Na łamach DGP pisaliśmy, że pierwotnie opublikowana lista leków deficytowych jest zbyt obszerna, co może doprowadzić do nieprzewidzianych skutków – np. znikną z kraju tańsze leki, pozostaną zaś najdroższe oryginały. Resort zdrowia zapewnił nas wówczas, że będzie na bieżąco monitorował sytuację na rynku i zareaguje, gdy tylko cokolwiek się zmieni.
Teraz jego przedstawiciele przekonują, że można było ograniczyć listę, gdyż dostęp do leków w aptekach się poprawił. Część farmaceutów twierdzi jednak, że nic się nie zmieniło, a walka z wywozem leków miała zapewnić władzy jedynie przychylność społeczeństwa. Naczelna Rada Aptekarska uważa, że ministerstwo niesłusznie chwali się tym, iż GIF wydał już ponad tysiąc odmów na wywóz leków. Wiele z wniosków pochodziło bowiem od tego samego przedsiębiorcy, który – jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy – zapewne miał na celu zasypanie inspekcji ogromem wniosków w nadziei, że GIF odpuści i albo wyda zgodę, albo w ogóle nie rozpatrzy sprawy w ciągu 30 dni, co będzie oznaczało zgodę na eksport. Inspekcja jednak zadaniu podołała i wszystkie wnioski doczekały się odpowiedzi.
– Sam fakt, że do GIF wpłynęło tysiąc wniosków, świadczy o tym, że eksporterzy nie znaleźli sposobu, aby sprzedać towar na Zachód. Teraz zaś będą musieli zgodnie z obowiązującymi przepisami sprzedać go w Polsce, więc ostatecznie trafi do polskich pacjentów – komentuje jeden z farmaceutów.
Tajemnicą poliszynela jest, że obowiązek zgłaszania chęci wywozu może w pozytywny sposób wpłynąć na dostęp Polaków do leków także w sposób nieujęty w przepisach prawa farmaceutycznego.
– Jeśli bowiem eksporter zgłasza zamiar wywozu kilku tysięcy opakowań danego leku, a po kilku tygodniach będzie problem z jego dostępnością, to inspekcja od razu będzie wiedziała, u kogo go szukać. Gdy w hurtowni produktu nie będzie, przedsiębiorca będzie musiał się wytłumaczyć, gdzie się lek podział – wskazuje farmaceuta.