Wzrost liczby rezydentur jest obiecujący, ale konieczne jest stworzenie systemu zachęt dla odbywania ich poza klinikami w dużych miastach. Warto też powiązać miejsca szkoleniowe z możliwością późniejszego zatrudnienia.
Wzrost liczby rezydentur jest obiecujący, ale konieczne jest stworzenie systemu zachęt dla odbywania ich poza klinikami w dużych miastach. Warto też powiązać miejsca szkoleniowe z możliwością późniejszego zatrudnienia.
W wyniku jesiennej rekrutacji miejsca specjalizacyjne zdobyło 3575 rezydentów. Minister zdrowia przyznał rekordową liczbę dodatkowych miejsc - 1367. Entuzjazm Ministerstwa Zdrowia w tym zakresie jest widoczny. Czy jednak sami zainteresowani również go podzielają? I tak, i nie.
Poprosiliśmy resort o szczegółowe dane, żeby dowiedzieć się, jakie dziedziny cieszą się największym zainteresowaniem młodych lekarzy (patrz infografika). Z ich analizy wynika, że wśród najpopularniejszych niezmiennie królują specjalizacje, które można praktykować poza szpitalami. Natomiast eksperci podkreślają, że oprócz liczby przyznanych rezydentur ważne jest również rozmieszczenie miejsc szkoleniowych, a z tym już bywa różnie.
Specjalizacja w powiatach mniej zachęcająca
Przypomnijmy bowiem, że rezydentury są przydzielane w ramach województw. Miejsca specjalizacyjne są otwierane zarówno przez duże ośrodki, jak i te mniejsze, umiejscowione w szpitalach powiatowych. - Młodzi lekarze chcą się specjalizować w dużych ośrodkach ze względu m.in. na prestiż danej placówki, ale również możliwość uczestniczenia w kursach, dostęp do lepszej diagnostyki, a także bardziej złożonych przypadków. Choć znam również miejsca w szpitalach powiatowych, gdzie można się nauczyć równie dużo, a na pewno bardziej praktycznie - mówi Łukasz Jankowski, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie.
Jego zdaniem podstawowym problemem związanym z odbywaniem rezydentur jest to, że system próbuje ulokować młodych lekarzy nie tam, gdzie docelowo znajdą zatrudnienie, ale tam, gdzie są możliwości ich szkolenia. - To powoduje, że w szpitalach klinicznych jest bardzo dużo rezydentów, zaś np. w szpitalach powiatowych wcale ich nie ma - wskazuje. Stąd dopóki nie powiąże się odbywania specjalizacji z możliwością późniejszego zatrudnienia, to lekarze naturalnie będą chcieli odbywać specjalizację np. w ośrodkach klinicznych, gdzie możliwości nabycia dodatkowych umiejętności jest więcej.
Zaś Wojciech Szaraniec, przewodniczący Porozumienia Rezydentów, wskazuje na negatywne skutki odpływu specjalistów ze szpitali. - Ważne jest, żeby rezydent szkolił się pod okiem specjalisty, a obecnie mamy z tym problem. Do tej pory jeden specjalista miał pod opieką trzech rezydentów. Jednak jest ich w systemie coraz mniej, zatem dochodzimy do sytuacji, w której mamy całkiem sporo miejsc rezydenckich, ale z miejscami szkoleniowymi jest kiepsko - podkreśla. Jego zdaniem kolejnym koniecznym krokiem ministerstwa musiałoby być zwiększenie limitu „podopiecznych” specjalistów, np. do pięciu.
To jednak może zaburzyć szkoleniowy charakter rezydentury. - Dojdzie wtedy do sytuacji, w której mamy więcej lekarzy niż chorych. Oczywiście nie wspominając o relacji uczeń-mistrz, która przy takiej liczbie rezydentów jest z zasady wypaczona. Ale trzeba zadać pytanie, czy w danej jednostce jest w ogóle miejsce dla tylu lekarzy? I nie mówię tu o biurku i długopisie, ale liczbie pacjentów do samodzielnego prowadzenia, bo przecież w trakcie specjalizacji chodzi również o nabycie tej samodzielności - podkreśla Łukasz Jankowski.
Fenomen radiologii
Co ciekawe, wygląda na to, że wielkim wygranym tegorocznej jesiennej rekrutacji jest radiologia i diagnostyka obrazowa. Była to bowiem trzecia z najchętniej wybieranych specjalizacji, co zostało odzwierciedlone w równie dużej liczbie dodatkowych miejsc (minister przyznał tu najwięcej, bo 191 nadprogramowych rezydentur). Do tej pory chętnych było sporo, ale limity miejsc pozostawały niewystarczające. Z czego wynika to zainteresowanie?
Tomasz Imiela, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, podkreśla, że specjalistów tej dziedziny jest bardzo mało, za daje ona duże możliwością rozwoju. - Można wykonywać badania, takie jak USG, można skupić się na opisywaniu zdjęć, można również specjalizować się w bardzo ciekawych zabiegach radiologii inwazyjnej - wylicza. Zaś Artur Drobniak z Naczelnej Rady Lekarskiej wskazuje na rolę telemedycyny w tej dziedzinie. - Coraz bardziej popularna staje się teleradiologia. Za pomocą wysokiej jakości urządzeń teleinformatycznych można dokonywać np. opisów badań na odległość - wskazuje. Podkreśla, że dzięki teleradiologii lekarze tej specjalizacji mają możliwość udzielania świadczeń nie tylko w całej Polsce, lecz także poza jej granicami (w tym ostatnim przypadku po spełnieniu szeregu warunków) bez fizycznej przeprowadzki. Tym bardziej że na rynku są już przedsiębiorstwa pośredniczące, które m.in. zapewniają sprzęt i oprogramowanie, umożliwiające taką współpracę.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama