To nie COVID-19 jest dziś największym problemem szpitali pediatrycznych, ale wirus RSV. Zebraliśmy dane z placówek. W wielu z powodu RSV zaczyna brakować łóżek.

Jak wynika z danych zebranych przez DGP, liczba zwolnień na opiekę nad dziećmi była we wrześniu tego roku niemal o 80 proc. większa niż w analogicznym miesiącu ubiegłego roku. Wzięło je 324,5 tys. osób wobec 181,9 tys. w 2020 r. Różnicy nie tłumaczy lockdown: w obu analizowanych okresach dzieci rozpoczęły szkołę w tradycyjny sposób.

Rosnącą liczbę zwolnień na opiekę nad dzieckiem widać od przełomu kwietnia i maja tego roku. O tym, że choroby dotykają przede wszystkim najmłodszych, świadczyć może niewielki przyrost w zwolnieniach branych przez osoby dorosłe na choroby własne. O 8 proc. wzrosła liczba zwolnień dla dorosłych od marca do września. W tym czasie liczba zwolnień na dziecko zwiększyła się o 71 proc.

Dane statystyczne potwierdzają szpitale. – Od połowy września obserwujemy bardzo duży wzrost infekcji niezwiązanych z zakażeniem koronawirusem. Głównie dotyczą dróg oddechowych, za co odpowiedzialny jest wirus RSV. W ostatnich kilku tygodniach obłożenie łóżek jest 100-procentowe i jesteśmy zmuszeni korzystać z dostawek – informuje Stanisław Stępniewski, dyrektor Szpitala Dziecięcego im. św. Ludwika w Krakowie. DGP zebrał dane z miast wojewódzkich, a także z mniejszych ośrodków.

– Co ciekawe, od wielu lat największe natężenie przypadków dzieci z RSV przypadało na dwa pierwsze miesiące roku. W tym roku liczba takich przypadków zaczęła wzrastać już w drugiej połowie września – dodaje Maciej Kołodziejczyk, rzecznik prasowy WSS nr 3 w Rybniku.

Zdaniem pediatry Pawła Grzesiowskiego mamy do czynienia po prostu z epidemią wyrównawczą. Jest to też efektem tego, że dzieci nie nabyły odporności.

100 proc. obłożenia oddziałów pediatrycznych oraz gwałtownie rosnąca liczba zwolnień na opiekę nad najmłodszymi. Większym problemem dla służby zdrowia stają się wirusy inne niż SARS-CoV-2
Sprawa jest na tyle nietypowa, że aż policzyłam, wychodząc z dyżuru, ile mamy dzieci z RSV. Było ich 14 na 36 miejsc, zazwyczaj to kilkoro pacjentów - mówi jedna z lekarek z dużego szpitala dziecięcego na Mazowszu. Pacjentów jest tylu, że są „kohorotowani”, czyli przebywają razem na salach. - Nie powinni leżeć z innymi, bo to zakaźny i niebezpieczny wirus - tłumaczy. Podczas tego dyżuru nasza rozmówczyni podłączała kilkuletnią dziewczynkę do wysokoprzepływowej terapii tlenowej. W szpitalu urządzenia do tzw. high flow są dwa. Na drugim leży już nastolatek z dużą nadwagą, który ma COVID-19.
- Usłyszałam, że to ostatnie dostępne takie urządzenie. I nawet jakby było więcej, to nasza instalacja tlenowa nie wytrzymałaby takiego obłożenia - mówi lekarka.
Do tej pory nie miała powodów, żeby się martwić. Dzieci z COVID-19 nie miały poważnych objawów oddechowych, a dzieci z RSV rzadko wymagały intensywnej tlenoterapii. Z jej obserwacji wynika, że z powodu braku leczenia (dostępne są tylko gotowe przeciwciała, które podawane są jako immunoprofilaktyka, jedynie dla wcześniaków) obecnie wiele dzieci trafia na oddział intensywnej terapii.
Podobnie mówią inni lekarze. - Rzeczywiście, porównując wrzesień i październik z lat ubiegłych, w tym roku obserwujemy zwiększoną liczbę pacjentów z objawami zapalenia oskrzeli i płuc, przebiegających z dusznością i często wymagających tlenoterapii - wylicza lek. Barbara Chwała, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Olsztynie. I dodaje, że ciężkie przypadki dotyczą obecnie najczęściej najmłodszych grup wiekowych - noworodków, niemowląt i dzieci w wieku od 1 do 3 lat.
- Wielokrotnie potwierdzamy zakażenie wirusem RSV, który szybko rozprzestrzenia się podczas kaszlu, kichania, podobnie jak wirus SARS-CoV-2. Rozpoznajemy także zakażenia wirusami grypy, paragrypy, rhinowirusami i adenowirusami - mówi. Efekt? Łóżka szpitalne obłożone są w 100 proc., a nawet ponad stan. - Każde zwalniane jest natychmiast zajmowane przez kolejnego pacjenta - mówi lekarka. Jak wynika z jej obserwacji, widać też znaczny wzrost przyjęć pacjentów w SOR i poradni nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej - do 100 pacjentów dziennie. Również poradnia medycyny rodzinnej, funkcjonująca przy szpitalu, udziela do 100 porad i teleporad swoim pacjentom.
Na oddziale pediatrycznym Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku jest 28 łóżek i mniej więcej od połowy września obłożenie jest niemal pełne. I znów, tak jak w innych placówkach, duża część to dzieci hospitalizowane z rozpoznaniem wirusa RSV. - Na wszystkich oddziałach zachowawczych mamy komplet, a najczęstszą przyczyną hospitalizacji są grypopodobne infekcje wirusowe - potwierdza również Mariusz Mazurek, rzecznik Szpitala Dziecięcego im. Bogdanowicza w Warszawie.
Nasi rozmówcy dość zgodnie mówią, że niepokojące jest także to, że sezon na tego rodzaju wirusy się jeszcze nie zaczął. - Zazwyczaj szczyt zachorowań na infekcje wirusowe przypadał na przełomie stycznia i lutego. W tym roku pojawił się już teraz. Niepokoi nas nie tylko mutowanie koronawirusa i niskie zainteresowanie rodziców dzieci powyżej 12. roku życia szczepieniami, ale również bardzo duża aktywność innych wirusów - przyznaje dr n. med. Krystyna Piskorz-Ogórek, dyrektor Szpitala Dziecięcego w Olsztynie.
Doświadczenia szpitali potwierdzają również dane statystyczne ZUS. Rośnie liczba zwolnień branych na opiekę nad dziećmi. We wrześniu widać znaczący skok: niemal 324 tys. rodziców skorzystało z takiej możliwości. Dla porównania we wrześniu rok wcześniej było ich 182 tys. Ile osób zrobiło tak w przedpandemicznym 2019 r.? Wszystko wskazuje, że ten rok był zdecydowanie wyższy również od 2019 r. Choć precyzyjnych danych nie ma: ZUS może podać statystyki tylko od października (system generuje dane dwa lata wstecz) - od października do grudnia ta liczba wynosiła 226 tys. miesięcznie.
Wirus RSV, który dziś robi spustoszenie, nie jest nowy. Przenosi się drogą kropelkową, co sprawia, że jest łatwo zaraźliwy. Jak zauważa Paweł Grzesiowski, specjalista pediatra, immunolog, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z koronawirusem, jest podobny do COVID-19. Może być bowiem przyczyną ciężkich zakażeń dolnych i górnych dróg oddechowych, w tym zapalenia płuc i oskrzelików. Kiedyś był kojarzony z sezonem grypowym i zachorowaniami głównie wśród dzieci do dwóch lat. Teraz epidemia zaczęła się już w wakacje. - W tym roku mamy do czynienia z epidemią wyrównawczą. Dzieci w ubiegłym roku nie kontaktowały się ze sobą na taką skalę jak obecnie. Pozostawały przez większość roku na zdalnym nauczaniu. To sprawia, że choruje ich więcej - tłumaczy Paweł Grzesiowski.
Barbara Chwała z olsztyńskiego szpitala uważa, że niedawne ograniczenia związane z COVID-19 sprawiły, że w mniejszym stopniu rozprzestrzeniały się także inne wirusy układu oddechowego. Gdy zniesiono obostrzenia, wróciły choroby dróg oddechowych. Po okresie dominacji wirusa SARS-CoV-2, tę dominację przejęły stwierdzane obecnie u dzieci wirusy innych typów. Powodem jest także powrót dzieci do placówek oświatowych.
Grzesiowski dodaje, że z epidemią wyrównawczą mamy już do czynienia nie tylko w RSV, ale i grypie czy salmonelli. Niedługo podobny efekt może być widoczny w innych chorobach zakaźnych, jak odra, ospa, pneumokoki, meningokoki. - Szczególnie że w innych krajach już to się dzieje. Wielka Brytania, Nowa Zelandia, Kanada już miesiąc temu informowały o znaczących przyrostach chorych - mówi Paweł Grzesiowski.
W danych epidemicznych PZH widać już wzrost zachorowań na grypę i salmonellę. W przypadku odry czy ospy przypadków jest natomiast ciągle dużo mniej. Zdaniem Grzesiowskiego to cisza przed burzą.
LICZBA WYSTAWIONYCH USPRAWIEDLIWIEŃ NIEOBECNOŚCI PRACOWNIKA W PRACY Z POWODU CHOROBY WŁASNEJ LUB KONIECZNOŚCI ZAPEWNIENIA OPIEKI NAD CHORYM DZIECKIEM / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe