich m.in. wiarygodność informacji w czasie epidemii została oceniona jako bardzo niska. To m.in. przez brak konkretnych danych ze strony MZ, które uzasadniałyby wprowadzanie różnych obostrzeń i zakazów, jak np. korzystania z lasów czy plaż. Krytykowano dodatki covidowe dla medyków mających kontakt z zakażonymi, na które w latach 2021–2022 wydano prawie 9 mld zł, ale MZ dopuściło do luk, które umożliwiały wypłatę bonusów osobom nieuprawnionym. Negatywnie oceniano utworzenie i funkcjonowanie szpitali tymczasowych – 14 z 33 okazało się zbędnych, jednak wydano na nie ponad 600 mln zł.

Jak tych błędów nie powtórzyć?

Choć podczas pandemii ówczesny minister zdrowia Adam Niedzielski wielokrotnie zapowiadał wzmocnienie Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS) (choćby w czerwcu 2021 r., gdy mówił o wielomilionowych inwestycjach w laboratoria), sanepid, który w pandemii z powodu niedofinansowania i niedoborów kadrowych miał problem z kontrolowaniem zakażonych, do dziś nie doczekał się poważnych zmian systemowych. A przez prawie cztery lata, od listopada 2020 r. do czerwca 2024 r., jako p.o. kierował nim informatyk Krzysztof Saczka.

Rzecznik GIS Marek Waszczewski zapewnia, że Państwowa Inspekcja Sanitarna „nieustannie się rozwija, poprawia się infrastruktura stacji sanepid i wyposażenie sieci laboratoriów”, a od ubiegłego roku nadzorem epidemiologicznym zostały objęte także zakażenia wirusem RSV.

Co zrobił rząd?

Z kolei MZ podkreśla, że już w styczniu minister zdrowia Izabela Leszczyna powołała zespół ds. monitorowania i oceny sytuacji dotyczącej zagrożeń związanych z chorobami zakaźnymi. W związku z nową falą zachorowań na COVID-19 w ubiegły wtorek odbyło się też spotkanie przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia m.in. z głównym inspektorem sanitarnym i konsultantem krajowym ds. chorób zakaźnych, na którym ustalono zalecenia dla urzędów i instytucji dotyczące noszenia maseczek, dbałości o higienę i dystansowanie oraz rekomendowano szersze testowanie, by osoby chore były jak najszybciej identyfikowane, diagnozowane, a w razie potwierdzenia zachorowania otrzymywały również zalecenia domowej izolacji.

Czy to wystarczy? Profesor Marcin Czech, lekarz epidemiolog i były wiceminister zdrowia ds. polityki lekowej, zauważa, że brakuje systemu powszechnego testowania, a obecnie prowadzone testowanie wyrywkowe nie pokazuje prawdziwego stanu zakażeń. Niepokoi go też brak świadomości społecznej dotyczącej zagrożeń ze strony wirusów. – Choćby na temat wirusa SARS-CoV-2, który wciąż mutuje i wywołuje nowe zakażenia. Martwi mnie też brak zapasów skutecznych leków przeciwwirusowych, które powinny być dostępne w szpitalach – mówi prof. Czech. I dodaje, że żeby to zapewnić, główny inspektor sanitarny powinien mieć więcej realnej władzy, a sama inspekcja powinna zostać spionizowana, by jej struktura była czytelna, a inspektorzy powiatowi i wojewódzcy podlegali wyłącznie GIS-owi, a nie również władzom samorządowym.

Medycy nie mają wątpliwości

– Gdyby dziś wybuchła kolejna epidemia, znowu bylibyśmy zdani wyłącznie na siebie, lekarzy, pielęgniarki, ratowników. W internecie wymienialibyśmy się sposobami, jak do jednego respiratora podłączyć dwie osoby, zastanawiali się, jak z pleksi zrobić izolatkę. Nikt nie przekazał nam żadnej instrukcji postępowania w razie epidemii i nie ćwiczy procedur nie tylko na wypadek epidemii, ale nawet zdarzenia masowego – mówią nam lekarze z kilku szpitali w kraju, zarówno małych powiatowych, jak i największych – wojewódzkich i klinicznych. ©℗

ikona lupy />
Przypadki MPOX w Europie w latach 2022–2024 / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe