Informacja o ciąży zostanie wpisana do Systemu Informacji Medycznej tylko, jeśli pacjentka będzie tego chciała – przewiduje projekt ministerialnego rozporządzenia. Ginekolodzy: powinna tego chcieć dla własnego bezpieczeństwa.

W środę projekt nowelizacji rozporządzenia ministra zdrowia ws. szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji trafił do konsultacji publicznych. Ciąża ma zostać wpisana do Systemu Informacji Medycznej (SIM) tylko wówczas, gdy niezbędne będzie udzielenie pacjentce świadczenia zdrowotnego lub istotnej procedury medycznej i gdy złoży ona oświadczenie dotyczące przekazania informacji o ciąży.

To rozwiązanie znosi obowiązek wpisywania informacji o ciąży do SIM, który został wprowadzony w październiku 2022 r. i wywołał duże kontrowersje. – Polskie kobiety miały poczucie, że obowiązkowy rejestr ciąż był dostępny nie tylko dla lekarzy, lecz także dla prokuratorów. Był de facto powodem represji wobec kobiet w ciąży – mówił w ubiegłym tygodniu na konferencji prasowej premier Donald Tusk. – Skończy się ten okres przykrej ciemnej dwuznaczności wokół tego, jak się traktuje w Polsce ciężarne kobiety – zaznaczył premier. A jeszcze na początku sierpnia Ministerstwo Zdrowia, którego szefową jest Izabela Leszczyna, poinformowało Polską Agencję Prasową, że nie planuje wycofania obowiązku wpisania ciąży pacjentki do rejestru i w ogóle nie prowadzi prac legislacyjnych zmierzających do zmiany rozporządzenia w tej sprawie.

Ginekolodzy są sceptyczni

Ginekolodzy do nowej decyzji ministerstwa podchodzą jednak z rezerwą: – To zły pomysł – uważa dr hab. Filip Dąbrowski, prof. CMKP, kierownik Oddziału Ginekologiczno-Położniczego w Szpitalu Bielańskim w Warszawie. – To rejestr typowo medyczny, wykorzystywany do ratowania życia, a nie do ścigania za aborcję. Dostęp do niego ma przede wszystkim system ratownictwa medycznego. Stosuje się go w sytuacji udzielania pomocy osobie nieprzytomnej, np. poszkodowanej w wypadku. Informacja o ciąży jest o tyle ważna, że od razu wyklucza wykonanie niektórych procedur czy podanie leków zagrażających rozwijającemu się dziecku. Wiadomo, że np. w przypadku urazu kręgosłupa zamiast badania RTG należy wykonać rezonans magnetyczny, bo promieniowanie może powodować wady genetyczne, anatomiczne, a nawet obumarcie wczesnej ciąży. A jeśli trzeba prześwietlić np. tylko klatkę piersiową, brzuch pacjentki można zasłonić ołowianymi ekranami – tłumaczy prof. Dąbrowski.

Zdaniem prof. Dąbrowskiego przepis dotyczący wpisywania ciąży jedynie na wniosek pacjentki spowoduje, że takie sytuacje będą należały do wyjątków. – Nawet jeśli pacjentka będzie chciała przekazać taką informację, może nie mieć czasu albo ochoty na wypełnianie dodatkowych dokumentów. Dlatego uważam, że powinno się wprowadzić możliwość wypisania się z systemu na wniosek pacjentki, tak jak się to dzieje w przypadku dawców narządów do przeszczepu. Jeśli ktoś sobie nie życzy zostać dawcą, może złożyć odpowiednie oświadczenie, wszystkich innych można uznać za potencjalnych dawców – tłumaczy prof. Dąbrowski.

Również Michał Gontkiewicz, ginekolog położnik ze szpitala w Płońsku i członek prezydium Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, jest zdania, że decyzja Ministerstwa Zdrowia jest nieprzemyślana: – Przede wszystkim wprowadza chaos i podważa wiarygodność rejestru medycznego. Jeśli ma on działać, powinien gromadzić dane od wszystkich obywateli, ale zakładać, że dostęp do niego będzie warunkowy dla lekarzy czy urzędników. Szkoda, że nikt nie tłumaczy pacjentom, że rejestry medyczne nie są metodą opresyjnego państwa na monitorowanie, czy ktoś ciąże usuwa, czy nie, ale umożliwiają planowanie polityki zdrowotnej i poprawianie dostępu do leczenia – podkreśla Michał Gontkiewicz.

Informacja w rejestrze gwarancją bezpiecznego leczenia

Informacja o ciąży w systemie medycznym gwarantuje też bezpieczne leczenie farmakologiczne: – System automatycznie wyświetla wówczas informację, że dany lek ma kategorię C+, czyli nie jest bezpieczny dla pacjentek w ciąży. Zgodnie z klasyfikacją WHO bezpieczne są leki kategorii A i B, od C w górę należy rozważyć sensowność zastosowania, a w przypadku kategorii X w ogóle nie wolno ich podawać. Zdarza się, że pacjentki, u których nie widać ciąży, dostają na przykład od lekarza rodzinnego antybiotyk czy lek przeciwbólowy zagrażający płodowi – tłumaczy ginekolog.

Jolanta Budzowska, radca prawny, reprezentująca poszkodowanych pacjentów, uważa jednak, że decyzję należy pozostawić kobiecie: – Należy założyć, że pacjentka jest świadoma i zdolna do decydowania o sobie, a jeśli odmawia wpisu danych o ciąży do rejestru, bierze za to odpowiedzialność. Jeśli informacja o ciąży byłaby istotna, np. w szpitalnym oddziale ratunkowym w sytuacji ratowania życia, a utrudniła proces diagnostyczny, to będzie to m.in. konsekwencja decyzji pacjentki. W tym wszystkim zyskuje na wadze wypełnienie przez lekarza ginekologa obowiązku informacyjnego. To on musi wytłumaczyć pacjentce, z czym się wiąże ujawnienie tych danych bądź nie z punktu widzenia medycznego – mówi Jolanta Budzowska. ©℗