Ustawa o in vitro ma być przyjęta już na następnym posiedzeniu Sejmu, być może częściowo z głosami posłów PiS.

Z kolei uchwała PiS wzywająca przyszły rząd do sprzeciwu wobec zmiany unijnych traktatów może trafić do szuflady, choć większość sejmowa ma podobne do rządu Morawieckiego zdanie.

PiS w rozterce

– W Polsce przez osiem lat nie urodziło się 100 tys. dzieci, które urodziłyby się, gdyby program był – mówił Sławomir Nitras z KO podczas wczorajszej sejmowej debaty nad obywatelskim projektem ustawy przywracającym państwowe dofinansowanie procedury in vitro. Z tej opcji na początku swoich rządów wycofał się rząd Beaty Szydło.

Posłowie PiS z kolei zwracali uwagę na moralne aspekty tej procedury (chodzi o zamrażanie zarodków) oraz względnie niską skuteczność. – Zwalczajmy główne przyczyny niepłodności, edukujmy, promujmy dobry model rodziny, zmieniajmy styl życia, promujmy nowoczesną diagnostykę, w tym naprotechnologię – mówił Andrzej Gawron.

Przedstawiciele koalicji KO, Trzeciej Drogi i Lewicy zgodnie popierają projekt, a dyskusje dotyczą co najwyżej szczegółów, np. jaki powinien być budżet programu (projekt mówi o co najmniej 500 mln zł). Założenie jest takie, że projekt zostanie przyjęty na kolejnym posiedzeniu Sejmu i trafi do Senatu.

PiS rekomenduje dalsze prace nad projektem, choć widać, że ma z tym zgryz. W partii nie będzie zarządzona dyscyplina podczas głosowania; część posłów PiS otwarcie deklaruje chęć poparcia projektu. Są też sceptycy. – Wielu z nas ma wątpliwości natury etyczno-praktycznej – przyznaje nam jeden z posłów tego ugrupowania. Jak tłumaczy, kwestie etyczne dotyczą tego, co dzieje się z zarodkami, z kolei praktyczne pytania dotyczą np. tego, czy dofinansowanie miałoby dotyczyć wszystkich par, czy małżeństw albo czy refundacja powinna dotyczyć zabiegów wykonywanych w ramach NFZ, czy także w klinikach prywatnych.

Unijna zgoda

Większą zbieżność poglądów obu stron sali sejmowej widać w kontekście innej dyskusji, dotyczącej projektowanych zmian w traktatach unijnych (o czym piszemy obok). PiS uważa, że należy ten proces jak najszybciej zatrzymać, podobnym głosem mówi koalicja większościowa. – Mamy krytyczne stanowisko wobec tego, by w tym momencie otwierać w UE dyskusję o zmianie traktatów. UE ma gigantyczne wyzwania przed sobą, to nie najlepszy czas na takie dyskusje, w tym o likwidacji weta – mówi nam Michał Kobosko z Polski 2050.

Takie deklaracje jednak nie uspokajają PiS. – Hamulec w rękach mają też europosłowie, którzy w komisjach w znacznej mierze głosowali za tym projektem albo nie zabierali głosu w tej sprawie. Teraz mają głosować inaczej, bo zobowiązał ich do tego Donald Tusk, zorientowawszy się, że opinia publiczna jest przeciwna tym zmianom – ripostuje Szymon Szynkowski vel Sęk, minister ds. europejskich w rządzie Mateusza Morawieckiego. Mimo kierunkowej zgody co do kwestii traktatów pojawiają się tarcia wokół sposobu jej wyrażenia. PiS przygotował projekt uchwały zobowiązującej przyszły rząd do sprzeciwienia się zmianom w traktatach. Jak słyszymy, uchwałą zajmie się sejmowa komisja ds. Unii Europejskiej. I raczej na jakiś czas tam ugrzęźnie. – Będziemy ją procedować. Przeprowadzimy debaty, zaprosimy różnych ekspertów oraz ministra ds. europejskich w nowym rządzie Donalda Tuska – mówi szef tej komisji Michał Kobosko. Zarzuca PiS, że „nakręca nieprawdziwą histerię wokół tej rezolucji, usiłując przedstawić ją jako koniec świata i próbę odebrania Polsce suwerenności”. – To tylko rezolucja PE, jeszcze jest długa ścieżka legislacyjna, na końcu której musi być jedno myślność komisji międzyrządowej i ratyfikacja przez kraje członkowskie. Jeszcze długa i wyboista droga przed tymi, którzy chcieliby wprowadzić zmiany w traktatach – zapewnia.

– Uchwała jest prosta, ma dwie strony, dotyczy ważnego tematu, a politycy opozycji deklarują, że w tej sprawie mają podobne zdanie, wobec tego w czym problem, by Sejm wyraził swoje zdanie i gremialną większością opowiedział się przeciwko zmianom traktatowym? – retorycznie pyta Szymon Szynkowski vel Sęk.

Czyste ręce mężów i żon

Do Sejmu wpłynął też zapowiadany przez Tuska projekt „czyste ręce”, który zakłada, że majątki małżonków najważniejszych osób publicznych (prezydenta, premiera, ministrów, parlamentarzystów, wójtów) będą musiały być ujawnione w oświadczeniach majątkowych. W PiS słychać deklaracje poparcia, choć warunkowo. „Jeśli PO chce prawdziwej jawności oraz równości, to należy rozszerzyć zakres ustawy nie tylko na małżonków parlamentarzystów. W 2019 roku wprowadziliśmy recepty pro familiae dla osób pozostających w stałym pożyciu – niech taka sama zasada obowiązuje dla oświadczeń” – napisał na portalu X Janusz Cieszyński z PiS. Nasz inny rozmówca z tej partii wskazuje na inny aspekt. – Poparłbym ten projekt, a najlepiej jeszcze dodał obowiązek ujawniania darowizn do 10 lat wstecz – wskazuje. ©℗