Czy minister będzie mógł zmusić producentów do sprzedaży leków za złotówkę? Ile zapasów można zgromadzić w Polsce? Na jak długo mają być wypisywane recepty? I czy pacjent dzięki zmianom zapłaci mniej? – to główne punkty sporne pierwszej dużej regulacji dotyczącej rynku leków.
Dziś pierwsze czytanie nowelizacji ustawy refundacyjnej, która reguluje biznes wart dziesiątki miliardów złotych. Same dopłaty państwa do leków to ok. 20 mld zł.
Masowe i tanie
Zaprosiliśmy przedstawicieli zainteresowanych stron, w tym wiceministra zdrowia Macieja Miłkowskiego, i prawników do debaty w DGP. Zdaniem Stanisława Maćkowiaka, prezesa Federacji Pacjentów Polskich, kluczowe w kontekście zmian na rynku leków jest to, ile tak naprawdę pacjenci za nie zapłacą i jaka będzie ich dostępność. Przypomniał, że Polacy dopłacają do medykamentów o wiele więcej niż średnio chorzy z innych państw UE. – Zaś braki leków są coraz bardziej odczuwalne – dodawał Maćkowiak.
Wiceminister Miłkowski przekonywał, że ustawa ma poprawić sytuację. Producenci zaś wskazywali, że nowe przepisy mogą zachwiać stabilnością biznesów, spowodować odpływ leków z rynku polskiego, co docelowo może przełożyć się negatywnie na pacjentów.
Wiele emocji wywołuje m.in. kwestia wprowadzenia urzędowej ceny dla wyrobów medycznych i leków OTC (czyli takich, które mogą być dostępne bez recepty). To zupełnie nowe przepisy. – To rewolucyjna zmiana na rynku, a pojawiła się już po konsultacjach – wskazywał Grzegorz Rychwalski, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego.
Czy będzie można zmusić firmę z urzędu do refundacji? Minister zaprzeczał. I mówił, że przepisy przewidują zaproszenie do negocjacji. – Nie zmuszamy firmy, jak nie zgodzi się na cenę, to nie wydamy decyzji wymuszającej refundację – mówił Miłkowski. Prawnicy podczas debaty podkreślali, że przepisy są nieprecyzyjne i mogą być interpretowane przez kolejnych ministrów inaczej – właśnie jako przymus. Według Karola Korszunia, prawnika reprezentującego izbę wyrobów medycznych Polmed, z przepisów może wynikać możliwość ręcznego sterowania rynkiem, gdyż minister zdrowia będzie miał prawo w dowolnej chwili objąć wybrany wyrób medyczny arbitralnie ustaloną ceną sztywną. Maciej Miłkowski uważa, że ministerstwo musi mieć wpływ na ceny, dziś jest on ograniczony. Jednak – jeszcze raz podkreślił, że wszystko będzie się odbywać w drodze negocjacji.
Korszuń dzielił się również obawami dotyczącymi wywożenia z Polski za granicę wyrobów medycznych. – W sytuacji zagrożenia – mówił – będziemy jednym z ostatnich krajów europejskich, do których producenci będą je sprowadzali, bo dostawy będą realizowane do państw, które nie ustaliły cen sztywnych na produkty.
Czy istnieje ryzyko, że firmy wyjdą z Polski? – Wątpię, jesteśmy dużym rynkiem – skwitował minister.
Recepta na krócej?
Już po konsultacjach projektu nowelizacji pojawił się także pomysł, żeby skrócić maksymalny okres ważności recept długoterminowych (z 360 do 180 dni), a także zmniejszyć ilość leków, jakie mogą trafić na jedną receptę (ilość do 60 dni terapii). To – jak wyliczał Grzegorz Rychwalski – zmusi pacjentów korzystających z recept długoterminowych do częstszych wizyt w aptece i zwiększy obciążenie lekarzy. Minister Miłkowski podczas debaty przyznał, że ta kwestia będzie jeszcze zmieniana podczas prac w Sejmie.
Najbardziej zadowolone ze zmian są apteki i hurtownie. I liczą, że ustawa wejdzie w życie. – Bez sprawnie działającej hurtowni nie da się zagwarantować dostępności do leków – mówił Andrzej Stachnik, prezes Związku Pracodawców Hurtowni Farmaceutycznych. – Mamy zapasy na dwa–trzy tygodnie, w takiej sytuacji nie da się mówić o bezpieczeństwie, ale z powodu niskich marż i inflacji nie stać nas na więcej – wyliczał, dodając, że obawia się ubywania zapasów, jeśli nic się nie zmieni. – Żeby pacjent miał lek, musimy mieć pieniądze, żeby go kupić – podkreślał Stachnik.
W podobnym tonie wypowiadał się Mikołaj Konstanty z Naczelnej Rady Aptekarskiej. – Cieszymy się, że zmienia się tabela marż, które zostały zamrożone na wiele, wiele lat – mówił. Z jego perspektywy zniesienie rocznej recepty jest wskazane. – Widzimy, jak przychodzą pacjenci senioralni, którzy kupują duże ilości leków. A po dwu tygodniach pojawiają się skutki uboczne i zmiana leczenia. Wiele leków jest wyrzucanych – zaznaczał Konstanty. Również według niego widać coraz więcej braków na rynku leków.
Trzy miesiące gwarancji
Minister Miłkowski przyznawał, że dostrzega problem dostępności leków i dlatego zmiany mają tę dostępność poprawić. Po to jest wprowadzony obowiązek zapasów trzymiesięcznych, który też budzi wiele emocji. – Dbamy o ceny leków bardziej niż inne państwa. I ceny są niższe, bo mamy PKB niższe niż w innych państwach – mówi Miłkowski. – Dlatego trzymiesięczny zapas ma dać gwarancję, że w razie trudnej sytuacji te preparaty nie wyjdą na inne rynki – tłumaczył wiceminister. To budzi niepokój firm – zdaniem Michała Byliniaka, dyrektora Infarmy, leki mogą się po prostu marnować. ©℗