Problem braków kadrowych wśród personelu medycznego dotyczy większości państw europejskich. Najczęściej to efekt błędnych decyzji sprzed lat, kiedy ograniczano liczbę miejsc na studiach.

W Bułgarii ponad 60 proc. lekarzy ma więcej niż 50 lat. A liczba studentów kończących wydziały lekarskie nie jest w stanie zastąpić odchodzących z zawodu kolegów. Brak jest lekarzy rodzinnych, ale także pielęgniarek. Problem dotyczy przede wszystkim mniejszych ośrodków miejskich.
Na Słowacji trwa spór pomiędzy lekarzami a rządem dotyczący nie tylko podwyżek, lecz także systemowej reformy służby zdrowia. Brakuje lekarzy wszystkich specjalności. Pilnie potrzebne jest także 16 tys. pielęgniarek. Gros lekarzy do pracy wyjeżdża do sąsiednich Czech, stawianych w debacie publicznej za wzór, do którego Bratysława powinna dążyć. Rząd Słowacji zaproponował lekarzom 16-proc. podwyżkę oraz wprowadzenie wynagrodzenia rosnącego wraz ze stażem pracy. Mimo to odejściem od 1 grudnia br. grozi 3,5 tys. lekarzy, których być może zastąpi wojsko.
Ale nawet w Czechach, które w przeliczeniu białego personelu na liczbę mieszkańców wypadają o wiele lepiej niż Polska czy Słowacja, lekarze są pracownikami deficytowymi. Jak wyliczają tamtejsi eksperci, aż 80 proc. placówek medycznych ma mniejsze lub większe kłopoty kadrowe.
Problemem są wyjazdy do państw, w których warunki pracy są lepsze. Rotację wzmocniło otwarcie rynku pracy w UE, co wpłynęło na odpływ lekarzy przede wszystkim z nowej Europy. Według danych Chorwackiej Izby Lekarskiej od wejścia Chorwacji do UE z kraju wyjechało ponad 1000 lekarzy, a ponad 800 skompletowało dokumenty umożliwiające taki wyjazd. Tymczasem w Chorwacji więcej niż jedna trzecia medyków ma ponad 60 lat. Brakuje lekarzy przede wszystkim medycyny rodzinnej, ale także ginekologów, pediatrów czy radiologów. Rząd coraz odważniej mówi m.in. o wprowadzeniu obowiązkowego przepracowania po studiach roku w chorwackiej służbie zdrowia.
Taki nakaz obowiązuje już na Węgrzech, skąd lekarze wyjeżdżają do Austrii, Niemiec i Skandynawii. Budapeszt boryka się z brakami kadrowymi mimo wdrażanego od 2021 r. i mającego trwać do 2023 r. systemowego wzrostu wynagrodzeń, sięgającego kilkudziesięciu procent. Brakuje m.in. pielęgniarek, traumatologów czy onkologów. Oddziałów na Węgrzech się nie zamyka, zamiast tego – jak wynika z analizy Węgierskiej Izby Lekarskiej – rozpoczyna się „długotrwałe, trwające miesiącami remonty”, które mają zamaskować braki kadrowe.
Lekarze masowo przechodzą do prywatnej służby zdrowia, także z uwagi na zmiany w systemie podatkowym.
Na tle państw regionu interesująca jest Rumunia. Według tamtejszej izby lekarskiej sytuacja kadrowa nie jest zła (brakuje przede wszystkim lekarzy rodzinnych: od 1,5 tys. do 2 tys.). Prawdziwego problemu upatruje w nierównomiernym rozłożeniu liczby lekarzy w skali kraju – aż 50 proc. z nich pracuje w Bukareszcie. W 10 okręgach jest poniżej 500 lekarzy. Przyczyny tego stanu rzeczy upatruje się w nieodpowiedniej infrastrukturę medycznej, która uniemożliwia właściwe warunki pracy. Lekarze nie narzekają na wynagrodzenia, które są podnoszone. Pilna potrzeba polega na zbudowaniu systemu edukacji, który umożliwi zastąpienie w ciągu dekady odchodzący z powodu wieku personel.
Problem nie dotyczy tylko naszego regionu. To również kłopot Francji czy Anglii, a także krajów skandynawskich. Badania fundacji Nuffield Trust pokazują, że w Wielkiej Brytanii brakuje 12 tys. lekarzy szpitalnych i ponad 50 tys. pielęgniarek i położnych, a liczba pełnoetatowych odpowiedników lekarzy rodzinnych spadła o ponad 700 w ciągu trzech lat do marca 2022 r. Międzypartyjny Komitet Zdrowia i Opieki Społecznej ogłosił właśnie, że Wielka Brytania stoi w obliczu „największego kryzysu siły roboczej w ich historii”.
We Francji padają podobne stwierdzenia. Niedobór lekarzy ma swoje korzenie w latach 70. W ówczesnej Francji panowało przekonanie, że kraj ten będzie borykał się ze zbyt dużą liczbą lekarzy. Dlatego w kolejnych latach wprowadzono zapis ograniczający liczbę studentów medycyny. Już w połowie lat 90. nastąpił spadek liczby lekarzy o prawie 60 proc. – dopiero na przełomie tysiącleci zniesiono ograniczenie liczby przyjmowanych studentów medycyny.
Według WHO w 2020 r. brakowało 18 mln pracowników medycznych na świecie, szacuje się, że do 2040 r. może ich brakować 30 mln. ©℗