29 mld zł więcej na leczenie – jak wynika z informacji DGP budżet NFZ na przyszły rok będzie o 27 proc. wyższy, niż zaplanowano na ten rok. W przyszłym tygodniu projektem zajmie się Sejm. Projekt budżetu NFZ na 2023 r. to próba zmiany systemu z takiego, w którym stawia się na leczenie szpitalne i na nie idzie najwięcej pieniędzy.

Kwota jest rekordowo wysoka, ale kluczowe jest to, na co zostanie przeznaczona. Lwią część dodatkowych pieniędzy pochłoną podwyżki wynagrodzeń dla lekarzy. Na ten cel w przyszłym roku może pójść nawet 20 mld zł. W ten sposób rząd chce rozwiązać problemy z kadrą medyczną. Reszta zostanie przeznaczona na leczenie pacjentów.

Jak podkreśla dr Małgorzata Gałązka Sobotka, ekspertka ds. zdrowia z Uczelni Łazarskiego, sprawdzianem tego, czy wzrost finansowania przełożył się realnie na poprawę jakości i efektywności ochrony zdrowia w Polsce - będą takie wskaźniki jak czas oczekiwania na świadczenia, ich kompleksowość, ale także te miary bezpośrednie, jak śmiertelność czy oczekiwana długość życia. Szczególnie te dwa ostatnie wskaźniki w ostatnich latach znacząco się pogorszyły. Częściowy wpływ na to miała pandemia, także zły stan zdrowia Polaków przed jej wybuchem, demografia, ale także działanie systemu ochrony zdrowia.

Planowany budżet NFZ na leczenie / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

Z planu budżetu NFZ wynika, że w przyszłym roku największy wzrost finansowania obejmie leczenie specjalistyczne: tutaj nakłady będą o 70 proc. wyższe, niż planowano na ten rok. Zamiast 6,9 mld zł ma być aż 11,7 mld zł. Do lekarzy rodzinnych trafi o 9 proc. więcej pieniędzy. Większy wzrost będzie w przypadku rehabilitacji i psychiatrii. NFZ wyda również więcej na programy lekowe. Nadal jednak ok. 50 proc. pieniędzy przeznaczanych na leczenie pochłaniać będzie opieka szpitalna.

Co ciekawe - jak wynika z prognoz nie tylko na przyszły rok, lecz także na kolejne trzy lata, do których dotarł DGP - budżet państwa nie będzie musiał w ogóle dokładać do leczenia: wystarczy sam spływ składki zdrowotnej. Zgodnie bowiem z przepisami punktem wyjścia jest PKB sprzed dwóch lat. I w takim ujęciu procent PKB przeznaczany na leczenie sukcesywnie rośnie. W 2025 r. ma to być 6,5 proc.

NFZ proponuje przesunięcie opieki medycznej na wcześniejszy etap, czyli do specjalistów. Wzrost wydatków na ten cel, w porównaniu z planem na 2022 r., ma wynieść 70 proc. To oznacza, że w przyszłym roku na leczenie specjalistyczne trafi więcej o 4,8 mld zł.

Przesunięcie wajchy

Resort zdrowia od dawna mówi o takiej zmianie - chodzi o to, żeby szpitale zajmowały się najbardziej chorymi pacjentami, a lekarze rodzinni i poradnie specjalistyczne przejęły całą resztę przypadków - zarówno w zakresie opieki diagnostycznej, jak i wykonywania prostych zabiegów. Taką wizję przedstawiono m.in. w Krajowym planie transformacji (KPT). To dokument, w którym rząd określił najważniejsze projekty reform na najbliższe lata, włącznie z tym, na co zamierza przeznaczyć unijne pieniądze uzyskane w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Problem w tym, że o przesunięciu wajchy w wydatkach na leczenie mówi się od dawna. Na razie bez większych efektów. Głównym problemem są bowiem kolejki w publicznych szpitalach, przychodniach i poradniach. „Powodem, dla którego pacjenci wybierają usługi poza NFZ, jest długi czas oczekiwania na świadczenia zdrowotne. W przypadku czterech poradni (kardiologicznej, endokrynologicznej, urologicznej oraz okulistycznej) przeciętne czasy oczekiwania w lutym 2020 r. były jednymi z najdłuższych i przekraczały 100 dni dla przypadków stabilnych oraz 50 dni dla pilnych” - piszą autorzy KPT. W takiej sytuacji chorzy albo wybierają prywatne placówki zdrowia, albo od razu idą na izbę przyjęć do szpitala. Kłopotem jest także nierówność w dostępie do opieki specjalistycznej. Z planu transformacji jasno wynika, że są powiaty, w których nie ma wielu rodzajów poradni. Widoczna jest m.in. bardzo niska dostępność do poradni geriatrycznych, ginekologicznych i ginekologiczno-położniczych.

Kadry i podwyżki

Powodem takiej sytuacji, jak podkreśla dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, członek Rady NFZ, jest po prostu brak kadry medycznej, która chce pracować w publicznym systemie. Zdaniem Jerzego Gryglewicza, eksperta ds. zdrowia w Uczelni Łazarskiego, rozwiązaniem byłoby zwiększenie wynagrodzeń do takiego poziomu, żeby były one konkurencyjne w stosunku do prywatnego rynku. Być może część dodatkowych pieniędzy planowanych na rok 2023 będzie przeznaczona na kolejne podwyżki wyceny świadczeń, tak aby z tego można było sfinansować większe wynagrodzenia dla specjalistów. Na razie ani NFZ, ani MZ nie przedstawili szczegółowych planów. Już w poprzednich latach była zwiększana wycena za przyjęcie pierwszorazowego pacjenta czy w konkretnych schorzeniach - tak aby zmotywować lekarzy do skracania kolejek dla chorych, którzy dopiero co trafiają do systemu z nowym rozpoznaniem. Dołożono również pakiet badań, które można wykonywać u specjalistów bez konieczności udawania się do szpitala - m.in. dodano procedury biopsji i trepanobiopsji szpiku kostnego, umożliwiono wykonanie badań endoskopowych gastroskopii i kolonoskopii w znieczuleniu dożylnym. Zniesiono też limity w finansowaniu świadczeń: NFZ płacił za każdego „obsłużonego” pacjenta. Sęk w tym, że nie zwiększyło to ich liczby. W efekcie część pieniędzy (600 mln zł), która trafiła na leczenie specjalistyczne, nie została w ubiegłym roku w pełni wykorzystana i wróciła do budżetu NFZ. Dane ze sprawozdania działalności NFZ za 2021 r. pokazują, że w porównaniu z 2019 r. spadła zarówno liczba wykonanych świadczeń, jak i samych pacjentów. Prezes NFZ i minister zdrowia przekonują, że „głównym winowajcą” był COVID-19, bo pacjenci obawiali się zwiększonego ryzyka zakażenia, a teraz sytuacja powoli powinna wracać do normy. Jednak nie wszystkie dane to potwierdzają. Ze sprawozdania NFZ za ubiegły rok wynika, że spada liczba poradni, do których mogą się udać pacjenci. W 2019 r. było ich 5,8 tys., rok później - 5,6 tys. W 2021 r. z mapy Polski zniknęło kolejnych 200.

Wzmocniony POZ

Jakie ostatecznie cele chce osiągnąć resort zdrowia i NFZ w przyszłym roku? Z jednej - zwiększyć dostępność do leczenia, z drugiej - poprawić jakość i efektywność opieki. - Z pewną nadzieją spoglądam na wyjątkowo dynamiczny wzrost nakładów na AOS. Wzrost na poziomie kilkudziesięciu procent może być zapowiedzią wyższych wycen oraz faktycznego zwiększenia dostępności tych świadczeń - uważa Wojciech Wiśniewski z Public Policy. Resort zdrowia chce, żeby część świadczeń wykonywanych w poradniach specjalistycznych przejęli lekarze rodzinni. I proponuje wprowadzenie płatności za efekt terapeutyczny. Tu problemem mogą się okazać jednak pieniądze. W 2023 r. na POZ ma trafić niewiele ponad 9 proc. więcej w porównaniu z obecnym rokiem.
Wciąż jednak najwięcej pieniędzy będzie przeznaczonych na szpitalnictwo, bo prawie połowa całego budżetu NFZ na leczenie. Bez wzrostu wyceny świadczeń nie uda się bowiem sfinansować podwyżek dla pracowników ochrony zdrowia. Jak duża będzie korekta wyceny, jeszcze nie wiadomo, pracuje nad nią specjalna agencja.
Zaskakujące jest to, że do NFZ w 2023 r. nie trafią dodatkowe pieniądze z budżetu państwa w ramach ustawy, która zakłada, że określony odsetek PKB ma być przeznaczany na zdrowie. - W przyszłym roku całość wzrostu realizuje się poprzez zwiększenia przychodów funduszu ze składek zdrowotnych - mówi Wojciech Wiśniewski. ©℗
WSPÓŁPRACA DOMINIKA SIKORA
Plan budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe