Czy nie jest tak, że deficyt kadr powoduje, że lekarze i pielęgniarki mają większą siłę podczas negocjacji płacowych, a przy takim zaburzeniu proporcji nie ma równowagi w rozmowach z decydentami. Z drugiej strony - wy macie możliwość tworzenia przepisów i nakazywania. I obie strony sobie z tym nie radzą.
Często ten sam problem wygląda inaczej z perspektyw studenta, rezydenta, lekarza, pielęgniarki, decydentów. Kwestia odpowiedniego skomunikowania tych perspektyw. Nie jest to łatwe, ale też nie niemożliwe. Nie podejmujemy decyzji zza biurka. Każde zmiany są szeroko konsultowane. Jeżeli brakuje kadr, to podejmujemy konkretne działania. Zwiększenie limitów przyjęć na studia na kierunku lekarskim, zmiana standardów, w tym położenie nacisku na kształcenie praktyczne. Stypendia, współfinansowanie studiów odpłatnych, a także mentoring pozwalający na komfortowe „wejście” do zawodu po ukończeniu studiów.
W najbliższym czasie uruchamiamy po raz pierwszy centralny nabór na szkolenie specjalizacyjne, co pozwoli lekarzom ubiegać się w jednym postępowaniu kwalifikacyjnym o miejsca szkoleniowe w całej Polsce.
Dodatkowo przekazaliśmy do konsultacji publicznych projekt rozporządzenia w sprawie umiejętności lekarskich i lekarsko - dentystycznych.
Trudno mówić, że resort zdrowia, rząd pozostają bierne w obliczu deficytu kadr medycznych.
Nasze działania mają przełożyć się na to, że będzie realny wzrost zainteresowania kształceniem na kierunku lekarskim. Zresztą już jest. Zawsze był to oblegany kierunek, ale teraz jest coraz większa konkurencja między osobami, dla których to studia pierwszego wyboru.
A wiadomo ilu jest lekarzy, każdy podaje inną liczbę?
To prawda, w przestrzeni publicznej pojawiają się różne informacje w tym zakresie. Dla nas oficjalnym zbiorem informacji o lekarzach jest rejestr lekarzy prowadzony przez samorząd zawodowy. Zgodnie z najnowsza publikacją Naczelnej Rady Lekarskiej, według stanu na dzień 30 czerwca br. lekarzy wykonujących zawód mamy 146 tys., a lekarzy dentystów wykonujących zawód nieco ponad 39 tys.
Zwracam jednak uwagę na inne statystyki, prowadzone przez Główny Urząd Statystyczny, który opublikował wyniki obliczeń liczby lekarzy i lekarzy dentystów za 2019 rok, dokonanych w oparciu o źródła administracyjne. Obliczenia te opierają się na porównaniu trzech zbiorów danych o lekarzach pracujących w systemie, czyli bezpośrednio z pacjentem: rejestru lekarzy prowadzonego przez samorząd zawodowy, lekarzy zgłoszonych do kontraktów z NFZ oraz lekarzy prowadzących praktyki zawodowe na podstawi Rejestru Podmiotów Wykonujących Działalność Leczniczą. Oczywiście wzięto pod uwagę pojedyncze nr. PWZ, nie ma więc mowy o dublowaniu. Według tej metodologii na dzień 31 grudnia 2019 r. lekarzy w Polsce pracujących z pacjentem było 125 349, co stanowi wskaźnik w przeliczeniu na 1000 mieszkańców 3,27. Zakładam, że w niedługim czasie dane te zostaną przekazane do instytucji europejskich i oficjalnie opublikowane. Pozwoli to mam nadzieję zerwać z „mitem wskaźnika 2,4” na który wielokrotnie powołują się media i politycy.
Wśród lekarzy dominują obawy, że nowe uczelnie obniżą poziom kształcenia, zaś kredyty uwiążą lekarzy
Każda uczelnia, która prowadzi lub aspiruje do prowadzenia kształcenia na kierunku lekarskim musi spełnić te same kryteria, niezależnie od tego czy jest to uczelnia akademicka czy zawodowa. Musi posiadać kategorię naukową, a zatem prowadzić działalność badawczą, mieć odpowiednią kadrę i zaplecze dydaktyczne. Ma obowiązek realizować program studiów zgodnie ze standardami kształcenia. Jakości pilnuje tez Polska Komisja Akredytacyjna, która ma obowiązek zweryfikować już po pierwszym roku prowadzenia kształcenia czy uczelnia realizuje studia zgodnie z wymogami prawa.
Kredyt na studia medyczne, jak również wszystkie inne nasze propozycje dla studentów, mają charakter propozycji, oferty. Ani kredyt, ani projekt „praca dla studenta”, ani „młody dydaktyk” nie są rozwiązaniami obligatoryjnym. To student zdecyduje czy chce z nich skorzystać. My stwarzamy możliwość wyboru.
Zwracam też uwagę, że kredyt stanowi, wbrew obawom rozwiązanie przede wszystkim projakościowe. Pozwoli on bowiem podjąć i kontynuować studia najlepszym kandydatom, a nie wyłącznie tym, których było stać na opłatę wysokiego czesnego. Lekarze nie są także zmuszani do odpracowania czy wyboru konkretnej specjalizacji. Mogą wybrać spłatę kredytu zamiast umorzenia, która również jest uregulowana korzystnie dla kredytobiorcy.
A może docelowo zmniejszycie liczbę miejsc na bezpłatnych studiach dziennych, a potem wszyscy skończą na zaocznych z kredytami?
Trzeba być mocno na „nie”, żeby tak mówić. To byłoby irracjonalne. Takim twierdzeniom przeczą fakty. Zarówno w bieżącym roku akademickim, jak i w tym nadchodzącym nie obniżyliśmy limitów przyjęć na studia bezpłatne, pomimo objęcia studiów medycznych kredytowaniem. Wręcz przeciwnie limity przyjęć na studia bezpłatne rosną. Tym bardziej, że uczelni publicznych kształcących przyszłych lekarzy przybywa.
Jeśli tak ważni są ludzie, to dlaczego w przepisach dotyczących minimalnego wynagrodzenia podzieliliście ich ze względu na rodzaj umowy i z ustawy wykluczyliście tych na kontraktach?
To jest kwestia formalna, chodzi o przyjęty model w którym określane są najniższe prawem gwarantowane wysokości wynagrodzeń zasadniczych. Jednocześnie należy wskazać, że osoba zatrudniona na kontrakcie w większości przypadków nie świadczy pracy za równowartość wynagrodzenia minimalnego.