Liczba gabinetów leczących zęby na NFZ z roku na rok maleje. Eksperci podkreślają, że proponowane stawki są zupełnie nierynkowe, a dane dotyczące liczby podmiotów posiadających umowy z funduszem potwierdzają, że problem narasta

Przedstawiciele samorządu lekarskiego już od dłuższego czasu starają się zwrócić uwagę na postępujący kryzys w publicznej stomatologii. Nieprzystające do rzeczywistości wyceny oferowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia powodują, że z kontraktów rezygnują kolejne praktyki stomatologiczne. Co za tym idzie - pacjenci mają coraz bardziej ograniczony dostęp do refundowanej opieki dentystycznej.
Kontraktów jak na lekarstwo
Poprosiliśmy NFZ o dane za ostanie lata; dostaliśmy je od 10 z 16 oddziałów wojewódzkich. Wynika z nich, że w każdym województwie odnotowano spadek liczby podmiotów udzielających świadczeń z zakresu leczenia stomatologicznego lub umów zawartych w tym zakresie (patrz: infografika).
Liczba posiadających kontrakty placówek najbardziej zmniejszyła się w ciągu ostatnich dwóch lat w województwach lubelskim, zachodniopomorskim, warmińsko-mazurskim i mazowieckim. Z kolei największy spadek liczby zawartych z NFZ umów zanotowano w woj. śląskim.
Co istotne, część oddziałów udostępniła również dane za bieżący rok, choć z zastrzeżeniem, że nie są one pełne. I tak obecnie w woj. lubuskim podpisanych jest 153 umów z zakresu leczenia stomatologicznego, w woj. małopolskim - 391, zaś w woj. śląskim - 594 umowy. Zaś w woj. zachodniopomorskim 287 podmiotów udziela świadczeń stomatologicznych w ramach NFZ.
Sytuacja już jest nie najlepsza, a Andrzej Cisło, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, ostrzega, że proces ten będzie postępował. - Przewidujemy, że największy spadek będzie miał miejsce w niektórych województwach z końcem czerwca bieżącego roku, w innych miejscach z końcem roku. Związane to będzie z wygasaniem kontraktów - podkreśla.
Wyceny do poprawki
Co sprawia, że niedługo stomatologia zostanie zupełnie przejęta przez rynek komercyjny? Przede wszystkim zbyt niskie wyceny. - Są one zupełnie nierynkowe. Co prawda raz na jakiś czas pojawia się jakaś modyfikacja, ale są to fragmentaryczne rozwiązania i takie drobne ruchy przełomu nie wróżą. Realne stawki pozostają takie same od lat - podkreśla Andrzej Cisło.
Co więcej, każdy oddział wojewódzki wycenia swoje punkty w odmienny sposób. Przypomnijmy, stomatolodzy w ramach NFZ posiadają tzw. wycenę punktu, z kolei każdy zabieg posiada ich określoną liczbę. Oznacza to, że realna stawka, którą fundusz płaci za wykonanie danego zabiegu, stanowi iloczyn liczby punktów oraz stawki zaproponowanej przez dany oddział NFZ za punkt. - Rozstrzał pomiędzy wycenami potrafił wynosić do 20 proc., co również jest irracjonalne. Ostatnio fundusz rozpoczął wyrównywanie tych stawek, na szczęście w górę. Ale to jest wyrównywanie biedy, a nie ruchy w kierunku rentowności - ocenia Andrzej Cisło.
Dentyści wskazują, że inflacja w stomatologii już sięga 30 proc. Drastycznie wzrastają ceny materiałów, wynagrodzenia pracowników i stawki podwykonawców, co czyni nierentowne z zasady wyceny zupełnie nieprzystającymi do realnych kosztów.
Do tego dochodzą rygorystyczne - zdaniem naszych rozmówców - wymagania, jakie stawiane są lecznicom przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Mowa m.in. o kwestiach związanych z obowiązkiem otwarcia placówek w określonych godzinach, specjalizacją oraz doświadczeniem.
Tomasz Rozwadowski, prezes zarządu Stowarzyszenia Liderów Stomatologii Polskiej, podkreśla, że część pacjentów z zasady chce sięgać po rozwiązania, które oferuje wyłącznie prywatna stomatologia. Fundusz bowiem refunduje „wariant minimum”. - Zakres usług, jaki przewiduje dla pacjentów NFZ, jest raczej taki, żeby pokazać, że coś tam jest, niż żeby faktycznie zabezpieczyć potrzeby zdrowotne. Najprostszy przykład - w ramach NFZ możemy leczyć kanałowo „od trójki do trójki”, w pozostałym zakresie - wyłącznie usunąć ząb, co przecież nie jest żadnym leczeniem - wyjaśnia. Wskazuje, że co prawda niektóre samorządy próbują we własnym zakresie rozszerzać stomatologiczny „koszyk” w ramach lokalnych programów, jednak koniec końców i tak daleko mu do oferty komercyjnej.
Ekspert podkreśla również, że w dalszym ciągu rynek stomatologii w Polsce jest otwarty na nowe gabinety - również te stricte prywatne. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. - W większych miastach mamy do czynienia z nadprodukcją dentystów w stosunku do liczby mieszkańców. W małych miejscowościach na odwrót - znam przypadki, że ze zwykłym złamaniem zęba pacjent czeka półtora miesiąca nawet na pilną wizytę prywatną. Skoro tam jest taka kolejka do usług komercyjnych, to tym bardziej żaden ze stomatologów nie będzie się decydował na umowę w ramach NFZ. A to z kolei sprawia, że dostępność usług w ramach ubezpieczenia spada jeszcze bardziej - podkreśla Tomasz Rozwadowski.
Gruntowna reforma niezbędna
Czy jest zatem sposób, by odwrócić obecną tendencję? Jacek Zabielski, wiceprezes wielkopolskiej izby lekarskiej i przewodniczący Komisji Stomatologicznej, przekonuje, że jeśli NFZ oczekuje usług lekarzy dentystów, to wycena świadczeń powinna zostać podniesiona co najmniej o 30 proc. Jego zdaniem dopiero taka podwyżka sprawi, że nie będą oni dopłacać do działalności.
Andrzej Cisło wskazuje zaś, że potrzebne jest kompleksowe podejście. - Przede wszystkim trzeba zmienić myślenie, że na przysłowiową próchnicę się nie umiera. I przestać się zajmować stomatologią hasłowo, tylko gruntownie, od podstaw, tworząc stabilną bazę ogólnodostępnych gabinetów. Teraz bowiem zakłada się, że kontrakt z zasady nie musi być rentowny, a gabinety mogą sobie dorabiać świadczeniami prywatnymi. Otóż nie. Kontrakt sam w sobie musi być rentowny - przekonuje.
Dentyści na NFZ / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe