Jak wynika z sondy DGP, w wielu placówkach liczba małych pacjentów nie zwiększyła się w porównaniu z poprzednimi latami. Jednym z powodów są obostrzenia COVID-19.

W styczniu weszły przepisy, które miały poprawić sytuację najmłodszych pacjentów – wyjęto finansowanie leczenia pediatrycznego z ryczałtu w szpitalach, a NFZ miał zapłacić za wszystkich, którzy zostaną przyjęci. Wprowadzała to ustawa o Funduszu Medycznym, w ramach którego zmieniono zasady leczenia najdroższymi lekami czy finansowania remontów szpitali. Jednak efektów nie widać.
Część oddziałów pediatrycznych zawiesiła działalność (albo z braku rentowności albo braku kadry), a te, które działają, od września miały mniej chorych lub ich podobną liczbę jak w przedpandemicznym roku 2019. – W poradniach wciąż obowiązują zasady trzymania dystansu czy konieczność wietrzenia po każdym pacjencie. To wydłuża czas przyjęcia, co z kolei przekłada się na ostrzejsze limity przyjęć – tłumaczą nasi rozmówcy. W szpitalach na sali szpitalnej może przebywać mniej osób niż wcześniej.
W Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Olsztynie od lipca do września tego roku przyjęto 7,3 tys. pacjentów, a w analogicznym okresie 2019 r. było ich 7,2 tys. Spadła liczba pacjentów w poradniach specjalistycznych, z 38,3 tys. w 2019 r. do 36 obecnie. Kolejnym przykładem jest Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie, który w tym roku od czerwca do września w poradni, SOR i oddziałach szpitalnych obsłużył 71,2 tys. małych pacjentów. W 2019 r. było ich 73,2 tys.
SZOZ nad Matką i Dzieckiem w Poznaniu od czerwca do września tego roku udzielił 4,5 tys. świadczeń z zakresu leczenia szpitalnego, a w poradni do specjalistów przyjął 18,7 tys. dzieci. W tym samym czasie 2019 r. było to odpowiednio 4,8 tys. w szpitalu oraz 20,5 tys. u specjalistów. Wyjątkiem nie jest też Wojewódzki Szpital im. Św. Ojca Pio w Przemyślu. Od czerwca do września tamtejszy oddział chirurgii przyjął 497 pacjentów. W tym samym czasie w 2019 r. – 649. Są placówki, w których ta liczba nieznacznie się zwiększyła, ale zmiany są niewielkie. Dane pokazują też, że spadki są widoczne z poradniach, czyli wśród chętnych do diagnostyki czy specjalistów.
Katarzyna Pokorna-Hryniszyn, rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, przyznaje, że wpływ na taką sytuację mają obostrzenia wciąż obowiązujące w związku z COVID-19. I to pomimo tego, że nie było lockdownu, jak w poprzednim 2020 r.
Eksperci zaznaczają, że zmiany nie objęły systemu finansowania w psychiatrii dziecięco-młodzieżowej. Tu nadal obowiązują limity i płatności za wykonanie. – Prawdą jest, że możemy otrzymać zwrot za nadwykonanie, jednak tak było zawsze – mówi Ewa Roman, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego im. prof. Tadeusza Bilikiewicza w Gdańsku. I dodaje, że w związku z ogromnym zapotrzebowaniem placówka zwiększyła liczbę miejsc na oddziale z 35 do 46. Mimo tego wciąż jest przepełniony.
Sytuację dodatkowo pogarsza fakt kurczenia się liczby oddziałów pediatrycznych w Polsce. Główny powód to brak kadr i brak rentowności. O sytuacji w placówkach regularnie pisze na Twitterze Jakub Kosikowski, rezydent onkologii klinicznej z Lublina, członek zarządu Porozumienia Rezydentów OZZL. W lipcu podawał, że od czerwca w kraju zawieszono działanie pięciu oddziałów pediatrycznych. W sierpniu ta liczba zwiększyła się już do 10. Przykładem jest Zamojski Szpital Niepubliczny, który zawiesił funkcjonowanie oddziału pediatrycznego w lipcu. Od 1 października sytuacja miała się zmienić. Ostatecznie nie będzie działał do końca 2021 r. Podobnie ma być w Szpitalu Powiatowym w Radomsku. Do 31 października czasowo zawieszony pozostaje też oddział dziecięcy Powiatowego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej.
Jak tłumaczy Dorota Gołąb-Bełtowicz, wicedyrektor ze szpitala im. Żeromskiego w Krakowie, zmiana w postaci zniesienia limitów w czasie pandemii okazała się dla niektórych całkiem korzystna, ale są placówki, które mocno straciły. Wcześniej leczenie dzieci było finansowane w ramach ryczałtu. Jedną z cech ryczałtu jest to, że jeżeli zostanie przyjętych więcej pacjentów, niż by wynikało z budżetu, który ma szpital, NFZ nie płaci nadwykonania. Przy osobnym rozliczaniu skorzystały duże szpitale, do których trafiają najcięższe przypadki, takie których rodzice nie mogli zignorować i przetrzymać w domu. Małe, w których liczba najmłodszych chorych spadła, miały ich za mało, żeby utrzymać się finansowo. Niektóre informowały, że tylko co trzecie łóżko było zajęte, podczas gdy normalne obłożenie to ok. 80 proc.
Jednak eksperci zwracają uwagę, że mocno skomplikować sytuację może końcówka roku: lekarze obserwują, że dzieci coraz częściej bardzo poważnie przechodzą różne zakażenia wirusowe. Bardziej niż w latach przed pandemią.
Sytuację pogarsza fakt kurczenia się liczby oddziałów pediatrycznych w Polsce