Ponad 213 tys. Polaków zapadnie na tę chorobę w 2029 r. Do tego roku liczba nowych przypadków onkologicznych wzrośnie o 18 pkt proc. Najczęściej będziemy się zmagać z rakiem płuc oraz piersi.
/>
/>
To prognozy wynikające z opublikowanych przez Ministerstwo Zdrowia map potrzeb zdrowotnych w zakresie onkologii. Mapy powstały w celu bardziej racjonalnego zorganizowania opieki medycznej w zakresie leczenia nowotworów. Z jednej strony zdiagnozowano sytuację oraz pokazano, jakie będzie zapotrzebowanie na leczenie w przyszłości. Ma to służyć jako wskazówka do racjonalnego podziału pieniędzy, specjalizacji szpitali oraz planów zakupowych sprzętu medycznego, ale także i kształcenia kadry.
Po raz pierwszy wykazano, że liczba nowych zachorowań jest większa, niż do tej pory wynikało to z Krajowego Rejestru Nowotworów (do niego lekarze mieli wysyłać informacje o nowych przypadkach). Autorzy raportu uzupełnili dane o przypadki sprawozdawane przez NFZ i okazało się, że np. faktycznie w raku płuca przypadków jest aż o 20 proc. więcej, niż raportowano. Przy prostacie, czerniaku, nerce oraz chłoniaku – nawet 40 proc. W szyjce macicy – 37 proc. W każdym zakresie różnice były spore.
Wiadomo też, że dziś (w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców) z powodu raka umiera najwięcej osób w woj. łódzkim, na drugim miejscu są śląskie i świętokrzyskie. Najmniejszą umieralnością może się pochwalić Podkarpacie, woj. opolskie i małopolskie. I ta tendencja się utrzyma w następnej dekadzie, choć wszędzie wskaźnik umieralności wzrośnie.
Mapy pokazały także nierówności w dostępie do diagnostyki i leczenia. Brakuje np. lekarzy patomorfologów, którzy sprawdzają, czy w tkankach doszło do zmian nowotworowych. W woj. dolnośląskim, lubelskim i warmińsko-mazurskim (dane z 2012 r.) nie było żadnego zarejestrowanego specjalisty w tej dziedzinie. Różnice widać też w dostępie do chirurgów onkologicznych (w woj. podkarpackim nie było żadnego). Rozłożenie nowoczesnego sprzętu diagnostycznego także jest nierównomierne. W dostępie do PET (jednej z techniki obrazowania) nadal są białe plamy: w woj. podkarpackim, opolskim, lubuskim czy zachodniopomorskim takiego sprzętu (w badanym okresie) nie było w ogóle. Według autorów raportu w każdym województwie powinien znajdować się co najmniej jeden aparat.
Pokazanie nierówności, jak podkreśla prof. Mirosław Wysocki z Państwowego Zakładu Higieny, który pomagał przy tworzeniu map, ma duże znaczenie, bo może być podstawą działań zmierzających do wyrównania dostępności do wczesnej diagnostyki i terapii. – Badania epidemiologiczne i wyniki analiz dostępnych danych wykazały również, że nowotwory są często wykrywane bardzo późno. A wiadomo, że im później, tym mniejsze szanse przeżycia – mówi Wysocki. Na mapach zaś widać, że w których województwach powinny być prowadzone szczególnie intensywne działania. W świętokrzyskim i dolnośląskim nawet 40 proc. nowotworów jest odkrywanych dopiero w ostatnim stadium.
Kolejną kluczową wskazówką jest wykaz prac szpitali, z którego wynika, w czym która placówka się specjalizuje i która przyjmuje w danym regionie najwięcej pacjentów z konkretnym typem raka. Choć leczenie onkologiczne w Polsce jest dość scentralizowane – w 98 z ponad 800 szpitali zajmowano się ponad 80 proc. pacjentów.
Jednak autorzy podkreślają, że przy leczeniu chirurgicznym – według badań naukowych przytaczanych w raporcie – widać bardzo dużą zależność między liczbą wykonanych zabiegów a ich efektem. Wraz ze wzrostem liczby operacji (badano wycięcie płuca, trzustki, przełyku i cystektomii) spada śmiertelność pacjentów. Dla operacji wycięcia przełyku przy jednym zabiegu rocznie śmiertelność w ciągu 30 dni od zabiegu wynosiła 18,8 proc., natomiast gdy chirurg takich zabiegów wykonywał powyżej sześciu – śmiertelność była o wiele niższa: 9,2 proc.
Kłopot polega na tym, że przyjmując minimalną liczbę zabiegów z zakresu chirurgii radykalnej na poziomie 60 rocznie, okazuje się, że większość placówek wykonuje ich mniej. W przypadku raka piersi 55 z 336, czyli 16 proc. spełniało to kryterium. W leczeniu nowotworu dolnego odcinka układu pokarmowego 54 szpitale wykonały ponad 60 zabiegów. Pozostałych 433 wykonywało ich mniej.
Według ekspertów to powinno skłonić do zmian i kondensacji leczenia w mniejszej liczbie ośrodków. Np. na Dolnym Śląsku przy przewidywanych ok. 500 rocznie zabiegach nowotworu dolnego odcinka pokarmowego autorzy proponują trzy scenariusze: stworzenie dwóch szpitali wykonujących po 250 chirurgii rocznie albo trzech po 150 czy ośmiu z ok. 60 zabiegami rocznie.
Według podobnego modelu zmiany mogłyby przebiegać w całym kraju. Małgorzata Sobotka, ekspertka w zarządzaniu w ochronie zdrowia z Uczelni Łazarskiego, podkresla, że powinno się również wziąć pod uwagę osobę lekarza. Bo choć szpital może mieć niewiele zabiegów, to może chirurg ma duże doświadczenie, bo operuje w wielu szpitalach. Nie ma jednoetatowości, więc wielu lekarzy może przyjmować w różnych ośrodkach. Takich danych jednak nie ma.
ROZMOWA
Podstawa to edukacja społeczeństwa
Chorować na raka będziemy coraz częściej. Tymczasem wskaźniki przeżywalności są nadal fatalne. Co należałoby zmienić?
Błędne jest myślenie, że kiedy wybudujemy kilka świetnie wyposażonych ośrodków, to chorzy przestaną umierać na raka. My onkolodzy tylko stosujemy medycynę naprawczą, mamy mały wpływ na przyczynę raka. Aby to zmienić, należałoby przekonać społeczeństwo do racjonalnych zachowań, aktywności fizycznej, odpowiedniej diety, niepalenia tytoniu. Na badania przesiewowe, pomimo że są bezpłatne, a ludzie otrzymują zaproszenia do domu, nadal zgłasza się mało osób. To kwestia dobrej edukacji społeczeństwa. Nie można zapominać o pomocy przy wychodzeniu z choroby po zakończeniu leczenia. Szwankuje też kształcenie lekarzy. Polska jest jednym z nielicznych krajów, w których nie ma onkologii uniwersyteckiej. Akademie medycznie nie mają pełnoprofilowej onkologii, więc do szkolenia studentów korzystają z obcej bazy. Kiedy nie ma ośrodków akademickich, nauka obumiera.
Walce z nowotworami resort zdrowia poświęcił wiele energii. Został wprowadzony m.in. pakiet onkologiczny.
Walka z rakiem to nie tylko leczenie. Potrzebna jest kompleksowa strategia, która łączyłaby wszystkie elementy, o których mówiłem. W Polsce jej nie ma. Choć zgodnie z wytycznymi KE do 2013 r. powinna zostać przyjęta. Paradoksem jest to, że Polskie Towarzystwo Onkologiczne we współpracy z innymi towarzystwami stworzyło taki dokument, ale od półtora roku leży on w szufladzie resortu zdrowia. Dziś działania są nieskoordynowane, a efekt taki, że odsetek 5-letnich przeżyć w Polsce jest o 10–12 pkt proc. gorszy niż średnia unijna.
Z map potrzeb zdrowotnych wynika, że jednym z problemów jest to, że leczenie i zabiegi onkologiczne są rozproszone. Jest również nierówny dostęp do sprzętu.
Jednym z celów zaproponowanych w strategii jest stworzenie ośrodków kompetencji i doskonałości. Te pierwsze byłyby zlokalizowane możliwie blisko miejsca zamieszkania i zajmowały się najczęstszymi nowotworami, np. rakiem płuca czy piersi. Oferowałyby skoordynowaną opiekę na najwyższym poziomie: od diagnostyki, poprzez zabiegi chirurgiczne, chemio- i radioterapię, do rehabilitacji i obserwacji po leczeniu. Brałyby więc odpowiedzialność za cały proces leczenia i byłyby z niego rozliczane. Jako pierwsze powinny być wprowadzone tzw. Breast Unity, zajmujące się kompleksowym leczeniem raka piersi. Taki projekt jest już przygotowany przez NFZ i czeka na realizację. Efekty byłyby o wiele lepsze niż obecnie, kiedy w jednym ośrodku jest zabieg, w innych chemioterapia, a w innym rehabilitacja i opieka po leczeniu. Z kolei ośrodki doskonałości byłyby przeznaczone dla chorych z rzadszymi typami raka.