Choć resort zdrowia deklaruje, że rezygnuje z pomysłu przyznawania akredytacji podmiotom leczniczym przez NFZ, to nie będzie wielkiego powrotu Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia.

Zakończyły się konsultacje projektu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta. Wprowadza ona wiele mechanizmów, które mają wpłynąć na poprawę jakości świadczeń. Strona społeczna szczególnie krytykowała pomysł likwidacji Centrum Monitorowania Jakości i przeniesienie prawa do nadawania akredytacji na NFZ. Eksperci argumentowali, że połączenie większości uprawnień w jednym urzędzie (m.in. zawierania umów z lecznicami i kontrola ich wykonywania, przyznawanie autoryzacji i akredytacji) stoi w sprzeczności z europejskimi standardami. Przekonywano, że akredytacja jako system zewnętrznej oceny powinna być prowadzona przez podmiot niezależny od płatnika.
Ostatecznie autorzy projektu wycofali się z tego pomysłu. Zgodnie z jego nową wersją akredytacji będzie udzielał minister zdrowia. Jednak w dalszym ciągu będzie to robił za pomocą NFZ – prezes funduszu będzie zajmował się ocenami wniosków, przeprowadzaniem przeglądów akredytacyjnych i przedstawianiem raportu Radzie Akredytacyjnej. W dalszym ciągu decyzja będzie ostateczna. Podmiot będzie mógł się odwołać wyłącznie poprzez skierowanie skargi do sądu administracyjnego.
Czy to remedium na obawy dyrektorów szpitali? To zależy. – Do tej pory formalnie akredytacje również nadawał minister. W tym sensie schemat pozostanie taki sam, zmieni się natomiast podmiot dokonujący czynności. Z doniesień medialnych wynika, że w praktyce mają to być ci sami ludzie, którzy zostaną przeniesieni do NFZ. Jeśli tak by było, to zmiana byłaby niewielka – podkreśla Krzysztof Zaczek, wiceprezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego.
Zastanawia się jednak, na ile fundusz będzie potrafił zachować bezstronność i czy nie będzie się niejako bronił przed przyznawaniem akredytacji ze względów finansowych. – Jeśli płatnikowi będzie zależało na jakości, a nie oszczędzaniu pieniędzy, to myślę, że rozwiązanie jest akceptowalne – kończy.