Mimo pandemii pacjenci otrzymali dostęp do nowych leków, od tego roku działa nowy instrument dopuszczający kosztowne terapie. Eksperci doceniają zmiany, ale mówią, że kłopotem są wyśrubowane kryteria kwalifikacji do leczenia

Ze 128 terapii, które są zarejestrowane w Europie i wymieniane w standardach leczenia – pełen dostęp w Polsce jest do 28 – wynika z analizy fundacja Alivia, która na początku roku sprawdzała, ile terapii rekomendowanych przez Europejskie Towarzystwo Onkologii Klinicznej jest bezpłatnych i dostępnych również dla polskich pacjentów. Liczony w oparciu na tych danych tzw. Oncoindex, którego wartość może się wahać od -100 (co oznacza całkowity brak dostępu do terapii) do 0 (pełna możliwość leczenia), wyniósł -65, wobec -63 rok wcześniej. Z analizy wynika, że kolejnych 39 terapii było refundowanych, ale z ograniczeniami. 61 leków nadal nie mogło być wykorzystanych przez lekarzy onkologów, mimo że ich stosowanie jest wskazane na bazie aktualnej wiedzy medycznej. Około połowy opcji terapeutycznych nie jest dostępnych dla polskich pacjentów.

Rok 2020 przyniósł jednak znaczącą poprawę dostępu do refundowanych leków onkologicznych. Od stycznia do września chorzy zyskali dostęp do ośmiu nowych terapii. Zmiany także znalazły odbicie w wydatkach NFZ. Plan finansowy Funduszu na 2020 r. przeznaczał na refundację programów lekowych 5 249 mln zł. Wykorzystane zostało 92,8 proc. tej kwoty. Pieniądze poszły na sfinansowanie w sumie 100 programów lekowych, z czego 33 stanowiły programy onkologiczne. Jak wynika ze sprawozdania NFZ za 2020 r., wśród zupełnie nowych programów onkologicznych objętych finansowaniem znalazł się np. dotyczący leczenia agresywnego i objawowego, nieoperacyjnego, miejscowo zaawansowanego lub przerzutowego raka rdzeniastego tarczycy. Wśród nowych substancji objętych refundacją w ramach już funkcjonujących programów lekowych znalazły się cerytynib i brygatynib wykorzystywane w leczeniu niedrobnokomórkowego raka płuca, trastuzumab emtazyna, abemacyklib stosowany w leczeniu raka piersi, obinutuzumab używany w leczeniu chłoniaków złośliwych, ponatynib stosowany przy przewlekłej białaczce szpikowej oraz ostrej białaczce limfoblastycznej, ale też binimetynib oraz enkorafenib pomagające zwalczyć czerniaka skóry lub błon śluzowych.

Według NFZ największe środki zostały wydane w programie leczenia raka piersi. Mowa w sumie o 542 mln zł, co stanowi 11,14 proc. kosztu wszystkich wykonanych świadczeń związanych z programami lekowymi. Na drugim miejscu znalazł się program leczenia stwardnienia rozsianego (341,7 mln zł), a na kolejnych leczenia niedrobnokomórkowego raka płuca (334,4 mln zł) oraz leczenia chorych na opornego lub nawrotowego szpiczaka plazmocytowego (305,5 mln zł).

Eksperci podkreślają jednak, że potrzeby są znacznie większe. Szczególnie że pandemia miała wpływ na diagnozowanie. Dlatego spodziewany jest wzrost liczby pacjentów z nowotworami. W przypadku raka jajnika eksperci wskazują w związku z tym na konieczność zwiększenia dostępu do inhibitorów PARP zarówno w pierwszej linii leczenia, jak i dla chorych z mutacją w genach BRCA1/2, czyli takich, które miały tzw. platynowrażliwy nawrót choroby. Oznacza to, że choroba wróciła po sześciu lub więcej miesiącach od zakończenia poprzedniego leczenia, a u chorych w trakcie chemioterapii z powodu tego nawrotu odnotowano remisję. Szczególnie że na polski rynek wszedł drugi inhibitor PARP o nazwie niraparib (pierwszy to olaparibem). Przynosi on korzyści wszystkim pacjentkom, niezależnie od statusu mutacji w genach BRCA oraz w innych genach homologicznej rekombinacji – i to zarówno w leczeniu podtrzymującym w I linii, jak i w II linii terapii. Lek wydłuża więc czas do nawrotu choroby.

– Postęp w leczeniu raka jajnika dokonuje się dzięki dostępowi do różnych terapii na różnych etapach leczenia. Mając pewne portfolio leków, możemy prowadzić pacjentkę bardzo skutecznie nawet przy nawrotach. W przypadku chorych bez mutacji dostęp do leków jest bardzo ograniczony – wymaga w niektórych przypadkach pisania indywidualnych wniosków, a w niektórych przypadkach w ogóle jest na razie niemożliwy – tłumaczy prof. Paweł Blecharz, kierownik Kliniki Ginekologii Onkologicznej Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie, Oddział w Krakowie.

O nowe leki walczą eksperci również dla chorych na raka gruczołu krokowego na wczesnym etapie, czyli zanim pojawiły się przerzuty. Mowa o terapiach antyandrogenowych, takich jak enzalutamid stosowany już w programie lekowym u pacjentów po przerzutach oraz apalutamid i darolutamid.

Na liście leków refundacyjnych, mimo licznych apeli środowisk medycznych oraz organizacji pacjentów, wciąż nie ma również terapii dla pacjentów z nieoperacyjnym zaawansowanym rakiem kolczystokomórkowym. Dostęp do niej w ramach RDTL wciąż mają jedynie nieliczni.

– Już w sierpniu 2020 r. cemiplimab, czyli innowacyjna terapia za pomocą przeciwciał monoklonalnych, wskazywany był przez ekspertów w dziedzinie onkologii klinicznej, w tym konsultantów – krajowego i wojewódzkich, jako priorytet refundacyjny. Niestety minął rok, a pacjenci z nieoperacyjnym rakiem kolczystokomórkowym nadal nie mają powszechnego dostępu do refundowanej terapii – apeluje Joanna Konarzewska-Król, dyrektor Fundacji Onkologicznej Nadzieja.

Eksperci wskazują jednak, że wraz ze zwiększającym się dostępem do leczenia powinien iść w parze zwiększony dostęp do diagnostyki. Wielu chorych jest kwalifikowanych do leczenia w ośrodkach, które nie oferują programów lekowych, albo chorzy nie mają na tyle pogłębionych badań, żeby odpowiednio dopasować leczenie.

ikona lupy />
foto: materiały prasowe