Zamiast zastrzyku – może spray do nosa? I jaką właściwie mają pełnić funkcję nowe preparaty, skoro stare spełniły swoją rolę?
Zamiast zastrzyku – może spray do nosa? I jaką właściwie mają pełnić funkcję nowe preparaty, skoro stare spełniły swoją rolę?
Zbliżający się koniec pandemii stawia przed światem naukowym pytanie: co dalej ze szczepionkami przeciw koronawirusom? – Musimy sobie odpowiedzieć – czego właściwie od nich oczekujemy? Moim zdaniem potrzebujemy szczepionki, która będzie chroniła osoby z grup ryzyka głównie w sezonie jesienno-zimowym, bo nie oszukujmy się, SARS-CoV-2 dalej będzie zabijał – mówi prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W praktyce oznaczałoby to preparat, który zapewniałby ochronę przed kilkoma wariantami wirusa (naukowcy mówią, że szczepionka byłaby „poliwalentna”) – podobnie, jak jest to dzisiaj ze szczepionkami przeciw grypie. Dla zapewnienia jak najsilniejszego efektu ochronnego preparat powinien uwzględniać warianty jak najbardziej odległe genetycznie, czyli w obecnej sytuacji np. „oryginalnego” SARS-CoV-2, Deltę i Omikrona. W razie pojawienia się nowych kuzynów uwzględniałby również ich.
Jak wskazuje jednak prof. Pyrć, dzięki współczesnej technologii nie musimy ograniczać się wyłącznie do wzorców wirusów zapewnianych przez naturę. Teoretycznie moglibyśmy projektować szczepionki, które wyprzedzałyby istniejące warianty i uwzględniały pojawiające się pojedyncze mutacje. Taka szczepionka lepiej przygotowywałaby nasz układ odpornościowy na rozpoznawanie zmiennych elementów SARS-CoV-2. – To taki trochę „inteligentny projekt”, wychodzący poza reguły „starej szkoły”, zgodnie z którymi działamy tylko z tym, co podsunie nam natura – tłumaczy wirusolog.
Jeśli priorytetem w najbliższej przyszłości faktycznie okaże się ochrona osób z grup ryzyka, to rozwiązaniem może się okazać szczepionka wycelowana w dwóch przeciwników – koronawirusa i grypę. Nad takim preparatem pracuje producent jednego z obecnie stosowanych preparatów, czyli Moderna. Z zapowiedzi firmy wynika, że mógłby być gotowy w drugiej połowie przyszłego roku, czyli jeszcze przed sezonem jesienno-zimowym.
Niektórzy naukowcy wychodzą z założenia, że skoro obecne szczepionki zapewniają nam ochronę przed ciężką postacią COVID-19 i zgonem, ale słabiej przeciwdziałają zakażeniu (co boleśnie obnażył Omikron), to wzmocnić powinniśmy ten drugi element. Tutaj pomysł jest prosty: zastąpić preparaty w zastrzyku preparatem w sprayu podawanym do nosa, czyli bezpośrednio do miejsca, w którym rozwija się wirus (np. Omikron zdaje się bardziej preferować górne drogi oddechowe).
Prace nad produktem w sprayu trwają jednocześnie w kilku miejscach na świecie. Tego typu preparaty wykazały dużą skuteczność w badaniach na zwierzętach, stąd zainteresowanie ze strony naukowców i podmiotów komercyjnych. Jedną z firm, która ma nadzieję wprowadzić taki produkt na rynek, jest hinduska Bharat Biotech, ale badania kliniczne na różnym etapie prowadzone są także w Meksyku i Chinach.
Profesor Pyrć mówi, że ten pomysł można byłoby pociągnąć jeszcze dalej i stworzyć szczepionkę, której jedna dawka podawana jest domięśniowo, a druga – do nosa. – Warto rozważyć też szczepionkę atenuowaną, czyli stworzoną w oparciu o żywy, ale osłabiony wirus. Na razie takiego preparatu nie mamy, ale potencjalnie mógłby zapewnić trwalszą ochronę przed samym zakażeniem – wyjaśnia naukowiec.
Powyższe pomysły można potraktować jako rozwiązania krótko- i średnioterminowe. W dłuższej perspektywie naukowcy mają jeszcze ambitniejsze koncepcje. Jedną z nich jest stworzenie szczepionki, która za cel obierałaby mniej zmienną część wirusa niż białko S – cel większości obecnych wakcyn. Mogłoby to być np. białko M, główna cegiełka, z której zbudowany jest SARS-CoV-2. Innym pomysłem jest stworzenie szczepionki przeciw różnym koronawirusom występującym u zwierząt jako prewencja na wypadek, gdyby któryś z nich miał przeskoczyć na człowieka. – Pomysł jest super, ale tak trudny w realizacji, że ocieramy się o niemożliwość. O koronawirusach myślimy jak o psach i kotach, ale prawda jest taka, że one różnią się od siebie znacznie bardziej. Poszczególne gatunki są zupełnie inne na poziomie genomu oraz białek. Stworzenie takiej uniwersalnej szczepionki, kiedy próbujemy nadążyć za pojedynczym gatunkiem, wydaje się być dosyć odległe – mówi prof. Pyrć.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama