Jak nas leczą? Odpowiedź najprostsza i trywialna – różnie. Drożej i taniej. W zależności od tego, gdzie mieszkamy. Można zapytać, dlaczego leczenie chorego na raka mieszkańca Podlasia jest droższe niż np. poznaniaka. A z twardych danych wynika, że tak właśnie jest. I sprawa zaczyna wyglądać poważnie. Pretensje możemy mieć, ale nie tylko do wiecznie winnego NFZ – bo ten zawsze płaci za mało. Należy się też uderzyć we własną pierś.
Jak piszą autorzy raportu PwC pt. „Indeks sprawności ochrony zdrowia 2015 r.”: „Miarą sukcesu w terapii większości nowotworów jest wieloletnie przeżycie pacjentów”. Chorego uznaje się za wyleczonego, jeżeli w ciągu 5 lat od zakończenia kuracji nie miał nawrotu raka. Tyle że czynników, które na to wpływają, jest wiele, m.in. wiek pacjenta w momencie rozpoznania choroby czy stopień jej zaawansowania. Polacy natomiast nie mają w zwyczaju chociażby wykonywania badań profilaktycznych. Mimo że w kierunku chorób nowotworowych NFZ oferuje je bezpłatnie i bez czekania w kolejkach, zainteresowanie nimi jest wciąż na poziomie 20–30 proc.
Naszą ignorancję w stosunku do własnego zdrowia dobrze obrazują słowa prof. Witolda Jakubowskiego, jednego z inicjatorów kampanii edukacyjnej „Ciekawość – pierwszy stopień do zdrowia”. Kilka lat temu, inaugurując akcję, stwierdził, że powiedzenie w Szwecji, iż nie chodzi się na badania profilaktyczne, jest równoznaczne z odsunięciem się z towarzystwa. W Polsce na takie deklaracje reszta znajomych co najwyżej zareagowałaby wzruszeniem ramion. Oni przecież też nie robią badań profilaktycznych.