Czy Polacy mają w sobie gen sprzeciwu? To nim m.in. politycy tłumaczyli niesatysfakcjonujący poziom wyszczepialności Polaków przeciw COVID-19. Idąc tym tropem, można wytłumaczyć dużo więcej – niechęć rodziców do szczepienia swoich dzieci, rosnący ruch antyszczepionkowców wśród dorosłych, w końcu relatywnie niski poziom badań profilaktycznych.

Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że kwestia sprzeciwu, jakkolwiek pociągająca, jest zbyt uproszczonym wyjaśnieniem tych niepokojących zjawisk. W końcu każdy naród ma swoje osobliwości i tendencje. To tak, jakby powiedzieć, że Niemcy widzą korzyści ze szczepień i badań profilaktycznych, bo są zdyscyplinowani, ale Włosi już nie, bo w ciepłym klimacie, gdzie jest kultura sjesty, ludzie bardziej doceniają dobroczynny wpływ odpoczynku i słońca niż regularnych badań.

Na niechęć Polaków do wykonywania padań profilaktycznych wpływa wypadkowa wielu czynników. To długotrwały proces kształtowania naszych postaw i przekonań. Nie można w tym kontekście nie uwzględnić naszych doświadczeń historycznych, społecznych i politycznych. Chociażby dekad PRL-u, kiedy medycyna prewencyjna była marginalizowana na rzecz leczenia już zaistniałej choroby. Ale jeszcze większe znaczenie ma to, co państwo robi, żeby promować i ułatwiać dostęp do profilaktyki. Bo to nie tylko kwestia odpowiedzialności każdego z nas za swój stan zdrowia (chociaż my sami też musimy odrobić lekcję), lecz także systemu. Czy system opieki zdrowotnej jest na tyle elastyczny, aby dostosować się do potrzeb pacjentów? Czy dostęp do lekarzy jest wystarczający? Na ile sami lekarze otwarcie zachęcają do badań profilaktycznych? A może kierują się stroną kosztową i nie przedstawiają swoim pacjentom takiej oferty? Czy wykorzystujemy w odpowiednim stopniu rozwój technologiczny? W końcu, czy to, na jaki rodzaj świadczeń NFZ wydaje pieniądze, premiuje profilaktykę?

Wiele pytań, a nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Z jednej strony mamy programy profilaktyczne finansowe przez NFZ czy samorządy. Z drugiej – obserwujemy, o czym wspomniałam wcześniej, tolerancje dla ruchów antyszczepionkowych czy, mówiąc kolokwialnie, hosztaplerów medycznych żerujących na niewiedzy Polaków. Z jednej strony sami deklarujemy w badaniach opinii publicznej, że badamy się regularnie albo robimy to od czasu do czasu (np. badania Fundacji My przeprowadzone przy udziale rzecznika praw pacjenta), a z drugiej – nie odnajduje to odzwierciedlenia w rzeczywistych danych NFZ.

Wracając do początku – powrócę do pytania, czy Polacy mają gen sprzeciwu, który determinuje takie, a nie inne postawy zdrowotne? Chyba zamiast na nie odpowiadać, lepiej skupić się na tym, co możemy zrobić tu i teraz, aby profilaktyka zyskała należne jej miejsce w systemie lecznictwa. Konieczna jest niezbędna edukacja zdrowotna, która pomoże obalić mit, że profilaktyka to zbędny luksus, a nie nieodzowny element dbania o swoje zdrowie. Ona musi być skierowana nie tylko do dorosłych, lecz także dzieci i młodzieży, a może przede wszystkim. Rolą państwa jest nie tylko aktywne promowanie badań profilaktycznych i zapewnienie do nich dostępu. To natomiast oznacza nie tylko ich finansowanie, lecz także zbudowanie odpowiedniej infrastruktury i kadry medycznej. ©℗

ikona lupy />
Materiały prasowe