1 lipca ma się skończyć w Polsce pandemia. Dzięki temu Narodowy Fundusz Zdrowia uniknie konieczności rozpisania konkursów na świadczenia.

Wstępną, planowaną datą zniesienia stanu zagrożenia epidemicznego jest koniec czerwca tego roku – zapowiadał minister zdrowia Adam Niedzielski. Gdyby jednak pandemia skończyła się przed 30 czerwca Narodowy Fundusz Zdrowia musiałby ogłosić kilka tysięcy nowych konkursów dla placówek, które oferują leczenie w ramach umów podpisanych z funduszem. Dzięki przesunięciu daty na początek lipca można tego uniknąć. Umowy zostaną przedłużone w formie aneksów – jeszcze na bazie przepisów pandemicznych.

Konkursy to nie tylko wyzwanie logistyczne, lecz także polityczne. – Kłótnia o to, czy ulubiona poradnia kardiologiczna ma dostać kontrakt z funduszem, czy nie, na pewno nie byłaby w czasie wyborczym nikomu na rękę – mówi jeden z naszych rozmówców. Dlatego to m.in. ta kwestia była jednym z powodów ustalania konkretnej daty końca pandemii. – NFZ uczulał, że koniec musi być dokładnie na początku lipca – mówi nasz rozmówca z MZ.

Tak zresztą zostało to zapisane w rozporządzeniu w sprawie odwołania stanu zagrożenia epidemicznego: „z dniem 1 lipca 2023 r.: odwołuje się na obszarze Rzeczy pospolitej Polskiej stan zagrożenia epidemicznego w związku z zakażeniami wirusem SARS-CoV-2”. Co nie budzi już żadnych wątpliwości prawnych.

Ani MZ, ani NFZ nie chciały oficjalnie komentować tej kwestii.

Niewygodna kumulacja

O co chodzi? Żeby placówki mogły przyjmować „bezpłatnie” pacjentów, czyli w ramach publicznej ochrony zdrowia, muszą mieć kontrakt z NFZ. Zasady dotyczące organizowania nowych konkursów (bądź podpisania aneksów) są dość skomplikowane. Inne warunki obowiązują dla świadczeń stacjonarnych, inne dla ambulatoryjnych. Dlatego w trakcie pandemii, żeby wszystkim ułatwić życie, wprowadzono jasną regułę, która pozwalała bez żadnych tłumaczeń przedłużać umowy aneksami.

Zgodnie z poleceniem tym podmiotom, którym kończyły się kontrakty, należało przedłużać je do 30 czerwca. W efekcie liczba kończących się umów została skumulowana właśnie w tym terminie. Tymczasem ogłoszenie konkursu jest wyzwaniem na wielu poziomach. Po pierwsze, jest to przedsięwzięcie bardzo wymagające pod kątem logistycznym. Każda placówka musi wysłać ofertę, którą NFZ analizuje, potem wybrać z tysięcy zgłoszeń takie, które są najlepsze, a potem jeszcze odpowiedzieć na ewentualne odwołania od wyniku. Same konkursy trwają zazwyczaj kilka miesięcy, a nawet pół roku. Dlatego oddziały NFZ rozkładają je w czasie.

Gdyby pandemia skończyła się pod koniec czerwca, system by się zakorkował. – Można byłoby dać aneksy jeszcze na chwilę, ale trzeba by każdą taką decyzję uzasadniać, powołując się na bezpieczeństwo pacjentów. Przepisy pandemiczne są „czystsze” pod kątem prawnym – mówi kolejny rozmówca. To jedno. Jednak jest jeszcze druga kwestia – wybory. Konkursy to walka o pieniądze – kontrakt daje pewność, że dana placówka przetrwa na rynku. Inaczej jest skazana na komercyjną działalność, a to żadnej gwarancji nie daje. Utrata kontraktów wywołałaby burze, w które byliby zaangażowani pacjenci (straciliby bezpłatny dostęp do lekarza, do którego chodzili od lat), a w konsekwencji również lokalni politycy. To nie na rękę obecnej władzy tuż przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi.

Stagnacji brak

Czy to dobrze czy źle, że nie ma nowych konkursów? Tutaj zdania są podzielone. Z jednej strony rynek jest zablokowany, bo nie mogą wejść nowi świadczeniodawcy. Z drugiej – zagwarantowana została ciągłość opieki zdrowotnej. Jak podkreślają nasi rozmówcy w NFZ, część konkursów była cały czas ogłaszana, m.in. na rehabilitację, na opiekę hospicyjną, na zakłady opiekuńczo-lecznicze. – Stagnacji nie ma. Ale kumulacja obowiązku rozpisania ogólnokrajowych konkursów to byłaby masakra – mówią. Tym bardziej że wszyscy się od tego odzwyczaili.

Koniec z pobieraniem krwi u mężczyzn

Koniec stanu epidemicznego to także inne wyzwania, które będą musiały być na bieżąco rozwiązywane. Jednym z przykładów jest kwestia położnych i ich prawa do pobierania krwi.

Zgodnie z przepisami położna ma kwalifikacje do pobierania materiału biologicznego u mężczyzn, ale nie ma uprawnień. Co do zasady ma się zajmować kobietami i noworodkami (czyli może pobierać np. krew, ale tylko do czasu, kiedy chłopiec jest noworodkiem). Na czas pandemii zostało to zawieszone. Jak wskazywał samorząd pielęgniarski – od września 2020 r. może pobierać krew od panów. Od 1 lipca to prawo zniknie. A to oznacza wyzwanie dla placówek, które zatrudniły położne do pobierania krwi.

Z kwestią krwi były związane też inne obawy – osoby oddające krew zgodnie ze specustawą o zwalczaniu COVID-19 otrzymały możliwość, aby „w dniu, w którym oddał krew lub jej składniki, oraz w dniu następnym” nie szły do pracy. Co oznaczało, że dostały dwa dni wolnego. – Ludzie tak się do tego przyzwyczaili, że zaczęliśmy widzieć pewną zależność. Pobieranie krwi następowało w czwartki – wtedy można było zrobić przedłużony weekend – mówi jeden z ekspertów. Ta kwestia jednak została zawczasu rozstrzygnięta: 30 marca tego roku prezydent podpisał ustawę o Krajowej Sieci Onkologicznej, w której wprowadzono prawo do dwóch dni wolnego dla krwiodawców już na stałe. ©℗

Do Sejmu wróci temat szpitali

Modernizacja szpitali w okrojonej postaci wprowadzającej specjalny fundusz dla lecznic w trudnej sytuacji finansowej ma być zgłoszona w postaci projektu poselskiego. To będzie kolejne rozwiązanie, o którego wprowadzenie będzie walczyć Ministerstwo Zdrowia. Projekt ustawy o modernizacji szpitali, który zakładał wprowadzenie specjalnych mechanizmów – włącznie z zarządem komisarycznym – został wycofany z prac. Teraz wraca jako oferta pewnej formy wsparcia dla najbardziej zadłużonych placówek. To już kolejna próba wprowadzenia rozwiązań, nad którymi pracowało MZ, w formule projektu poselskiego. W piątek komisja zdrowia ma zajmować się projektem o jakości. Ten też wrócił do Sejmu w okrojonej wersji – bez kontrowersyjnych zapisów – również zgłoszony przez grupę posłów. Toczą się też prace nad wprowadzeniem funduszu kompensacyjnego za błędy medyczne, którym miałby dysponować rzecznik praw pacjenta. A w przyszłym tygodniu będzie wiadomo, czy rząd zajmie się ustawą refundacyjną regulującą rynek leków. ©℗

Klara Klinger