W Europie grypa pikuje, COVID-19 przechodzi do zwykłego zestawu chorób infekcyjnych. Jednocześnie wszyscy z niepokojem patrzą na Chiny, które mierzą się z największą falą pandemii od jej wybuchu w 2020 r.

Francuska przewodnicząca Komitetu ds. Monitorowania i Przewidywania Zagrożeń Zdrowotnych Brigitte Autran ostrzegała wczoraj rodaków przed wirusem grypy. Co z koronawirusem? – Minęliśmy szczyt zachorowań, ale COVID-19 nadal zabija – mówiła Autran. Z danych wynika, że od początku grudnia liczba zgonów rośnie – z 1 na 1 mln mieszkańców do 1,67 (23 grudnia). Rośnie też liczba osób hospitalizowanych.

Grypa kontra COVID-19

Niemiecki wirusolog Christian Dorsten idzie o krok dalej i przekonuje, że pandemia się skończyła, a COVID-19 jest obecnie chorobą endemiczną. Zaś minister sprawiedliwości Marco Buschmann wezwał do zniesienia ostatnich środków ograniczających. Jednak liczba chorych na inne choroby układu oddechowego nie spada. Jak wynika z danych opublikowanych przez Instytut Roberta Kocha, liczba osób korzystających ze zwolnień lekarskich w Niemczech jest najwyższa od trzech lat. Podczas tegorocznego sezonu grypowego otrzymało je ok. 9,5 mln osób, znacznie więcej niż w poprzednich latach. Jako powód nieobecności najczęściej wymieniano infekcje dróg oddechowych. Naukowcy mówią, że to efekt braku wcześniejszego kontaktu z zarazkami w związku z długimi lockdownami.
Z kolei Wielka Brytania, jak podaje Reuters, przestanie publikować covidowy wskaźnik R, który pokazuje, ile osób zakaża jeden chory. – Teraz, gdy szczepionki i terapie pozwoliły nam przejść do fazy, w której żyjemy z COVID-19, publikacja tych danych nie jest już konieczna – tłumaczył w poniedziałek główny naukowiec brytyjskiej Agencji Bezpieczeństwa Zdrowia Nick Watkins. Brytyjczycy nadal będą jednak monitorować liczbę przypadków koronawirusa i grypy w tygodniowych raportach. Nadal bowiem widać w nich, że liczba przypadków COVID-19 jest wysoka, a z jego powodu umiera kilkadziesiąt osób dziennie.
W Czechach, w których także szaleje grypa, media mówią o „wirusowym koktajlu”, a w szpitalach pediatrycznych powoli zaczyna brakować miejsc.

Chińska fala zakażeń

Na razie COVID-19 najbardziej daje się we znaki w Chinach. To właśnie tam w 2020 r. wykryto jego pierwsze przypadki. Europa patrzy z niepokojem, jak przełoży się to na dalszy rozwój pandemii na świecie. Prezydent Xi Jinping przyznał w poniedziałek, że kraj potrzebuje bardziej ukierunkowanej strategii zdrowotnej w obliczu nowej fali zakażeń.
Nie jest jednak jasne, jak dokładnie wygląda dziś sytuacja pandemiczna w Chinach. Oficjalne dane na temat infekcji i zgonów są szczątkowe. W niedzielę, niedługo po wstrzymaniu obowiązkowych testów na obecność wirusa, Narodowa Komisja Zdrowia przestała bowiem dzielić się codziennymi statystykami. Informacje płyną głównie od władz lokalnych. Na przykład granicząca z Szanghajem prowincja Zhejiang przekazała w weekend, że dzienna liczba zakażeń wirusem w regionie przekroczyła 1 mln i prawdopodobnie podwoi się do szczytowego poziomu 2 mln dziennie w okolicach Nowego Roku (region zamieszkuje ok. 65,4 mln mieszkańców). Do mediów docierają informacje, że w szpitalach w całym kraju brakuje łóżek, a oddziały ratunkowe odsyłają karetki z chorymi. Sonia Jutard-Bourreau z prywatnego szpitala Raffles w Pekinie tłumaczyła w rozmowie z Reutersem, że liczba przyjmowanych przez nich pacjentów jest dziś nawet pięć do sześciu razy większa od normalnego poziomu. – Większość pacjentów nie została zaszczepiona – mówiła. Oficjalne dane za listopad sugerują, że trzy dawki przyjęło ok. 40 proc. osób powyżej 80. roku życia. W dodatku krajowe szczepionki okazały się mniej skuteczne w zwalczaniu poważnych infekcji niż produkowane na Zachodzie preparaty RNA.
Eksperci obawiają się, że najnowsza fala zakażeń może doprowadzić do pojawienia się kolejnego wariantu wirusa. – Populacja Chin jest bardzo duża, a odporność ograniczona. Z tego względu wkrótce możemy zaobserwować eksplozję nowej mutacji – przekonywał dr Stuart Campbell Ray, ekspert od chorób zakaźnych z Uniwersytetu Johna Hopkinsa. ©℗