Dodatkowe pieniądze pod warunkiem szybkiej restrukturyzacji – to mechanizm, który ma sprawić, że żaden szpital nie straci na zamieszaniu z podwyższeniem wycen. Dyrektorzy są jednak pełni obaw

Wprowadzenie mechanizmu 16 proc., czyli przekazanie dodatkowych pieniędzy tym szpitalom, które na skutek ostatniego zwiększenia wycen (w związku z lipcowymi podwyżkami dla personelu) nie osiągnęły wzrostu wartości umów z NFZ o 16 proc., zapowiedział minister zdrowia Adam Niedzielski. Ma to zapewnić lecznicom wyrównanie. Opublikowano już zarządzenie prezesa NFZ wprowadzające to narzędzie wsparcia (weszło w życie pod koniec ubiegłego tygodnia). Okazuje się jednak, że wzbudza ono sporo kontrowersji.

Każdy ma swój algorytm

Z rozmów z dyrektorami szpitali wynika, że jeszcze nie do końca wiadomo, które z nich zostaną objęte wsparciem. - Pojawiła się pewna rozbieżność rozliczeń wysokości wzrostów umów łączących szpitale z NFZ. Według wyliczeń naszego związku w województwie śląskim wzrosty wartości umów w zależności od szpitala wynosiły od 1,6 proc. do 11 proc. Z kolei z wyliczeń NFZ był to przedział od ok. 6 do 18 proc. - podkreśla Krzysztof Zaczek ze Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego, prezes zarządu Szpitala Murcki.
Co prawda, w treści zarządzenia wskazano, że z wyliczeń wyłączone są leki, środki spożywcze specjalnego przeznaczenia żywieniowego objęte programami lekowymi, leki stosowane w chemioterapii i ratunkowym dostępie do technologii lekowych (RDTL), zaś w załączniku określono typy umów uwzględnianych przy ustalaniu współczynników korygujących, jednak zdaniem Krzysztofa Zaczka nie do końca rozwiewa to wątpliwości. - Zarządzenie wskazuje wyłącznie zakresy oraz pewien kierunek wyliczania. W pozostałych zakresach może dochodzić do rozbieżności - podkreśla.
Dużo wątpliwości budzi również mechanizm restrukturyzacji. Przypomnijmy bowiem, że w zamian za dodatkowe pieniądze szpitale mają w ciągu trzech miesięcy, w porozumieniu z organami założycielskimi oraz wojewódzkimi oddziałami NFZ, określić „kierunek działań mających na celu równoważenie kosztów i przychodów”, by zapobiec pogarszaniu się sytuacji ekonomiczno-finansowej (w tym utraty płynności).
Jak podkreśla Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich, nie wiadomo, na czym owe działania miałyby polegać. Tym bardziej że mechanizm ma obowiązywać tylko przez dziewięć miesięcy, do końca czerwca 2023 r. - Szczerze powiedziawszy, ja nie wiem, jaki efekt można byłoby w tak krótkim czasie osiągnąć. W szczególności jeśli się ma na uwadze, że zgodnie z treścią przepisów trzeba będzie to uczynić na bazie przygotowanej przez szpitale, w porozumieniu z ich organami założycielskimi oraz wojewódzkimi oddziałami NFZ, strategii dalszego funkcjonowania w celu optymalizacji działalności podmiotu leczniczego i osiągnięcia oczekiwanych wyników finansowych - wylicza.
Zaś Paweł Dopierała, wiceprezes Wielkopolskiego Związku Szpitali Powiatowych, podkreśla, że zaangażowanie oddziałów NFZ oznacza, iż po raz pierwszy płatnik będzie uczestniczył w restrukturyzacji podmiotów. - Moim zdaniem to swoiste kuriozum - ocenia.

Związane ręce dyrektorów

Z wypowiedzi ministra zdrowia wynika, że działania restrukturyzacyjne miałyby się odbywać głównie w obszarze zatrudnienia. To niepokoi dyrektorów szpitali. Podkreślają, że niewykorzystywane łóżka, na które powołują się przedstawiciele resortu, to w dużej mierze „zasługa” okresu covidowego, po którym pacjentom została m.in. niechęć do hospitalizacji, jeżeli nie jest to bezwzględnie konieczne.
Z kolei Krzysztof Zaczek zwraca uwagę na specyfikę konkretnych oddziałów. - O ile na oddziale planowym możemy utrzymywać obłożenie na poziomie ok. 90 proc., o tyle na oddziałach ostrych musimy mieć dodatkowe miejsca, by przyjąć pacjentów w stanach nagłych. Statystyka w tym przypadku nieco przekłamuje - jeśli pokazuje zajęcie łóżek w 70 proc., to nie oznacza, że 30 proc. z nich stoi pustych. Bo zazwyczaj są one rotowane w celach organizacyjnych, sanitarnych, technicznych - podkreśla.
Ekspert zwraca również uwagę na normy zatrudnienia. - Jako dyrektorzy mamy pewną wiedzę (ukształtowaną na podstawie choćby rozmów z ordynatorami czy pielęgniarkami oddziałowymi), ile personelu potrzebujemy. Problem w tym, że tak naprawdę nie ma to żadnego znaczenia, bowiem normy zatrudnienia są nam narzucone przez ustawę, rozporządzenia, umowy z NFZ i zarządzenia prezesa. Ma to miejsce zwłaszcza w szpitalach powiatowych, gdzie te obsady ograniczone są do minimum, a wymagania NFZ są bardzo nieelastyczne - tłumaczy Krzysztof Zaczek.
ikona lupy />
Koszt mechanizmu 16 proc. / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe