Nieprawdziwa dokumentacja medyczna wystawiona po zakupie e-zwolnienia – prokuratura odmawia wszczęcia śledztwa. Decyzja zapadła, choć nie wysłuchano „pacjenta”, a żadna z czynności opisanych w dokumentacji się nie wydarzyła.

Prokuratura Rejonowa w Świdniku odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie dotyczącej fałszowania dokumentacji medycznej przy wystawianiu e-zwolnień. Zawiadomienie w tej sprawie złożył 27 marca rzecznik praw pacjenta. Chodziło o opisany w DGP proceder kupowania e-zwolnień w internecie. Pokazaliśmy, że do ich otrzymania wystarczy wskazanie, ile dni wolnego chcemy, od kiedy oraz wpisanie dowolnej przyczyny (portal, z którego korzystaliśmy w rubryce sugerował: ostry ból kręgosłupa). Potem należało opłacić przelew (99 zł) i mimo że na stronie była informacja, że lekarz się z nami skontaktuje, nic takiego się nie wydarzyło. Gdy jednak poprosiliśmy podmiot, który oferuje taką „usługę”, o dokumentację medyczną, odkryliśmy, że opisuje ona drobiazgowo przebieg teleporady: lekarz zaordynował leki, ustalił z nami ich dawkowanie, zalecił określony tryb postępowania i wizytę u lekarza POZ, gdyby objawy nie ustąpiły. Raz jeszcze: nic z tego się nie wydarzyło. Między innymi z tego względu rzecznik praw pacjenta 25 maja wniósł zażalenie na decyzję prokuratury. Rozpatruje je Sąd Rejonowy Lublin-Wschód.

PR potrzebowała na decyzję 1,5 miesiąca. Nie dopatrzyła się w działaniu lekarza znamion czynu zabronionego. Wskazała, że przestępstwo tzw. fałszu intelektualnego wchodzi w grę wyłącznie w razie poświadczenia przez lekarza faktów, które poddają się weryfikacji z punktu widzenia ich prawdziwości lub fałszu, zaś weryfikacja wykluczona jest w razie sformułowania przez nich wyłącznie określonych opinii (ocen), natomiast w poddanej analizie dokumentacji medycznej nie zamieszczono informacji sprzecznych z rzeczywistością. Na podstawie jakich czynności do tego wniosku doszła prokuratura – tego nie wiemy.

Czytamy dalej, że prowadząca konsultację lekarka zamieściła dodatkowo wpis o przeprowadzeniu teleporady. Powstaje zatem pytanie, zdaniem prokuratury, czy samo zapoznanie się z kwestionariuszem (dostępnym na stronie www, z której korzystaliśmy – red.) może być, zgodnie z par. 2 ust. 3 rozporządzenia ministra zdrowia z sierpnia 2020 r. w sprawie standardu organizacyjnego teleporady w ramach POZ, uznane za świadczenie zdrowotne udzielane na odległość przy użyciu systemów teleinformatycznych lub systemów łączności. „Jeśli lekarz udzielał porady za pośrednictwem sieci Internet, to zasadniczo przyjąć należy, że udzielił teleporady w rozumieniu przywołanego wyżej rozporządzenia” – konkluduje prokuratura.

Ustalmy fakty. We wskazanym przez świdnicką prokuraturę paragrafie stoi, że teleporada to świadczenie zdrowotne udzielane na odległość przy użyciu systemów teleinformatycznych lub systemów łączności. O tym, że to zapis wymagający doprecyzowania, wskazała już Naczelna Rada Lekarska. A Komisja Etyki Lekarskiej krytycznie oceniła sytuację, w której wystarczające do otrzymania zwolnienia jest wypełnienie krótkiej ankiety niespełniającej kryterium badania podmiotowego i sugerującej pacjentowi objaw, czynnością uruchamiającą procedurę otrzymania dokumentu jest dokonanie płatności, a pacjent nie ma jakiegokolwiek kontaktu z lekarzem. Podkreślmy, że nie ma mowy, by lekarka na podstawie kwestionariusza (o którym pisze prokuratura) mogła ocenić stan zdrowia. Nie uznała też za konieczne skontaktowanie się z nami. To, co trafiło do dokumentacji, jest więc z gruntu fałszywe. Nie zgadza się nawet godzina teleporady – widnieje znacznie wcześniejsza niż ta, o której został dokonany przelew uruchamiający procedurę na stronie www.

Spytaliśmy szefa Prokuratury Rejonowej w Świdniku, Marcina Stelmacha, skąd decyzja o odmowie wszczęcia śledztwa. W rozmowie z DGP przyznał, że na tym etapie nie powinno do tego dojść. Przekonywał, że najpewniej prokurator, który rozpatrywał sprawę, uznał, że była teleporada. Ale na jakiej podstawie? Czy w ogóle widział, jak wygląda ankieta? Dlaczego nie poprosił o wyjaśnienia? Czy oparł się wyłącznie na tym, co w „dokumentacji”? Prokurator Stelmach przyznaje, że myślał, iż ankieta jest bardziej szczegółowa, nie tak oszczędna. Teraz mówi, że ma związane ręce, bo czeka na decyzję sądu. Jeśli ten uzna zasadność zażalenia, sprawa wróci i zostaną podjęte kroki w celu wyjaśnienia stanu faktycznego. Ale niezależnie od tego i w zaistniałych okolicznościach prokuratura rozważa ponowne podjęcie sprawy.

Adwokat Michał Miller zwraca uwagę na to, że przy obecnej skali problemu, tj. liczbie portali oferujących e- zwolnienia i e-recepty, nie powinno się bagatelizować podobnych zawiadomień. – Dlatego dobrze, że w tej sprawie rzecznik praw pacjenta złożył zażalenie. Teraz sąd, jeśli uzna, że umorzenie było przedwczesne, może zobowiązać prokuraturę do przeprowadzenia konkretnych dowodów, które pozwolą na postawienie zarzutów. W moim przekonaniu przesłuchanie stron to podstawowa czynność, która powinna zostać wykonana – ocenia. I podkreśla, że chodzi o poważny zarzut, czyli fałszowanie dokumentacji. A to jest, lub przynamniej być powinno, przestępstwo ścigane z urzędu.

Chodzi o art. 271 kodeksu karnego. W par. 1 jest mowa, że osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. I dalej, w paragrafie 3 tego artykułu: jeżeli sprawca dopuszcza się tego czynu w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Tu warto przypomnieć, że sprawę zgłosiliśmy także do ZUS. – Mamy narzędzia, by kierować kontrole tam, gdzie istnieje największe ryzyko nadużyć. Takie możliwości dają elektroniczne zwolnienia lekarskie e-ZLA. Z analizy ZUS wynika np., że lekarz dziennie potrafił wystawić ponad 200 zaświadczeń i to w kilku różnych podmiotach leczniczych. Do tego w ciągu jednej minuty wystawił zaświadczenia lekarskie trzem różnym pacjentom. Medyk w ciągu niecałego roku wystawił blisko 20 tys. zaświadczeń – opisywał Paweł Żebrowski, rzecznik tej instytucji.

Michał Miller podkreśla, że trzeba odróżnić tego rodzaju działalność od placówek, które dbają o standardy. – W wielu placówkach zamówienie teleporady wiąże się np. z konsultacją z lekarzem przez telefon, która trwa nawet kilkanaście minut. Nie można jednak teleporady sprowadzić do sposobu na szybki zarobek – podkreśla. ©℗

Szef świdnickiej prokuratury nie wyklucza ponowego zajęcia się sprawą