Brak skierowań zmniejszył liczbę pacjentów. Nikt nie nadzoruje jednak, co się z nimi stało.
Brak skierowań zmniejszył liczbę pacjentów. Nikt nie nadzoruje jednak, co się z nimi stało.
Pomysł był taki: zlikwidować skierowania od lekarza, żeby ograniczyć liczbę pacjentów na szpitalnych oddziałach ratunkowych (wciąż pacjent może trafić tam, jeśli przyjdzie samemu lub zostanie przywieziony przez karetkę). Od dawna wiadomo, że wiele osób trafia na SOR bez odpowiednich wskazań. Z naszej sondy wynika, że natężenie się zmniejszyło. Nie wiadomo jednak, jak wygląda los chorych, którzy na oddział nie przyszli.
Są szpitale, w których zmiana jest kolosalna. Przykładem jest Uniwersytet Medyczny w Białymstoku, który od dwóch tygodni obserwuje spadek w przyjęciach. Jak podlicza dr n. med. Witold Olański, kierownik Kliniki Medycyny Ratunkowej Dzieci, dziś trafia na niego ok. 40 pacjentów dziennie. Przed zmianami było ich nawet 200. – Skierowania przestały być wytrychem, szansą na obejście długiego oczekiwania do specjalisty. I bardzo dobrze, bo 60 proc. pacjentów pojawiała się na SOR niezasadnie, np. chorzy z zaparciami czy gorączką – dodaje i podkreśla, że konieczne są dalsze zmiany.
– Lekarze dziś już nie wystawiają skierowań, ale sugerują, by w razie czego iść na SOR. Tego też nie powinno być. To nie miejsce do szybkiej diagnostyki. A jeśli tak ma być, to należy rozbudować ambulatorium, zatrudnić dodatkowy personel – uzupełnia.
Mazowiecki Szpital Specjalistyczny w Ostrołęce również odczuł poprawę. – Pacjenci, którzy trafiali ze skierowaniem na SOR, zgłaszają się obecnie ze skierowaniem do innych oddziałów. Co w przypadku naszego szpitala, ze względu na organizację pracy, odciąża lekarzy SOR w godzinach 8–16 w dni robocze – mówi Robert Kogut, specjalista medycyny ratunkowej, neurolog. Dodaje, że zanim zniesiono skierowania na SOR, placówka starała się zmniejszyć kolejki na własną rękę. W tym celu wprowadziła dodatkowy dyżur lekarski na tym oddziale ratunkowym.
Rzecznik Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego Piotr Gołaszewski mówi, że zmiana dotycząca SOR zbiegła się w czasie z sezonem infekcyjnym i że z tego powodu nie widać w pełni jej skali. Jak wylicza, dziś ciągle mają od 60 do nawet 100 pacjentów dziennie na SOR. Ale dodaje, że przestał być on już wąskim gardłem. Teraz brakuje miejsca na oddziałach. – Karetki z chorymi stoją przed szpitalami. Nie ma gdzie ich umieszczać. I to mimo dostawek, u nas na neurologii jest ich osiem – mówi.
Są jednak lecznice, w których nie widać żadnej zmiany ani na plus, ani na minus. – Brak skierowań nie ma wpływu, bo nadal powszechnie zgłaszają się chorzy w stanach nieuzasadniających udzielania takich świadczeń. Ich liczbę ocenia się na ok. 70 proc. wszystkich pacjentów SOR – mówi dr n. med. Janusz Mielcarek, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu.
Doktor nauk medycznych Arsalan Azzaddin, ordynator oddziału ratunkowego w Bielsku Podlaskim, mówi, że skierowanie nie ma specjalnie znaczenia. – Teraz przychodzą z karteczką w ręku, że mają iść na SOR. A i tak musimy przyjąć każdego, kto się zgłosi – dodaje. Jednak przyznaje, że ich liczba od początku roku trochę spadła. Chociaż u nich i tak czas oczekiwania jest krótki, bo pół godziny. – Część od razu kierujemy do nocnej i świątecznej pomocy, która jest przy szpitalu – mówi. Dodaje, że główny niepokój dotyczy tego, że zabraknie lekarzy.
Wszyscy są jednak zgodni: likwidacja skierowań to tylko pozorne działanie. Bo co z tego, że jest mniej chorych na SOR, jeśli nie rozwiązuje to problemu – braku sprawnej opieki na innych poziomach. Jak mówią nasi rozmówcy, kolejki w tym miejscu to tylko odzwierciedlenie słabo działającego systemu. – Może nie ma już, jak my to mówimy, złotych jaj, które nam podrzucali koledzy z innych oddziałów, a lekarze muszą się zastanowić, zanim skierują do szpitala, ale przełomu nie ma – mówi jeden z ordynatorów oddziału ratunkowego z dużego szpitala w Małopolsce. Jego zdaniem plusem takiego rozwiązania jest to, że lekarz podstawowej opieki nie może już z automatu skierować na SOR. – Może nadal wysyłać do szpitala, jednak wtedy musi wykonać chociażby wstępną diagnostykę, żeby wskazać, na który oddział – dodaje nasz rozmówca.
Lekarze rodzinni przekonują, że zakaz skierowań niewiele zmienia. – Jak widzę pacjenta, który wymaga opieki szpitala, to albo wzywamy karetkę, albo wypisujemy skierowanie do szpitala. Jak teraz nie możemy, to kierujemy na konkretny oddział – mówi Andrzej Zapaśnik, szef gdańskiej Przychodni BaltiMed. Czy zdarzało mu się wysłać pacjenta na SOR tylko po to, by zrobić pogłębioną diagnozę? – Nie – deklaruje. Dodaje, że zdaje sobie sprawę, że szpitale narzekają na POZ. Jednak sami lekarze rodzinni często mają związane ręce, bo wiedzą, że długo się czeka na badanie diagnostyczne. – Mam mnóstwo pacjentów, którzy przychodzą do nas z gorączką, bo lekarz ich nawet nie zbadał – mówi ordynator SOR w jednym z krakowskich szpitali.
Zdaniem naszych rozmówców kolejki na SOR są może i krótsze. Nie wiadomo jednak, co się dzieje z pacjentami, którzy tu szukali pomocy. Nie ma danych, czy zostali w ogóle wypchnięci z systemu, czy znajdują opiekę gdzie indziej. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama