Samorząd zawodowy nie może żądać udokumentowania znajomości języka polskiego od lekarza spoza UE, który stara się o zgodę na wykonywanie zawodu w Polsce – wynika z wczorajszego orzeczenia Sądu Najwyższego.

Chodzi o nadanie uprawnień do wykonywania zawodu lekarza na terenie Polski przez osoby, które ukończyły studia poza Unią Europejską, w trakcie pandemii bez konieczności nostryfikowania dyplomu.
Kością niezgody okazały się kwestie lingwistyczne – tzw. ustawa o kadrach medycznych (ustawa z 27 listopada 2020 r. o zmianie niektórych ustaw w celu zapewnienia w okresie ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii kadr medycznych; Dz.U. z 2020 r. poz. 2401 ze zm.) wymagała od kandydata wyłącznie złożenia oświadczenia o znajomości języka polskiego w stopniu umożliwiającym mu wykonywanie zawodu. Z tym nie zgadzał się samorząd lekarzy, podkreślając wiele niebezpieczeństw, jakie mogą wyniknąć z „wpuszczenia” na oddziały medyków, z którymi nie będzie można swobodnie się komunikować.
W związku z tym Naczelna Rada Lekarska przyjęła uchwałę, w której dodano kilka warunków, od jakich miało zależeć wydanie ograniczonego prawa wykonywania zawodu. Były to m.in. dokumenty potwierdzające znajomość języka i dotyczące stanu zdrowia. Jednak szef resortu zdrowia już w kwietniu zaskarżył uchwałę, domagając się jej uchylenia. Sprawa trafiła przed Sąd Najwyższy, który na wczorajszym posiedzeniu uchylił uchwałę NRL w części dotyczącej wymogu udokumentowania znajomości języka.
W ustnym uzasadnieniu sąd wskazał, że ustawa nie przewiduje takich wymogów, a samorząd tworząc dodatkowe obowiązki dla cudzoziemców, przekroczył regulacje ustawowe. Zdaniem sądu NRL nie mogła zniekształcać uchwałą uproszczonego trybu dostępu do zawodu lekarza. Tym bardziej że – jak wskazał sąd w ustnym uzasadnieniu – zgodnie z konstytucją do zwalczania epidemii zobowiązana jest władza publiczna i to do niej należy dobór środków w walce z nią.
SN nie przychylił się jednak do wniosku o uchylenie konieczności udokumentowania stanu zdrowia. Podkreślił, że wymóg ten występuje we wszystkich trybach zatrudniania lekarzy cudzoziemców.
Teraz uchwała trafi do ponownego rozpoznania przez Naczelną Radę Lekarską.
Jej prezes Andrzej Matyja przyjął ją „z wielkim rozczarowaniem”. – Nie odbieram tego wyroku jako porażki samorządu lekarskiego. Uważam, że jest to porażka polskiego systemu ochrony zdrowia, a w szczególności pacjentów. Naszą regulacją chcieliśmy zapewnić bezpieczeństwo polskim pacjentom poprzez taką interpretację nieprecyzyjnych, marnej jakości przepisów ustawy, która dając nowej grupie osób prawo do otrzymania prawa wykonywania zawodu, chroniłaby pacjentów i ich prawa do opieki medycznej, jakiej oczekują w Polsce, tj. opieki medycznej zapewnianej przez odpowiednio wykształconego profesjonalistę porozumiewającego się z pacjentem w języku polskim, nie angielskim, rosyjskim czy tajskim. Porozumiewającego się z pacjentem bez udziału tłumacza – podkreślił, komentując na gorąco wczorajsze orzeczenie.
– Konsekwencje działań i zaniechań osób wykonujących zawód lekarza lub lekarza dentysty na podstawie tych wadliwych rozwiązań ustawowych obciążać będą sumienie ministra zdrowia i to on powinien wyjaśniać pacjentom, dlaczego będą mogli natrafić w szpitalach na lekarzy nieznających choćby słowa w języku polskim – dodał.
Zwrócił przy tym uwagę, że Sąd Najwyższy nie uznał za zasadny drugiego zarzutu postawionego uchwale NRL przez ministra, oczerniając, że samorząd prawidłowo zinterpretował przepisy ustawy w zakresie dotyczącym weryfikacji stanu zdrowia osób ubiegających się o przyznanie prawa wykonywania zawodu. – Odmawiając uznania tego zarzutu za zasadny, Sąd Najwyższy wskazał, że nawet minister zdrowia nie umie w sposób prawidłowy intepretować tworzonego przez siebie prawa. To nie wymaga już chyba dalszego komentarza – podsumował Andrzej Matyja.