Marek Wójcik: NIE. To jest bardzo zły i niekonstytucyjny pomysł. Sięganie przez rząd po pieniądze z cudzej kieszeni. Nie widzę uzasadnienia, żeby nasze wspólnoty samorządowe musiały drugi raz płacić za usługi, za które już raz zapłaciły.
Nasi mieszkańcy uiszczają przecież składkę na ubezpieczenie zdrowotne i mają mieć z niej opłacony dostęp do potrzebnych świadczeń medycznych. Wszędzie taki sam. Tymczasem, proponuje się aby z własnych pieniędzy, podatków trafiających do samorządów mieliby płacić drugi raz za to samo.
Samorządy nie dostają ani złotówki na realizację zadań z zakresu ochrony zdrowia. Od tej ustawy im ich nie przybędzie, czyli zostaną postawione przed dylematem: kupić świadczenie zdrowotne czy np. nadal opłacać zajęcia pozalekcyjne lub wykonać konieczny remont środowiskowego domu samopomocy. Żeby mieć na nowe zadania, na które nie dostaniemy nic musimy zabrać z innych zadań.
Czy rozwiązanie resortu nie jest sprzeczne z zapisami konstytucji o równym dostępie do ochrony zdrowia?
Piotr Warczyński: NIE. Nie popadajmy w skrajności. Równie dobrze można powiedzieć, że w wielu innych sprawach też łamiemy konstytucję, ponieważ w jakimś regionie jest specjalistyczny szpital, w innym nie.
Oczywiście jedne samorządy będzie stać by dopłacić do świadczeń, a inne nie. Ale czy to oznacza, że mamy równać w dół, do poziomu tych, w których sytuacja jest najcięższa? Moim zdaniem nie.
Marek Wójcik: TAK. Oczywiście że jest sprzeczne i to w szerokim zakresie. Godzi w zasadę równego dostępu do świadczeń, a także w regułę, że za nowymi zadaniami przekazywanymi samorządom muszą iść dodatkowe środki.
Resort zdrowia zresztą sam sobie przeczy. Gdy przez wiele lat samorządy chciały realizować programy profilaktycznie wspólnie z NFZ dostawały odmowę ze względu na ryzyko nierównego dostępu do świadczeń zdrowotnych. Dwa lata temu resort zdrowia wydał w tej sprawie oficjalne stanowisko. Twierdząc, że byłoby to niekonstytucyjne, bo nie wszystkie samorządy realizują programy zdrowotne i tym samym dostęp do usług zdrowotnych nie byłby wszędzie identyczny.
Jeśli ktoś zastanawia się nad konstytucyjnością zapisów proponowanych przez resort zdrowia, niech odpowie sobie na pytania: jak wytłumaczymy pacjentom, że na obszarze jednego samorządu, który kupuje dodatkowe usługi, nie czeka się w kolejce np. do neurologa, a w sąsiednim kolejka ma 20 miesięcy? Kto miał by być odbiorcą kupowanych przez samorządy usług: mieszkańcy czy zameldowani, a może opłacający w danym samorządzie podatki?
Czy samorządy w ogóle będzie stać na dokupowanie świadczeń? Przecież niektóre powiaty mają mniejsze budżety, niż znajdujący się na ich terenie szpital.
Piotr Warczyński: TAK/NIE. Pamiętajmy, że celem tej regulacji nie jest przerzucenie finansowania opieki nad mieszkańcami na samorządy, a umożliwienie im - o ile będą zainteresowane – sfinansowanie wybranych świadczeń. Na przykład Warszawa ma wysoki budżet i jeżeli będzie chciała to podejmie takie działania.
Większość samorządów realizuje teraz programy zdrowotne – czy to np. bezpłatnego dostępu do dodatkowych szczepień nierefundowanych przez państwo, czy walki z otyłością albo badania przesiewowe. Mają taką możliwość, a nie obowiązek. I korzystają z niej.
Dlatego obawy i sprzeciwy niektórych samorządów przeciwko poszerzeniu ich uprawnień wydają się przesadzone.
Marek Wójcik: TAK/NIE. Skala może być zbliżona do tej jaką obecnie mają programy zdrowotne realizowane przez samorządy. Na politykę zdrowotną lokalne i wojewódzkie władze samorządowe wydają zazwyczaj ok 300-400 mln zł rocznie. Jeśli część z tych pieniędzy zostanie przeznaczona na zakup świadczeń medycznych wymuszony tym, że np. w szpitalu skończył się kontrakt, to ucierpi na tym promocja zdrowia, zrealizowanych zostanie mniej badań przesiewowych.
To byłaby olbrzymia strata, ponieważ w Polsce profilaktykę traktuje się marginalnie. Ponad dwie trzecie wydatków na ten cel pochodzi właśnie od samorządów. Trzeba będzie wybrać czy kontynuować np. szczepienie dzieci czy zapłacić za świadczenia ponadlimitowe w szpitalu.
Polecany produkt: Czas pracy >>>