Prokurator musiał zmienić zdanie w dniu rozprawy sądowej, bo otrzymał polecenie służbowe zgodne z linią Ministerstwa Sprawiedliwości.
„Cudowny lek” przeciwko COVID-19, którego skuteczności nie potwierdzono, stał się w trakcie pandemii osią sporu politycznego. W promocję amantadyny nieoczekiwanie zaangażował się Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. Był orędownikiem preparatu również wtedy, kiedy rzecznik praw pacjenta zakazał jego stosowania. Publicznie mówił o tym, że będzie bronił przed karami lekarzy, którzy go stosują. Pisał też listy do Ministerstwa Zdrowia. Wojciech Andrusiewicz, rzecznik resortu, podkreślał w odpowiedzi, że o lekach powinni wypowiadać się lekarze i specjaliści, a nie politycy.
Teraz wiceszef resortu sprawiedliwości zaangażował się w postępowanie prowadzone przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Mówi DGP, że jako pełnomocnik ds. ochrony praw człowieka poprosił o włączenie się prokuratury w sprawę dotyczącą łamania zakazu stosowania amantadyny przez przemyską placówkę Optima. Jest ona prowadzona przez Włodzimierza Bodnara, zwolennika tego leku, zalecanego przy objawach grypy typu A, nerwobólu po przebytym półpaścu i w leczeniu objawów choroby Parkinsona.
Wolność ponad prawem
Pierwszy przed amantadyną ostrzegał Narodowy Fundusz Zdrowia. Zaniepokojony wzrostem liczby recept wypisywanych poza wskazaniami zwrócił się do rzecznika praw pacjenta, żeby wyjaśnił tę sprawę. Tym bardziej że były przypadki wydawania leku dzieciom poniżej piątego roku życia, a producent w ogóle nie zalecał tego preparatu dzieciom poniżej dziesiątego roku życia. Nie tylko nie było badań, lecz także zgody komisji bioetycznej. – Te sygnały spowodowały, że wszczęliśmy postępowanie – mówił w wywiadzie dla DGP Bartłomiej Chmielowiec, rzecznik praw pacjenta. W efekcie w lutym 2022 r. wydał zakaz stosowania amantadyny w leczeniu COVID-19 pod groźbą kary w wysokości do 500 tys. zł.
Szef przemyskiej placówki odwołał się od decyzji rzecznika do sądu administracyjnego. I to właśnie w tej sprawie minister Warchoł poprosił warszawską prokuraturę o włączenie się do postępowania. Przepisy na to pozwalają, choć – jak mówią nasi rozmówcy – takie sytuacje są dość rzadkie. – Prokurator włącza się do sprawy zazwyczaj wtedy – jak mówi DGP jeden z prokuratorów – kiedy zostaje naruszony interes osób trzecich, które nie są reprezentowane w sądzie, albo strona jest nieporadna życiowo. Tutaj żadna z tych przesłanek nie była spełniona.
Marcin Warchoł tłumaczy nam, że chciał „stanąć za wolnością pacjentów w prawie do wyboru leczenia oraz za prawami doktora Bodnara”, który – jak mówi – „będąc na pierwszej linii walki z COVID-19, stał się celem ataków i represji. A powinien dostać medal za swoją postawę”. Minister znał sprawę dobrze, bo jak mówi, był pacjentem doktora i został dzięki niemu wyleczony z COVID-19. Jego zdaniem fakt, że badania medyczne nie potwierdziły skuteczności, która by była oficjalnie uznana, nie jest przesądzający. Istnieją bowiem, jego zdaniem, inne badania, które już tę skuteczność potwierdzają. Taką argumentację przekazał Prokuraturze Okręgowej w Warszawie.
Nagły zwrot akcji
Efekt był taki, że faktycznie do postępowania sądowego włączył się jeden z prokuratorów. Sęk w tym, że jego stanowisko było… odmienne niż ministra Warchoła. W wielostronicowym uzasadnieniu, które otrzymał DGP, argumentuje, że RPP ma we wszystkich aspektach rację. „Zdaniem urzędu prokuratorskiego zarzuty podniesione w skardze należy uznać za niezasadne. Rzecznik Praw Pacjenta w sposób należyty przeprowadził postępowanie, a w treści decyzji przedstawił przyczyny uznania praktyki stosowanej przez (tu nazwa placówki – red.) za naruszającą zbiorowe prawa pacjentów” – napisał. I dodał, że „jak trafnie zauważył organ na podstawie zgromadzonych dowodów, ordynowanie leku jest niezgodne z aktualną wiedzą medyczną i obarczone istotnymi możliwymi działaniami niepożądanymi. Rzecznik Praw Pacjenta działając zatem w zakresie przyznanych mu kompetencji był uprawniony do wydania zaskarżonej decyzji wobec powyższego uznając, że decyzja RPP z 11 lutego 2022 r. nie została wydana z naruszeniem przepisów, które mogłyby skutkować jej uchyleniem przez Sąd, wnoszę o oddalenie skargi” – pisał prokurator.
Uzasadnienie datowane jest na 2 lutego 2023 r. 7 lutego, kiedy doszło do rozprawy, prokurator znienacka poparł stanowisko skarżącego, czyli dr. Bodnara. Na pytanie sądu, dlaczego tak zrobił, odpowiedział wprost, że tak mu kazano. „Uczestnik postępowania zmienia stanowisko w sprawie i oświadcza, że zamiast pierwotnego wniosku o oddalenie skargi przyłącza się do skargi, albowiem prokuratura działa na zasadzie hierarchicznego podporządkowania, a prokurator dostał takie polecenie służbowe” – tak zostało to zapisane w protokole rozprawy, do którego dotarł DGP.
Kiedy zapytaliśmy Prokuraturę Okręgową w Warszawie, kto wydał polecenie i jaki był tego powód, ta odpowiedziała krótko: „Polecenie w przedmiotowym zakresie wydane zostało przez bezpośredniego przełożonego prokuratora, a wynikało z konieczności zmiany stanowiska procesowego po dokonaniu ponownej analizy prawnej materiałów sprawy”. Z czego wynikała konieczność, nikt nie chce wytłumaczyć. Polecenie zostało wydane ustnie i pisemnego uzasadnienia nie ma.
Włodzimierz Bodnar w rozmowie z DGP przekonuje, że nie interweniował w tej sprawie. Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł pytany przez nas, czy to on wydał polecenie zmiany, przekonuje, że nie. Jednak dodaje, że cieszy się, że swoją argumentacją przekonał prokuraturę okręgową. To jej szefowie musieli wydać polecenie jednemu z prokuratorów.
Możliwość wpływania przełożonych na zmianę stanowiska podwładnych w tak szerokim zakresie pojawiła się w 2016 r. wraz z prawem o prokuraturze. Zbiegło się to z tym, że od 2016 r. prokuratorem generalnym stał się minister sprawiedliwości. Wcześniej, jak pisał w 2016 r. Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, do Trybunału Konstytucyjnego, wskazując na zagrożenie wpływu politycznego na przebieg spraw – „polecenia nie były wydawane prokuratorom przez czynnego polityka”.
Pół miliona kary
To, że prokurator zmienił zdanie, w tej historii jednak nie wpłynęło na decyzję sądu, który oddalił skargę przemyskiej przychodni. W uzasadnieniu sąd wskazał, że brak jest wątpliwości co do słuszności stanowiska rzecznika praw pacjenta. I bezsprzeczne jest także to, że Optima sp. z o.o. stosowała praktyki naruszające zbiorowe prawa pacjentów.
Bartłomiej Chmielowiec zwraca uwagę, że nie tylko nie ma dowodów na skuteczność i bezpieczeństwo leczenia COVID-19 za pomocą amantadyny, lecz także pacjent jest narażony na wystąpienie licznych działań niepożądanych. To zaburzenia psychiczne i układu nerwowego. Zdarzały się także przypadki prób samobójczych oraz zgonu w przypadku przedawkowania.
W sumie RPP wszczął i przeprowadził 30 postępowań w sprawach praktyk naruszających zbiorowe prawa pacjentów, które dotyczyły stosowania leków zawierających amantadynę w terapii COVID-19. Jedna z tych placówek wystawiła ponad 20 tys. recept. Wszystkie postępowania się zakończyły. Wystawianie recept na wskazane leki po otrzymaniu decyzji będzie oznaczało dalsze stosowanie zabronionych praktyk i będzie skutkowało nałożeniem kar pieniężnych do 500 tys. zł.
Zakończyły się też badania finansowane przez Agencję Badań Medycznych dotyczące skuteczności amantadyny w leczeniu COVID-19. Nie wykazały jej skuteczności.
Po zapoznaniu z postanowieniem sądu będziemy wnioskować o kasację w NSA – mówi DGP Włodzimierz Bodnar. Czy obecnie leczy tym preparatem? Nie wiadomo. Ze strony internetowej placówki – pomimo wezwania RPP – schematu leczenia amantadyną w COVID-19 nie usunął, tylko opatrzył wstępem: „Poniższa treść jest stroną archiwalną i nie stanowi informacji dla pacjentów”. Informacja jest publikowana w kilku językach, w tym po ukraińsku. ©℗