Jeśli mowa o sumieniu, to czas na dylematy jest w momencie wyboru studiów i potem – specjalizacji. Nie można operować z zastrzeżeniem, leczyć z ograniczeniem – mówi prof. Iwona Maroszyńska, dyrektor Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Szczerze mówiąc, nie wiem – nie rozumiem, jak miałaby działać? Bycie lekarzem nakłada na człowieka obowiązki, nikt nas do tego zawodu, do tej czy innej specjalizacji nie zmusza. To jest nasz wybór.
Jeżeli się decyduję zostać lekarzem, to moim zdaniem mam obowiązek leczyć zgodnie z aktualną wiedzą, prawem i stanem zdrowia pacjenta. Jeśli sumienie nie pozwala medykowi wykonać określonych czynności, to powinien zmienić dziedzinę. To tak, jakby od sumienia żołnierza czy policjanta miało zależeć, czy sięgnie po kajdanki, zatrzyma podejrzanego, w skrajnej sytuacji – użyje siły. Nikt ich nie pyta o klauzulę. Bo idąc do tego zawodu, muszą się pewnych sytuacji spodziewać, być na nie przygotowani.
Nie wyobrażam sobie, by ktoś mógł z klauzuli korzystać, gdy istnieje zagrożenie zdrowia czy życia. Lekarz, opierając się na swojej wiedzy, ma świadomość, do czego może prowadzić jego decyzja, w tym zaniechania. Jeśli chodzi o leczenie planowe, to dla mnie jest jasne: pacjent musi mieć zabezpieczony dostęp do świadczenia. Ważąc różne wartości, zawsze będę jednak powtarzać, że na pierwszym miejscu musi być zdrowie, życie pacjenta, wiedza medyczna, nie moje sumienie.
Nie przypominam sobie takiej rozmowy z kimkolwiek. Lekarz zawsze jest przyjmowany na wniosek kierownika danej kliniki. Myślę, że w szpitalu klauzula może, o ile w ogóle, dotyczyć pojedynczych osób. Nigdy jednak nie było problemu, by ktoś nie wykonał zabiegu, gdy istniały wskazania medyczne.
Skoro jest taki zapis w ustawie, nie mogę zmusić człowieka do wykonania czegoś, czego zrobić nie chce. Na szczęście grono ginekologów i położników jest liczne, więc w razie czego mogliby zastąpić kogoś, kto odmówi świadczenia. Inaczej może być w mniejszych szpitalach, gdzie na oddziale jest jeden specjalista. Powtórzę: musimy kierować się prawem, wiedzą i stanem pacjenta. Dziś mamy zakaz aborcji w przypadku wad płodu. Niezależnie od tego, czy się z tym zgadzam, terminacji ciąży mogę dokonać tylko w określonych sytuacjach – więc pacjent ma do nich prawo. Lekarz jest od ratowania zdrowia i życia. I w tym sensie jest to rola służebna wobec pacjenta.
To jest na pewno niedoprecyzowane. Tabletki, które mają efekt poronny, to te same leki, które stosuje się w innych schorzeniach. I raz lekarz zasłania się światopoglądem, a raz nie ma z wystawieniem recepty problemu.
Jeśli mowa o sumieniu, to czas na dylematy jest w momencie wyboru studiów i potem – specjalizacji. Nie można operować z zastrzeżeniem, leczyć z ograniczeniem. Jedyny dobór metody działania powinien opierać się na indywidualnej analizie przypadku.
Dla mnie to niedopuszczalne. Szpital ma obowiązek zapewnić dostęp do świadczeń, jeśli zgłasza się do niego pacjent. Jesteśmy w systemie publicznej ochrony zdrowia i taka placówka musi działać w oparciu o świadczenia gwarantowane.
Nie jestem pewna, czy w Europie jest dopuszczona czynna eutanazja, i trudno mi mówić o sytuacjach, które nie dotyczą mnie bezpośrednio. Na pewno w Polsce za mało o tym rozmawiamy. Eutanazja nie znosi zaleceń, musi być oparta na szerokim konsensusie. Czym innym jest zaniechanie uporczywej terapii. W ustawie o zawodzie lekarza mamy zapis dający nam prawo do odmowy uporczywej terapii, jeśli przynosi ona więcej bólu niż korzyści. U dzieci, które rodzą się z ciężkimi wadami i trzeba wybierać między uporczywą terapią a zaniechaniem jej, na konsylium lekarskim omawiamy wszystkie możliwości i najlepszą dla dziecka (naszym zdaniem) przedstawiamy rodzicom. Rodzice po zaakceptowaniu tej decyzji potwierdzają to podpisem w dokumentacji medycznej. Rodzice muszą wiedzieć, że to jest nasza decyzja, oparta na wiedzy i doświadczeniu, którego oni nie mają. Oni tylko zgadzają się z naszą opinią. W takiej sytuacji proszę pamiętać, że leczymy po to, by ulżyć cierpieniu.
Była jedna taka sytuacja. Wbrew mojemu przekonaniu leczyliśmy pacjenta zbyt długo. Był to noworodek z całkowitym brakiem funkcji nerek, a takich dzieci nie daje się uratować. Rodzice upierali się przy leczeniu i pisali do różnych ośrodków na świecie, ale wszędzie dostawali odmowy. Prowadziliśmy dializy różnymi metodami. U noworodka założenie wkłucia o wystarczającej średnicy do tego rodzaju działań jest bardzo trudne, wystarcza na krótko i brakuje naczyń. Wyjaśniliśmy, że kiedy to ostatnie przestanie funkcjonować, to będzie koniec. Rodzice jakoś to zrozumieli. Ale miałam dylemat, czy słuchać rodziców, czy działać zgodnie z wiedzą medyczną. ©℗