Podwyżki cen wywozu śmieci w coraz większym stopniu zagrażają sytuacji finansowej szpitali. Chodzi głównie o odpady medyczne. A przypomnijmy, że według danych Dun & Bradstreet już co trzecia placówka jest w złej lub słabej kondycji.
Podwyżki cen wywozu śmieci w coraz większym stopniu zagrażają sytuacji finansowej szpitali. Chodzi głównie o odpady medyczne. A przypomnijmy, że według danych Dun & Bradstreet już co trzecia placówka jest w złej lub słabej kondycji.
– W 2019 r. oddaliśmy 112 ton odpadów medycznych za 144 tys. zł. W 2021 r. – 139 ton, za które zapłaciliśmy już 820 tys. zł – mówi Marcin Kuta, dyrektor Specjalistycznego Szpitala im. E. Szczeklika w Tarnowie. Na wzrost cen odpadów medycznych w czasie pandemii wskazuje też Anna Poznańska, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu. – Wzrosła nie tylko ich cena, ale i ilość. W sumie koszt ich likwidacji w 2022 r. będzie 3,5-krotnie wyższy niż w 2019 r. – tłumaczy.
Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Lublinie wylicza, że do 31 stycznia 2020 r. płacił za wywóz odpadów medycznych 1,87 zł brutto za 1 kg. Obecnie to aż 9,72 zł. – W związku z sytuacją epidemiologiczną przybyło oddawanych odpadów medycznych. W 2019 r. zapłaciliśmy 217,2 tys. zł. Rok później już 618 tys. zł, a w 2021 r. ponad 994 tys. zł – wylicza Agnieszka Osińska, rzecznik placówki.
Podobnie mówi Małgorzata Gąsienica-Roj, zastępczyni głównej księgowej w Uniwersyteckim Szpitalu Ortopedyczno-Rehabilitacyjny w Zakopanem. Tu od kwietnia 2020 r. cena zwiększyła się z 1,61 zł brutto do 7,55 zł za 1 kg. – Nasz odbiorca uzasadnia to wzrostem kosztów utylizacji odpadów medycznych związanych z COVID-19 – dodaje. Faktem jest, że ta branża również boryka się m.in. ze zwiększeniem kosztów transportu (wzrost cen paliw), pracowniczych, cen energii. Na tym nie koniec. – To wynika z prawa popytu i podaży. Liczba spalarni się nie zmieniła, ilość odpadów wzrosła znacząco. Nic więc dziwnego, że odbiorcy dyktują większe ceny – mówi Magdalena Dziczek ze Związku Pracodawców Przemysłu Opakowań i Produktów w Opakowaniach EKO-PAK.
W Polsce działa 27 spalarni o mocy 146 tys. ton rocznie. Przed wybuchem pandemii trafiało do nich ponad 70 tys. ton odpadów medycznych. Tym samym miały zapas mocy, który jednak w czasie walki z koronawirusem został wykorzystany. Do tego dochodzi obowiązujące w Polsce prawo. Nakazuje wyłącznie spalanie tych odpadów. Za granicą stosuje się inne rozwiązania, np. autoklawowanie (w uproszczeniu to sterylizacja, która umożliwia następnie traktowanie odpadów jak zwykłych).
– Wraz z pojawieniem się kolejnych fal pandemii przybywało odpadów medycznych. Były momenty, że ten wzrost sięgał 100 proc. – mówi Krzysztof Rdest z firmy EMKA i ocenia, że krajowy system utylizacji jest na granicy wydolności. Szczególnie że instalacje nie są rozmieszczone równomiernie. Do tego tylko sześć z nich to jednostki nowoczesne, wydajne. – Paradoks polega na tym, że mamy dobre prawo i zapisy mówiące o regionalizacji, czyli odpady powinny być niszczone na terenie województwa, w którym powstały. Jednak np. na Opolszczyźnie takich instalacji nie ma. Te, które są na Pomorzu, mają ograniczoną wydolność. W efekcie odpady w pandemii podróżowały po kraju, a nawet za granicę, przede wszystkim do Szwecji, ale też do Niemiec, Danii. To, oczywiście, podnosiło znacząco koszty związane z transportem – opisuje. Wybudowanie nowej instalacji w kraju to koszt ok. 40 mln zł.
W firmie Rymed z Zielonej Góry, która specjalizuje się w odbiorze odpadów, słyszymy dwie przyczyny podwyżek: COVID-19 jako sprawca większej ilości odpadów, co wiąże się z koniecznością częstszego odbioru, większej liczby kursów, a także ceny narzucane przez spalarnie. Tych ostatnich firma nie podaje, tłumacząc się tajemnicą handlową. Zdradza jedynie, że stanowią zdecydowanie ponad połowę wydatków, jakie firma ponosi. – Przepisy stanowią, że nie możemy szukać spalarni spoza naszego województwa. A skoro w lubuskim działają dwie, nie mamy większego wyboru – opisuje przedstawicielka firmy.
Janusz Pecko z firmy Trans-med mówi, że w branży nie było od dekady tak dużych zawirowań. – Wcześniej zapotrzebowanie na odbiór i utylizację było na stałym poziomie i na tej podstawie można było ogłaszać przetargi i podpisywać umowy, nawet wieloletnie. Dziś problem mają te placówki medyczne, którym umowy się kończą. W takich przypadkach wzrost kosztów obsługi jest bolesny – podkreśla.
Eksperci wskazują, że szpitale również same przyczyniają się do wzrostu kosztów. Wiele odpadów zaliczają do medycznych, choć mogłyby do komunalnych. Mowa o tych, które nie są skażone, czyli zabrudzone krwią czy ropą. Jak zaznacza Paweł Głuszyński z Towarzystwa na rzecz Ziemi, wiele szpitali nawet nie wie, które odpady medyczne należy uznać za skażone. Dlatego prowadząc negocjacje, wszystkie wrzucają do jednego worka, nie prosząc o ustalenie osobnej ceny dla utylizacji każdej kategorii.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama