Narodowemu Funduszowi Zdrowia brakuje już 350 pracowników, w najbliższym czasie liczba ta może wzrosnąć. A to stawia pod znakiem zapytania sprawną realizację zmian w systemie ochrony zdrowia.

Jak wynika z informacji DGP, w zeszłym tygodniu trwały negocjacje Narodowego Funduszu Zdrowia z Ministerstwem Finansów. NFZ apelował o uwolnienie pieniędzy na podwyżki, ale bezskutecznie. Efekt jest taki, że pensje pracowników urzędu na przyszły rok pozostaną zamrożone. Urzędników NFZ dziwi to, bo nie trzeba byłoby wydawać dodatkowych środków, tylko dać zgodę na wykorzystanie tego, co jest w budżecie funduszu. Wyliczają, że na 9-proc. podwyżki wystarczyłyby 53 mln zł, tymczasem budżet NFZ na ten rok wynosi 128 mld zł, a na przyszły – 136 mld zł.
Ministerstwo Finansów informuje DGP, że „przyjęty poziom wynagrodzeń w projekcie planu finansowego NFZ na 2023 r. jest wyższy od poziomu wynagrodzeń w zatwierdzonym 30 lipca 2021 r. planie finansowym na 2022 r. o ok. 107 mln zł, tj. o 23,7 proc.”. To jednak nie pozwala na podwyżki, bowiem plan finansowy na 2023 r. w zakresie płac pracowników NFZ uwzględnia wyłącznie skutki podwyżek pensji dokonanych w tym roku, głównie od 1 lipca. Nie pozwala na podwyżki w przyszłym roku, mimo że dla sfery budżetowej na 2023 r. jest zakładany wzrost o 7,8 proc., a w gospodarce to prawie 9,6 proc.
Ile dostali pracownicy NFZ w tym roku? Kilka procent od początku roku w zależności od możliwości danego oddziału NFZ, a od lipca ma być 600 zł brutto podwyżki, co jednak – jak podkreślają nasi rozmówcy – nie rozwiązuje problemów zarządczych. To gonienie za inflacją. W tej sytuacji odchodzą głównie informatycy (potrzebni przy wprowadzaniu kolejnych e-rozwiązań), analitycy i pracownicy medyczni.
Kolejny problem to ustawowy wzrost płac w ochronie zdrowia. Zagwarantowanie kolejnych podwyżek w tym sektorze, nawet o 2 tys. zł od lipca tego roku, bez istotnego zwiększenia płac w urzędzie, stworzyło potężnego konkurenta. Jak mówią urzędnicy, już widać exodus pracowników zarządzających systemem do placówek medycznych. Teraz jest obawa, że wzrost będzie jeszcze wyższy, a kluczowi pracownicy przejdą np. do szpitali.
Jak wyliczał na jednym z posiedzeń sejmowej komisji zdrowia wiceprezes NFZ Bernard Waśko, w funduszu pracuje 420 pielęgniarek, 290 lekarzy, 154 farmaceutów. W sumie pracownicy medyczni stanowią 17 proc. kadry zatrudnionej w NFZ. Obsługują piony kontroli, analiz, kontraktowania. – Bez tych ludzi terminowe przekazanie środków na wynagrodzenia do podmiotów leczniczych byłoby niemożliwe, a już na pewno nie będzie skutecznego nadzoru nad ich wydatkowaniem – mówił Waśko.
Potwierdza to w rozmowie z DGP Bronisława Czarska-Marchelewicz, przewodnicząca komisji zakładowej NSZZ „Solidarność” w NFZ. – Nie rozumiem, dlaczego dopuszcza się do sytuacji, w której centrala i oddziały NFZ w praktyce stają się kuźnią kadr dla podmiotów leczniczych. A taka sytuacja obecnie ma miejsce – podkreśla. Efekt jest taki, że fluktuacja kadr w NFZ wynosi ok. 13 proc.
W sprawozdaniu NFZ za 2021 r. autorzy piszą, że na wolne miejsca trudno zatrudnić nowych pracowników ze względu na „brak zainteresowania potencjalnych kandydatów, o ściśle określonym wykształceniu i doświadczeniu zawodowym, w tym medycznym, informatycznym i ekonomicznym”. Czarska-Marchelewicz zapowiada, że jeśli nic się nie zmieni i podwyżki w planie finansowym NFZ na przyszły rok nie będą przewidziane, to związkowcy od września będą kontynuować spór zbiorowy z pracodawcą.
Kłopoty z pracownikami wpływają na realizację nowych projektów, wprowadzanie usprawnień, rozliczanie z placówkami medycznymi. Eksperci wskazują, że ostatecznie przekłada się to też na gorszą jakość opieki dla pacjentów. Przykład Funduszu Medycznego pokazuje, jak brak kadry może wpływać na realizację zadań zdrowotnych. Fundusz Medyczny jest w dyspozycji resortu zdrowia, ma być z niego prowadzone m.in. finansowanie drogich terapii czy wsparcie inwestycji w szpitalach, ale nie ma chętnych do pracy, a potrzebni są ludzie o podobnych kompetencjach jak w przypadku NFZ. Na 20 etatów udało się zatrudnić połowę zespołu. Według naszych informacji z 21 rekrutacji 12 nie zostało rozstrzygniętych (dane sprzed kilku tygodni). Tymczasem proces wdrażania pracownika w nowe zadanie, jak przyznawało resort zdrowia, to aż pół roku.
Z kłopotami kadrowymi borykają się też Główny Inspektorat Farmaceutyczny, Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych (co przekładało się, jak pokazał NIK, na jakość kontroli rynku leków) czy Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, oceniająca m.in. koszty wprowadzania do refundacji nowych terapii. Dyskusje z MF o dodatkowych zatrudnieniach od dawna prowadzi rzecznik praw pacjenta. ©℗

Covidowe przyspieszenie

Czwarta dawka szczepionki dla wszystkich, powrót maseczek, przywrócenie niektórych ograniczeń przy dużej liczbie hospitalizacji – to działania rozważane przy nowej fali COVID-19. Liczba przypadków rośnie: średnia tygodniowa niemal do końca czerwca wynosiła ok. 200, w sobotę przekroczyła 800. Wiele zachorowań nie jest odnotowywanych w systemie, bo większość testów Polacy robią prywatnie. O wzroście może więc świadczyć popyt na testy sprzedawane w aptekach – 3 lipca tygodniowa sprzedaż była o 139 proc. wyższa niż tydzień wcześniej. W sumie sprzedano 126 tys. testów (dane od 6 czerwca do 3 lipca).
Sytuacja pogarsza się w wielu państwach europejskich. Przykładem jest Francja, w której średnia tygodniowa wykrywanych przypadków COVID-19 wzrosła obecnie do 112 tys. – na początku czerwca wynosiła niecałe 20 tys.
Minister zdrowia Adam Niedzielski podał niedawno, że istnieją szacunki mówiące nawet o 30 tys. hospitalizacji jesienią w Polsce. Bardziej prawdopodobny scenariusz zakłada jednak, że będzie dużo zakażeń, ale mało przypadków ciężkich. Minister zapowiedział, że ewentualne kroki restrykcyjne będą podejmowane po przekroczeniu 5 tys. hospitalizacji, obecnie to niecałe 500. Według Niedzielskiego wiele wskazuje na to, że od września będą dla wszystkich dostępne czwarte dawki szczepionek (teraz są dla wybranych grup). A preparaty będą dostosowane do nowych wariantów koronawirusa. ©℗
Klara Klinger