Sąd Najwyższy oddalił w środę skargę nadzwyczajną wniesioną od prawomocnego wyroku uniewinniającego chirurga Dariusza R. w sprawie o narażenie pacjenta na utratę życia. W jamie brzusznej operowanego pacjenta zostały dwie serwety chirurgiczne, pacjent zmarł po kilku miesiącach.
"Stała się tragedia (...), ale nie możemy tracić z pola widzenia tego, że przypisując komuś odpowiedzialność karną musimy się oprzeć na przepisach" - powiedziała w uzasadnieniu orzeczenia SN sędzia Maria Szczepaniec z Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN.
Jak dodała sędzia Szczepaniec Prokurator Generalny, który wniósł skargę nadzwyczajną, "koncentrował się w niej na próbie podważenia oceny materiału dowodowego dokonanej przez sąd okręgowy". Jednak, w ocenie SN, skarga nie zasługiwała na uwzględnienie.
"Kluczowa jest ocena, czy oskarżony dochował wymaganej staranności, czyli zakresu i sposobu przeprowadzenia kontroli powłok jamy brzusznej przed zaszyciem pacjenta" - zaznaczyła. Zdaniem SN nie sposób zakwestionować braku tej staranności u chirurga.
Do wydarzeń, których dotyczyła sprawa doszło w sierpniu 2012 r. Chirurg Dariusz R. przeprowadził w Akademickim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu operację usunięcia guza nowotworowego - gruczolaka śluzowego - na dwunastnicy u 78-letniego pacjenta. W jamie brzusznej pacjenta pozostały dwie serwety chirurgiczne. Błąd odkryto dopiero po ośmiu miesiącach. Usunięto wtedy serwety z ciała pacjenta, ale nastąpiły powikłania – perforacja jelita i wstrząs septyczny. Miesiąc później pacjent zmarł.
Prokuratura oskarżyła R. o narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Domagała się dla lekarza sześciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
W marcu 2019 r. wrocławski sąd rozpatrujący sprawę w I instancji uniewinnił chirurga od zarzucanych mu czynów. Wyrok uniewinniający został utrzymany w sierpniu 2020 r. w II instancji przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu.
Sądy wskazywały, że na sali operacyjnej, podczas której pozostawiono w ciele pacjenta dwie serwety operacyjne, oprócz oskarżonego było jeszcze dwóch innych chirurgów, anestezjolog i trzy pielęgniarki. "Oskarżony jako główny chirurg w trakcie tego zabiegu nie musiał wiedzieć, ile serwet było użytych podczas zabiegu, to nie było rolą głównego operatora (…) od sanitariuszek oskarżony otrzymał jasny przekaz, że liczba wydanych serwet chirurgicznych zgadza się z liczbą serwet, które zostały zwrócone" - uzasadniał wrocławski sąd.
Powołał się na protokół z operacji, w którym zaznaczono, że pobrano do operacji 12 serwet chirurgicznych i 12 serwet zwrócono. Tymczasem, jak się później okazało, musiało zostać wydanych 14 serwet.
Wrocławski sąd wskazywał też, że podczas procesu nie udowodniono, iż R. nie sprawdził "pola operacyjnego" przed zaszyciem pacjenta.
"Kluczowa jest okoliczność, że R. po weryfikacji pola operacyjnego, a przed zaszyciem powłok brzusznych, otrzymał od instrumentariuszek informację, że bilans zużytych i wydanych materiałów opatrunkowych jest zgodny" - zaznaczyła zaś w środę w uzasadnieniu wyroku SN sędzia Szczepaniec.
Dodała, że w związku z tym chirurg "mógł pozostawać w uzasadnionym przekonaniu", że w jamie brzusznej pacjenta nie pozostały ciała obce. Tym bardziej, jak dodała, że lekarz był świadom tego, że wydłużający się czas operacji jest realnym ryzykiem dla pacjenta.
Środowy wyrok SN nie podlega już dalszemu zaskarżeniu i kończy tą sprawę. (PAP)
autor: Marcin Jabłoński