Śmierci z powodu koronawirusa było więcej o 32 tys. w stosunku do oficjalnych statystyk – DGP dotarł do raportu Ministerstwa Zdrowia, analizującego śmiertelność w 2020 r.
Powodem „rozjazdu” między raportem a realną sytuacją, zdaniem autorów analizy, może być zbyt duże obciążenie lekarzy, dla których w trakcie pandemii statystyka nie była priorytetem. Dlatego częsci zgonów nie odnotowywano jako wywołanych czy zależnych od COVID-19. Już w pierwszym raporcie (z lutego 2021 r.) resort podał, że 43 proc. nadmiarowych zgonów uznano za wywołane przez koronawirusa, kolejne 27 proc. to śmierci wśród osób zakażonych, ale z innych powodów, z kolei 30 proc. nadwyżkowych zgonów dotyczyło osób niezakażonych.
Ministerstwo na podstawie szacunków Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego Uniwersytetu Warszawskiego (ICM UW) podaje, że od 1 marca 2020 r. do 1 czerwca 2021 r. łączna nadwyżka umieralności wyniosła ok. 143 tys. osób, z czego 74 tys. zostało oficjalnie powiązanych z przebyciem wirusa SARS-CoV-2. Te ogólne liczby odpowiadają także analizom europejskim. Według Eurostatu znaleźliśmy się na drugim miejscu, jeśli chodzi o tzw. nadmiarowe zgony w porównaniu do średniej z poprzednich lat. We wrześniu 2021 r. dane Eurostatu pokazywały, że Polska miała 140 tys. zgonów powyżej wieloletniej średniej.
Różnice pojawiają się natomiast przy próbie weryfikacji w obecnym raporcie liczby zgonów bezpośrednio powiązanych z COVID-19. Jak napisano w dokumencie, model epidemiczny zaproponowany przez ICM UW wykazał, iż łączna liczba śmierci spowodowanych epidemią COVID-19 mogła wynosić nie 74 tys., ale ok. 106 tys. osób.
Żeby wyjaśnić dużą liczbę nadmiarowych zgonów, autorzy skupili się na porównaniach z innymi państwami europejskimi tych czynników, które mogły przyczyniać się do zwiększonej liczby śmierci. Chodzi o powszechność chorób, świadomość zdrowotną, stan zdrowia, postawy społeczne czy dostęp do świadczeń zdrowotnych.
Okazuje się, że wpływ na tak wysokie wskaźniki miały: kiepski stan zdrowia Polaków już przed pandemią, niska świadomość zdrowotna, zanieczyszczenie powietrza oraz średnio bardziej liczebne gospodarstwa domowe.
Już przed pandemią Polacy na tle obywateli innych państw Unii Europejskiej byli zdecydowanie bardziej obciążeni problemami zdrowotnymi, zwłaszcza chorobami układu krążenia, nowotworami, cukrzycą. Przyczyniło się to wyraźnie do cięższych przebiegów COVID-19, a tym samym do liczby zgonów. - Większe obciążenie chorobami przewlekłymi, szczególnie chorobami układu sercowo-naczyniowego, nowotworowymi czy cukrzycą, zwiększało indywidualne ryzyko zgonu w przypadku zakażenia wirusem SARS-CoV-2 - piszą autorzy. Wśród najbardziej obciążonych tzw. wielochorobowością pacjentów śmiertelność sięga 40 proc.
Świadomość zdrowotną autorzy raportu badali z wykorzystaniem wskaźnika popularności szczepionek na grypę. - Poziom wyszczepialności na grypę, stanowiący przybliżenie postaw społecznych wobec dbałości o zdrowie, okazał się przesłanką różnicującą umieralność w krajach europejskich - piszą autorzy. Wykazali, że w krajach, w których był wysoki poziom deklaracji szczepień przeciwko grypie w grupie 65 plus, była też mniejsza liczba nadwyżkowych zgonów. Wśród czynników ryzyka, powiązanych ze stylem życia, wskazano palenie tytoniu i niewłaściwą dietę. Dostrzeżono także wpływ złej jakości powietrza na umieralność.
Raport wskazuje, że znaczenie ma także dostęp do opieki zdrowotnej. Tutaj widać korelację z publicznymi wydatkami na zdrowie - im wyższe, tym lepsza sytuacja, również jeżeli chodzi o niski wskaźnik zgonów. Jednak paradoksalnie przełożenia na te statystyki nie ma liczba lekarzy ani liczba łóżek szpitalnych. W krajach, w których jest więcej łóżek, obserwowane są większe nadwyżki zgonów. Powód? Powiększona baza łóżkowa nie niweluje efektu złego stanu zdrowia, a sama jest tego rezultatem - im gorszy stan zdrowia mieszkańców, tym więcej łóżek jest potrzebnych.
Dostęp do służby zdrowia to także możliwość skorzystania z porady lekarskiej. W tym przypadku widoczny jest zaś wyraźny spadek liczby udzielanych świadczeń w roku 2020 w porównaniu do roku 2019, szczególnie na początku pandemii w okresie marzec-maj 2020.
Z analiz DGP na podstawie sprawozdania NFZ wynikało, że w 2020 r. udzielono o jedną piątą mniej świadczeń medycznych niż w poprzednim, niepandemicznym roku. Co najmniej 2 mln pacjentów wypadło z systemu - o tyle było mniej świadczeń pozacovidowych w szpitalach i przychodniach. To zaś przełożyło się na pogorszenie stanu zdrowia, a więc i na większe ryzyko śmierci przy kontakcie z koronawirusem.
Ostatni z czynników, niepowiązany ze skutecznością publicznego systemu, a mający znaczący wpływ na liczbę zakażeń SARS-CoV-2, to liczebność gospodarstw domowych. Autorzy raportu powołują się na badania grupy naukowców z Politechniki Wrocławskiej (MOCOS), które wskazują na „silną korelację” między liczbą rzeczywistych zachorowań a wielkością gospodarstwa domowego. „Wielkość gospodarstw domowych może być związana z nadwyżką zgonów, gdyż większa liczba osób w jednym gospodarstwie zwiększa ryzyko zakażenia się wirusem SARS-CoV-2” - komentują autorzy.
Raport nie zajmuje się analizą procesu decyzyjnego w rządzie, nie ma więc informacji o tym, na ile wpływ na rosnącą liczbę zgonów miała polityka epidemiczna i tempo wprowadzania obostrzeń (o najnowszych decyzjach piszemy w tekście poniżej).
W ostatnich dniach 7-dniowa średnia zgonów spowodowanych przez COVID-19 przekroczyła 300. Wczoraj resort zdrowia poinformował o ponad 13,1 tys. nowych przypadków zachorowań i 18 zgonach. To spore liczby, wziąwszy pod uwagę, że to dane z weekendu, gdy nie są raportowane na bieżąco wszystkie przypadki.