– W Norwegii jeden punkt z alkoholem jest na 18 tys. mieszkańców, w Polsce na 200-300 osób. Jeżeli nie można wycofać alkoholu ze stacji benzynowych, to jest wina państwa, które nie pomaga, lecz przeciwnie – wspiera rozwijanie się uzależnienia od alkoholu – mówi dr n. med Bohdan Woronowicz.
W Polsce zażywanie trucizny, jaką jest alkohol, jest tak powszechne, że osoby, które odmawiają spożywania go na imprezach towarzyskich, zazwyczaj się tłumaczą, co więcej – ich powody są często komentowane, a nawet podważane przez otoczenie. Szczególnie pośród mężczyzn panuje przekonanie, że niepicie alkoholu to swego rodzaju ujma na honorze.
Tymczasem według dostępnych danych spożycie alkoholu na mieszkańca w Polsce należy do jednych z najwyższych w UE. Alkoholizm dotyka niemal 1 mln Polaków, a kolejne kilka milionów ma problem alkoholowy. Z informacji zgromadzonych przez Eurostat wynika, że Polska zajmuje 2 miejsce w UE pod względem zgonów z powodu zaburzeń związanych ze spożyciem alkoholu. Koszty społeczno-ekonomiczne wynikające ze spożywania alkoholu w Polsce są zatrważające. Kwota szacowana jest na 93,3 mld zł.
Leczeniem alkoholizmu w Polsce zajmuje się pan od ponad 50 lat. Jak dziś piją Polacy? Czy coś się zmieniło w społeczeństwie?
Był taki czas, że się zmieniło i zaczęliśmy pić nie tylko mniej, ale i słabsze napoje alkoholowe, ale z tego, co mówią badania, w ostatnich latach niestety wróciliśmy do mocnych trunków.
Ostatnie dane mówią bowiem o 50 proc. spadku konsumpcji piwa i sięgającym 40 proc. udziale w ogólnym spożyciu mocnych alkoholi (w 2000 r. wynosił on 28,3 proc.).
Jak wiadomo, działanie tych mocnych, spirytusowych napojów jest dużo bardziej szkodliwe niż piwa czy wina. Także dobry trend był do niedawna, ale z tego, co ostatnie badania mówią, niestety wracamy do mocnych alkoholi.
Ważne
Według Światowej Organizacji Zdrowia jeden punkt sprzedaży napojów alkoholowych powinien przypadać na co najmniej 1000 osób. W Polsce jeden sklep z alkoholem przypada na 273 osoby.
Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych alarmowała już kilka lat temu, że jesteśmy w światowej czołówce pod względem dostępności alkoholu.
Polskie Radio informuje, że najłatwiej kupić alkohol w woj. zachodniopomorskim (205 osób na jeden punkt), lubuskim (237) i warmińsko-mazurskim (248). [dane z 2015 r.]. Ale problem dotyczy całej Polski.
W Polsce samorządy mogą ograniczać fizyczną dostępność alkoholu, obniżając limit sklepów i lokali gastronomicznych, w których jest sprzedawany.
Jak podaje Polskie Radio, limit sprzedaży alkoholu to według badań naukowych jedna z najskuteczniejszych metod redukcji różnych problemów społecznych, generujących ogromne koszty w ochronie zdrowia, pomocy społecznej czy wymiarze sprawiedliwości. Eksperci szacują, że w sumie koszty te mogą wynosić od 0,9 do nawet 2,4 procent produktu krajowego brutto.
Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych alarmowała, że jesteśmy w światowej czołówce pod względem dostępności alkoholu. Dlaczego tak się dzieje i kto za to odpowiada?
W Polsce państwo wspiera pijących. Kiedy Litwini stwierdzili, że wypijają 16 l alkoholu na głowę, ograniczyli jego sprzedaż w dni powszednie do godzin 10.00-20.00, a w niedziele 10.00-15.00 (było od 8.00 do 22.00), zabronili sprzedawania alkoholu osobom przed 20 r.ż., wydali całkowity zakaz reklamy alkoholu, a w 2016 r. wycofali alkohol ze stacji paliw. Notabene w Rosji też nie kupi się alkoholu na stacjach paliw. A u nas owszem, temat pojawia się w rozmowach, ale podstawowe zasady dotyczące dostępności alkoholu nie są spełniane.
Po pierwsze, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) mówi, że na 1000 osób powinien być maksymalnie jeden punkt sprzedaży alkoholu, a u nas jeden jest na ok. 200-300 osób. Czy pani wie, że w Norwegii jeden punkt przypada na 18 tys. osób?
Po drugie, tylko w niektórych miastach i gminach sprzedaż alkoholu jest ograniczona w godzinach od 22 do 6. Np. Warszawa nie chce tego wprowadzić, a Kraków wprowadził dopiero w 2023 r., bo wcześniej wykonanie uchwały Rady miasta z 2018 r. wstrzymał Wojewódzki Sąd Administracyjny.
Podobnie było w Zakopanem, gdzie wojewoda małopolski uchylił w 2018 r. zakaz nocnej sprzedaży alkoholu uchwalony przez Radę Miasta Zakopane. Dopiero po licznych odwołaniach Naczelny Sąd Administracyjny uchylił w marcu 2022 r. decyzję wojewody.
Rząd w Polsce nie chce zdecydować się na odgórne wprowadzenie zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach. Jakie są konsekwencje braku takiej decyzji?
Jeżeli nie można wycofać alkoholu ze stacji benzynowych, to jest wina państwa, które nie pomaga, lecz przeciwnie – wspiera rozwijanie się uzależnienia od alkoholu. Nie wiem, czy świadomie.
Dodatkowo, co jakiś czas wyskakuje jak filip z konopi np. dzielny poseł Wróblewski i zabiega o wprowadzenie sprzedaży napojów alkoholowych na dworcach PKS czy PKP. Ciekawe, kiedy zaproponuje stawianie kiosków z piwem przy każdym placu zabaw, żeby rodzicom pilnującym dzieci się nie nudziło? Może nie zdąży, bo podobno wybiera się do Parlamentu Europejskiego? Może koledzy partyjni dokończą to „dzieło”?
Proszę powiedzieć, kiedy pani kupowała ostatnio alkohol w sklepie z nocną sprzedażą po 22?
Po 22 to nie wiem, chyba dawno.
A kiedy ostatnio kupowała pani alkohol na stacji benzynowej?
Na stacji benzynowej nie pamiętam, prawdę mówiąc.
Widocznie nie ma pani problemu z alkoholem. Alkohol na stacjach paliw i w nocnych sklepach kupują prawie wyłącznie osoby z problemem alkoholowym. Zdrowy człowiek umie sobie zaplanować, wypije i koniec. Natomiast ktoś, kto ma problem z kontrolowaniem swojego picia, wypije i szuka dalej, bo się „nie dopił”.
Brak wprowadzania ograniczeń to ukłon w kierunku tych, którzy mają trudności z kontrolowaniem swojego picia. Podobnie z małymi buteleczkami, tzw. małpkami. Wprowadzono je, aby można było ją wziąć np. do pracy, wyjąć w windzie albo w toalecie – kobieta z torebki, mężczyzna z kieszeni, i wypić. To idiotyczna (a może celowa?) polityka ułatwiająca dostęp do alkoholu.
Nie ma co się dziwić, że mamy takie spożycie, skoro nie wykorzystujemy jako państwo tych możliwości ograniczania alkoholu, które daje prawo, żeby o 22 przestać sprzedawać alkohol.
Pana zdaniem, aby mniej osób się uzależniało, stoiska z alkoholem wszędzie powinny być niedostępne w godzinach 22-6. Co jeszcze można zrobić?
Zgadza się. To nie rozwiąże problemu, ale może nieco go ograniczyć. Należy, po pierwsze, wprowadzić ograniczenie dostępności alkoholu – od godz. 22 do 6 rano brak dostępu do stoisk z alkoholem.
To powinno zostać wprowadzone ustawowo na terenie całej Polski, żeby nie było „wyjazdów turystycznych”, często już w stanie nietrzeźwym, do sąsiedniej gminy w celu uzupełnienia zapasów alkoholu.
Konieczne jest także przemyślane postępowanie samorządów, gdy udzielają sklepom zezwolenia na sprzedaż alkoholu. Nie powinno być tak, że jeden punkt, w którym można kupić alkohol, jest na 200-300 mieszkańców, tylko powinien być jeden na 1000-1500 mieszkańców, tak jak sugerują specjaliści ze Światowej Organizacji Zdrowia.
Jeśli komuś zabraknie alkoholu i będzie musiał gdzieś daleko jechać, to pewnie nie wypije. W Polsce każdy taki dziesięciopiętrowy blok, który ma pewnie z 300 mieszkańców, ma obok swój punkt sprzedaży alkoholu.
Poza tym cena alkoholu w stosunku do zarobków jest w Polsce jest bardzo niska.Tańszy alkohol niż u nas jest tylko na Węgrzech, w Bułgarii i w Rumunii. Z roku na rok za średnie miesięczne wynagrodzenie możemy kupować coraz więcej alkoholu.
Lobby alkoholowe w Polsce jest bardzo silne. Nie wykluczam, że może trzymać w kieszeni wielu działaczy, radnych, posłów, dlatego zezwala się na otwieranie tak wielu sklepów sprzedających alkohol, aby ludzie więcej kupowali. Punkty sprzedaży alkoholu 24/7. Im więcej ludzie kupują, tym więcej spożywają. Do tego ukrywany jest fakt, że do każdej złotówki ze sprzedawanego alkoholu, trzeba dopłacić 3 złote. Straty, jakie ponosi państwo, czyli my wszyscy, są 3-4 większe niż wpływy. Jestem przekonany, że logicznie myślący posłowie i radni zdają sobie sprawę z tego, że z możliwości kupowania napojów alkoholowych w godzinach nocnych i na stacjach paliw korzystają prawie wyłącznie osoby z problemem alkoholowym.
Osoby te nie są bowiem w stanie zaplanować i później realizować konsumowania alkoholu w rozsądnych granicach i w sposób kontrolowany. Stanowią one ok. 19 proc. społeczeństwa, ale jednocześnie spożywają ok. 70 proc. alkoholu spożywanego w naszym kraju.
Trudno jest mi zrozumieć, dlaczego mamy troszczyć się o niecałe 20 proc. naszych rodaków, zamiast zadbać o pozostałe 80 proc.? Czy nasi przedstawiciele w parlamencie i w samorządach znają prawdę, czy też alkoholowe lobby, w imię własnych partykularnych interesów, zrobiło posłom i radnym „wodę z mózgu”? Może jest to odwracalne? Światowe badania mówią, że ograniczenie dostępności alkoholu to jeden z podstawowych warunków ograniczenia problemów alkoholowych.
Ważne
Przy różnych okazjach zwracam uwagę na ludzkie nieszczęście, bo na co dzień spotykam się z osobami pijącymi ryzykownie, szkodliwie i uzależnionymi od alkoholu oraz z ich zrozpaczonymi rodzinami. Nieograniczony dostęp do alkoholu, szczególnie w godzinach nocnych oraz na stacjach paliw to nic innego, jak tylko umożliwianie tym ludziom pogłębiania się i narastania ich alkoholowych problemów, to dodatkowe łzy dzieci, żon, matek i innych bliskich tych osób, które już zostały lub zostaną za chwilę pokonane przez alkohol.
Tymczasem reklamy alkoholu w Polsce zdają się ocieplać wizerunek alkoholu. Jakiś czas temu głośno było o reklamie, w której para celebrytów spędza czas przy bożonarodzeniowym stole z piwem Tyskim. Jan Śpiewak poinformował, że jego fundacja Bezpieczna Polska złożyła zawiadomienie do prokuratury w sprawie udziału Joanny Koroniewskiej i Marcina Dowbora w reklamie Tyskiego, którą określił mianem "świątecznej kampanii piwa przebranej za akcję charytatywną rozdawania posiłków dla potrzebujących".
To prawda, reklamy alkoholu w Polsce są skandaliczne, często bezczelne, gdzie bezkarnie wykorzystuje się barwy narodowe. Są podprogowe - już dzieci się uczy, że żubr komuś pomaga („żubr ratuje małego jeżyka”), a w reklamie zwierzę jest pokazywane jako piwo Żubr. Niedługo dzieci nie będą wiedziały, że żubr to zwierzę, a nie piwo. Kiedy zgłaszane są tego rodzaju przestępstwa czy wykroczenia, prokuratura niestety często je umarza, motywując „niską szkodliwością społeczną”.
Problemem jest także brak cen minimalnych na alkohol, który powoduje, że sklepy robią promocje.Np. kupuje się jedną zgrzewkę i drugą dostaje gratis. To są rzeczy postawione na głowie. Polityka państwa i polityka samorządów ułatwia picie, a nawet często prowokuje do picia. Od lat nasze państwo przegrywa z alkoholowym lobby. Ciekawe, czy dzisiejsze władze też przegrają?
Zmiany konieczne są także w edukacji. Dzieci i młodzież uczy się wielu nieistotnych rzeczy, tymczasem wiedza na temat alkoholu powinna być obecna na różnych przedmiotach. Uczniowie powinni dowiadywać się na historii, co alkohol zrobił osobom, które były wielkie, a z powodu alkoholu szybko zniszczyły sobie życie. W literaturze też opisywane są losy osób, których życie zniszczył alkohol.
Również na biologii czy chemii uczniowie powinni dowiadywać się, jak bardzo destrukcyjnie alkohol wpływa na organizm człowieka. Istotne jest nie tylko prowadzenie pogadanek o tym, że alkohol szkodzi. Edukacja powinna być rozłożona na różne przedmioty, żeby pokazać, czym tak naprawdę jest alkohol.
Profilaktyka jest tu niezwykle ważna, ale… w 2017 roku ówczesny Sejm, podczas nocnego posiedzenia, bez konsultacji z ekspertami, odebrał ustawowo 2/3 środków Funduszowi Rozwiązywania Problemów Hazardowych. Środki te mogły być wykorzystywane na profilaktykę uzależnień, badanie zagrożeń i rozpowszechnienia oraz na wspieranie terapii uzależnień. Mam nadzieję, że obecne władze oddadzą te skradzione w świetle prawa środki.
Kto może się uzależnić od alkoholu? Czy uzależniają się ludzie wyróżniający się wrażliwością lub tacy, którzy zawsze mieli do tego predyspozycje?
Uzależniają się ludzie, którzy mają jakieś dysfunkcje. Alkohol działa na nich pozytywnie w sensie poprawienia samopoczucia i najczęściej są to osoby, które odkryły w pewnym momencie, że po spożyciu alkoholu czują się tak, jak chciałyby się czuć, a nie potrafią osiągnąć tego w naturalnych warunkach.
Są ludzie, którzy siedzą w symbolicznym dołku, bo już tak im się ukształtowała osobowość, że nie potrafią żyć w zgodzie nie tylko ze sobą, ale też z otoczeniem. Taka osoba, kiedy nagle zobaczyła, że po wypiciu alkoholu to wszystko inaczej wygląda, chce wypić kolejny raz.
To tak jakby siedziało się w ciemnym dole i nagle z niego wyszło, zobaczyło, że świeci słońce i ludzie się uśmiechają. I potem wpadło się tam z powrotem. A udało się wyjrzeć z dołka dzięki napiciu się. W takiej sytuacji człowiek będzie tęsknił za tym, aby jak najczęściej wyjrzeć i zobaczyć coś fajnego.
Przez to wiele osób się uzależnia. Przecież nikt nie pije po to, aby sobie zrobić krzywdę, tylko dlatego, że odkrył, że alkohol coś dobrego mu przez jakiś czas daje. A później staje się to już rutyną i sposobem na radzenie sobie z trudnościami i negatywnymi emocjami.
Czy można przypuszczać, że takie osoby nigdy nie odkryły tego, że można cieszyć się życiem bez używek? Czy może mieli w przeszłości deficyty uwagi rodziców, którzy niewystarczająco pokazali im dobre strony życia?
Człowiek wchodzi w życie z określonym potencjałem. Nasze drogi od dzieciństwa do dorosłości różnie przebiegały. Jedni weszli w życie lepiej uzbrojeni, jeśli chodzi o radzenie sobie z przeciwnościami, ze stresem, a inni gorzej.
Coraz więcej mówi się – zresztą we wszystkich rodzajach uzależnień – o bardzoważnej roli ośrodka nagrody, który kolokwialnie mówiąc, jest odpowiedzialny za nasze dobre samopoczucie. Ludzie poszukują różnych sposobów drażnienia tego ośrodka i jednym z nich jest właśnie alkohol.
Znam osoby, które mówiły, że już po wypiciu pierwszego alkoholu poczuli się tak świetnie, że później poszukiwali okazji, aby kolejny raz tak wspaniale się poczuć. Mijały niepokój, lęk, nieśmiałość itp.Tęskniły do tych stanów i wracały do alkoholu. Efektem było uzależnienie.