- Europa musi zapewnić wsparcie, aby ukraińskie dzieci mogły zostać objęte wymaganą opieką medyczną - mówi Ruben Díaz, dyrektor szpitala Sant Joan de Déu w Barcelonie, sekretarz generalny Europejskiej Organizacji Szpitali Dziecięcych

ikona lupy />
Ruben Díaz, dyrektor szpitala Sant Joan de Déu w Barcelonie, sekretarz generalny Europejskiej Organizacji Szpitali Dziecięcych / Materiały prasowe
Do Polski trafiło w ciągu tygodnia 400 tys. dzieci z Ukrainy. Niektóre z nich wymagają pilnej opieki medycznej. Nasz system tego nie udźwignie.
Zdajemy sobie z tego sprawę. Prace, żeby tę sytuację rozwiązać, już się zaczęły. Ale nie jest to proste. Mój szpital należy do Europejskiej Organizacji Szpitali Dziecięcych (ECHO). Nawiązaliśmy już współpracę z Komisją Europejską, europarlamentem i wieloma innymi organizacjami.
Jaki jest pomysł? Komisarz KE mówiła o 10 tys. łóżek, które będą dla Ukraińców.
Kluczem ma być triaż. Chodzi o to, żeby pacjenci, którym uda się przekroczyć granicę z Polską lub innym sąsiadującym państwem, zostali podzieleni na różne grupy. Dzięki temu moglibyśmy sprawnie wyodrębnić chorych, którzy potrzebują szybkiego leczenia, określić, kto na co choruje i do jakiego szpitala powinien trafić. W przypadku sieci szpitali pediatrycznych miejsca są głównie dla pacjentów z nowotworami lub innymi rzadkimi chorobami, które wymagają hospitalizacji.
Czyli triaż musieliby robić polscy lekarze?
Być może ze wsparciem Światowej Organizacji Zdrowia i innych instytucji. Musiałyby powstać specjalne punkty recepcyjne niedaleko granicy, gdzie specjaliści prowadziliby ocenę. W krajach takich jak Polska ośrodek recepcyjny musi być wspierany przez instytucje z zewnątrz, ponieważ liczba pacjentów, także dorosłych, będzie bardzo duża. W przypadku pacjentów pediatrycznych możliwości są ograniczone, dlatego uważam, że Europa musi zapewnić wsparcie, aby mogli oni zostać objęci opieką. Potem zaczyna się kolejne wyzwanie: transport. Z jednej strony chorzy byliby rozwożeni po szpitalach w Polsce, czyli do najbliższych miejsc, jeśli te będą w stanie ich przyjąć. Z drugiej - do placówek zagranicznych, które mogą i chcą oferować takie usługi. I faktycznie powstaje pytanie, jak mieliby być przesyłani. Jest ogromna mobilizacja w KE i PE, które próbują znaleźć rozwiązanie i środki. Pewnie nie obędzie się bez wsparcia również organizacji pozarządowych, samych szpitali itd. Żeby jednak nawet polskie szpitale mogły przyjąć ukraińskich pacjentów, będą potrzebowały wsparcia państw członkowskich. Skupiamy się w pierwszej kolejności na dzieciach. I tu pojawia się kolejna rzecz: potrzebne jest także zakwaterowanie. W dodatku chodzi nie tylko o zakwaterowanie dla pacjenta, lecz także dla członków jego rodziny. Trzeba więc zmobilizować wszystkie te zasoby.
Jak?
ECHO robi przegląd, żeby sprawdzić, jakimi zasobami dysponujemy i co możemy zaoferować. Wymieniamy się informacjami, kto ma ile miejsc dla chorych, aby wesprzeć naszego członka z Warszawy, czyli Instytut „Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka”. Prawda jest taka, że nadal nie wiemy, jaka będzie skala wyzwania. Być może będziemy potrzebowali zaangażowania także szpitali spoza ECHO. Co zresztą już się dzieje.
Z rozmów z polskimi organizatorami wynika, że stoją przed niełatwymi decyzjami. Łatwiej przywieźć autobus lżej chorych dzieci, bo transport ciężko chorego jest bardziej wymagający.
Myślę, że będzie to uzależnione od sytuacji dziecka i od środków, którymi dysponuje polski system. Z rozmów, które odbyłem z niektórymi organizacjami pozarządowymi, wynika, że istnieje kilka linii lotniczych lub innych firm, które będą w stanie przetransportować te dzieci. Myślę, że one same i ich rodziny, które są teraz w stanie podróżować, mogłyby skorzystać z tych rozwiązań, aby dostać się do konkretnej placówki medycznej. Mogą też znaleźć się tacy pacjenci, którzy będą potrzebowali pomocy medycznej w trakcie podróży i wtedy potrzebny jest faktycznie bardziej specjalistyczny transport. Sądzę, że Komisja Europejska rozważa możliwość zapewnienia takich usług medycznych. Niektóre państwa członkowskie także stwierdziły, że potencjalnie mogą zapewnić transport. Powtórzę: ważne będzie stworzenie centrów triażu i ośrodków recepcyjnych, które mogłyby ocenić stan pacjentów i ustalić, jakie są ich potrzeby w zakresie mobilności, pomocy medycznej. Wszystko zależy w dużej mierze od możliwości i specjalizacji danej instytucji. Nie każdy szpital jest na tyle wyspecjalizowany, żeby móc przyjąć każdego pacjenta. Dlatego trzeba działać jako sieć.
I tu pojawia się kolejny kłopot: finansowanie. Jedna z placówek zadeklarowała, że może przyjąć tylko dwóch pacjentów, bo na więcej nie starczy jej pieniędzy od organu finansującego.
Nie mogę się wypowiadać za wszystkie kraje europejskie, ale wiele z nich już podejmuje stosowne decyzje. Już teraz wielu pacjentów zostało przewiezionych do innych krajów, jak Niemcy czy Włochy.
Ma pan już w szpitalu ukraińskich chorych?
Tak, dotarło do nas dwóch pacjentów. Ale przyjechali sami i się do nas zgłosili. Mają tu krewnych, kontakty, więc przyszli na własną rękę.
Jaki jest potencjał Hiszpanii?
Nie wiem, ile jest miejsc w Hiszpanii, ale w naszym szpitalu możemy na początek przyjąć ok. 30 osób.
Wspominał pan, że Europa to za mało.
Współpracują z nami też Izrael, Kanada i Stany Zjednoczone. ECHO otrzymała już potencjalne wsparcie od podmiotów z USA. Jednym z członków naszej organizacji jest też szpital z Izraela, który wykazał się dużą aktywnością i chęcią wsparcia. Kilku pacjentów dotarło już do ich szpitala i wydaje mi się, że w tym przypadku transport zapewnił rząd izraelski. Każdy kraj członkowski mobilizuje wszelkie środki, jakimi dysponuje. A jedno z centrów triażu, które zostało uruchomione dla pacjentów onkologii dziecięcej, otrzymuje wsparcie ze strony pediatrycznego szpitala onkologicznego w USA, który dostarcza środki do Polski. Panuje pewne zamieszanie i trzeba rozmawiać, żeby nie dublować wysiłków.
Jest jeszcze jedna rzecz: język. W Polsce jest już wielu lekarzy ukraińskich, nasze języki są zbliżone, ale nie wszędzie tak jest.
W Izraelu to nie jest problem. Jest tam ogromna diaspora rosyjskojęzyczna. Ale ogólnie rzecz biorąc, myślę, że będzie to spory problem. W naszym szpitalu prowadzimy duży program międzynarodowy i faktycznie mamy wielu pacjentów z Ukrainy, którzy przyjeżdżają do nas, ale tu nie mieszkają.
Oni tłumaczą?
Nie, mamy już własnych tłumaczy. Ale to istotny problem szczególnie w przypadku szpitali, które chcą przyjąć dzieci. Co ważniejsze, jeśli są to pacjenci z poważnymi problemami zdrowotnymi i cierpiący na schorzenia przewlekłe, bardzo ważne jest, abyśmy wiedzieli, jaka jest ich historia leczenia. Tylko w ten sposób możemy dowiedzieć się, co mamy robić. Mamy nadzieję, że centrum triażu będzie potencjalnie oferować usługi tłumaczenia dokumentacji medycznej, aby można ją było udostępnić innym. Niezwykle ważna jest więc komunikacja nie tylko z pacjentami, ale i rodzinami, żeby zrozumieć - szczególnie w przypadku pacjentów z rzadkimi chorobami - jak byli dotychczas leczeni.
Miliony na leczenie uchodźców
3 mld zł na okres 18 miesięcy - na tyle Narodowy Fundusz Zdrowia szacuje koszty leczenia uchodźców. To kwota liczona przy założeniu, że do Polski przyjedzie milion osób zza wschodniej granicy. - Szacujemy miesięczny koszt świadczeń na ok. 200 mln zł, ostatecznie będzie on uzależniony od tego, jak długo te osoby będą przebywać w naszym kraju i kiedy będą go opuszczać, jak również jak szybko ta grupa będzie przybywać - mówił wczoraj w Sejmie Bernard Waśko, zastępca prezesa NFZ. Wydatki funduszu na wszystkie świadczenia na przyszły rok to ok. 107 mld zł. Uchodźcy mają mieć dostęp do niemal wszystkich świadczeń - jednak bez pobytu w uzdrowiskach. Leki mają być refundowane na podobnych zasadach jak dla polskich pacjentów. Jak tłumaczył Waśko - większość uchodźców nie ma na razie numeru PESEL, co utrudnia wystawienie recepty. Koszty świadczeń dla obywateli Ukrainy będą finansowane z budżetu państwa albo z funduszu pomocy.
Klara Klinger