Mierzące się z brakami białego personelu gospodarki coraz częściej podkupują sobie pracowników, również z Europy Zachodniej.
Według wyliczeń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w ostatnich latach ponad 70 państw wprowadziło przepisy ułatwiające zatrudnianie cudzoziemców w ochronie zdrowia. Cierpiąca na niedobory kadry medycznej Europa ściąga specjalistów już nie tylko z Ukrainy, lecz także z Afryki, Ameryki Południowej czy Bałkanów. Na wagę złota są pielęgniarki.
Drenaż mózgów stał się dużym wyzwaniem dla globalnego Południa. Doszło do tego, że WHO przygotowała listę 55 borykających się z największymi brakami kadrowymi państw. Apeluje jednocześnie do zamożnych gospodarek, by „nie podbierały” pracowników medycznych uboższym krajom. Chodzi głównie o państwa afrykańskie (37 z 55 znajdujących się w wykazie).
Trwa więc przeciąganie liny: jedne państwa ułatwiają przyjazdy, oferują wysokie pensje, inne starają się zaś blokować emigracje medyków. Filipiny, które tracą medyków przede wszystkim na rzecz Stanów Zjednoczonych, po wybuchu pandemii koronawirusa nałożyły tymczasowy zakaz wyjazdów tej grupy. Dziś nadal ograniczają liczbę osób, które mogą pracować za granicą. Również nigeryjscy ustawodawcy pracują nad projektem ustawy, która zakłada, że lekarze – zanim otrzymają zgodę na emigrację – musieliby przepracować w kraju co najmniej pięć lat. A wiceprezydent i minister zdrowia Zimbabwe Constantino Chiwenga groził wiosną, że kraj przyjmie przepisy, które będą kryminalizować aktywną rekrutację tamtejszych medyków.
Także Stary Kontynent zaczyna odczuwać, czym jest odpływ lekarzy i pielęgniarek. Z Europy jadą oni tam, gdzie lepiej zarobią. Z danych OECD wynika, że np. pielęgniarki w Wielkiej Brytanii, we Francji, w Polsce, w Czechach czy we Włoszech zarabiają poniżej europejskiej średniej. Ta – wyrażana miarą rocznej siły nabywczej – w 2020 r. (nowsze dane nie są dostępne) wyniosła 35,3 tys. euro. Na Wyspach Brytyjskich średnia wynosi 34,5 tys. euro, w Polsce – 33,9. Jeszcze mniej zarabia się we Francji. Tu mowa o 32,4 tys. Najlepiej w Europie wypada Luksemburg (66,8 tys.), Belgia (62,3 tys.) i Holandia (50,6 tys.).
Dlatego dziś tych, którzy kiedyś emigrowali do Wielkiej Brytanii, podkupują inne kraje mierzące się z luką kadrową. Jednym z najbardziej agresywnych rekruterów jest Australia. Canberra oferuje specjalne premie i przyspieszone wizy. Zimą zrealizowała nawet kampanię reklamową na Wyspach Brytyjskich: pokazywała pracowników cieszących się australijskim słońcem. „Możesz surfować wczesnym rankiem, łowić ryby w weekendy, uczęszczać na zajęcia z fotografii, pisać powieści lub sprzedawać przetwory na targach rolniczych” – brzmiało jedno z ogłoszeń opublikowanych w „British Medical Journal”.
Kampania zbiegła się w czasie z protestem brytyjskich pielęgniarek przeciwko niskim pensjom i długim godzinom pracy. Ich związek zawodowy żądał wzrostu pensji o 5 proc. powyżej inflacji (choć w czerwcu br. spadła ona poniżej 8 proc., jeszcze w grudniu 2022 r. wynosiła 10,5 proc.). Problem jest tym większy, że po brexicie wyraźnie spadła liczba przyjazdów medyków z kontynentu. Według organizacji The Nursing and Midwifery Council (NMC) w latach 2015–2016 do Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej przyjechało ponad 9 tys. osób z wykształceniem pielęgniarskim. W latach 2021–2022 – tylko 663.
Ale Londyn nie poddaje się bez walki. Już w zeszłym roku wprowadził nową wizę dla pracowników systemu ochrony zdrowia. Według danych rządowych w ciągu 12 miesięcy, do końca marca 2023 r., wydano ponad 101,5 tys. zgód na wjazd dla medyków i opiekunów osób starszych lub z niepełnosprawnościami. To prawie trzy razy więcej niż w poprzednim roku. Większość zatrudnionych pochodzi z Indii, Nigerii i Zimbabwe.
Również we Francji trwa burzliwa dyskusja na ten temat. Media wskazują, że m.in. brak położnych przekłada się na spadającą liczbę porodów. Szpitale zamykają lub zawieszają działalność oddziałów położniczych. To jedna z przyczyn, które zdaniem analityków mogą mieć wpływ na spadającą liczbę urodzeń. Rośnie też liczba departamentów, w których liczba lekarzy jest kilka razy mniejsza niż średnia OECD w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców. Francuskie związki zawodowe domagają się jednak podwyżek płac, a nie ułatwień w dopuszczaniu do zawodu migrantów spoza UE.
Walczą też Niemcy. W maju rząd przyjął projekt ustawy o uproszczeniu zasad uznawania zagranicznych dyplomów studiów pielęgniarskich. A minister pracy Hubertus Heil spotkał się w czerwcu w Indiach z lokalnymi pielęgniarkami, zachęcając je do emigracji. W tym samym miesiącu z podobną ofertą odwiedził Brazylię. Bo niedobory są duże: według Niemieckiego Stowarzyszenia Szpitali w 2021 r. w klinikach w całym kraju ok. 14 tys. stanowisk dla personelu pielęgniarskiego pozostawało nieobsadzonych. Również czeskie ministerstwo zdrowia przyznaje, że brakuje tam 1 tys. lekarzy i 3 tys. pielęgniarek. Resort dopiero analizuje, jak z tym problemem się zmierzyć.
W Polsce problem kadrowy jest rozwiązywany m.in. przez umożliwienie pracy lekarzom z Ukrainy bez konieczność zdawania polskich egzaminów – dzięki temu w systemie pojawiło się ok. 2 tys. medyków. Otwierane są też kierunki medyczne na uczelniach, które wcześniej nie miały takich uprawnień. ©℗