Możliwość otwierania kierunków lekarskich przez uczelnie zawodowe ma pomóc w wypełnieniu luki kadrowej. Eksperci mają obawy, czy system szpitalnictwa powiatowego jest na to przygotowany – zwłaszcza w przededniu zapowiadanych reform.
Możliwość otwierania kierunków lekarskich przez uczelnie zawodowe ma pomóc w wypełnieniu luki kadrowej. Eksperci mają obawy, czy system szpitalnictwa powiatowego jest na to przygotowany – zwłaszcza w przededniu zapowiadanych reform.
Kształcenie lekarzy również przez uczelnie zawodowe umożliwić ma nowelizacja ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce oraz niektórych innych ustaw, nad projektem której Sejm ma rozpocząć prace już w najbliższy piątek. Samo rozwiązanie budzi sporo kontrowersji, również sposób jego wprowadzenia do projektu (przepisy zostały dodane na jednym z etapów prac, nie objęto ich konsultacjami społecznymi) oburza środowisko lekarskie.
Niezależnie od oceny tej propozycji wielu ekspertów ma wątpliwości, czy w praktyce da się ją wprowadzić w życie.
Eksperci zgodnie wskazują, że chętnych na otwarcie kierunku lekarskiego może nie być aż tak wielu, taka decyzja wiąże się bowiem z ogromnymi kosztami i zorganizowaniem nie tylko kadry i laboratoriów. – Podstawowym wyzwaniem jest utworzenie infrastruktury dla przedmiotów przedklinicznych oraz zapewnienie wieloletniego dostępu do szpitali wielospecjalistycznych, których kadra mogłaby kształcić studentów – wskazuje prof. Jakub Pawlikowski z Wydziału Medycznego Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie (ta uczelnia stosunkowo niedawno rozpoczęła kształcenie lekarzy).
Zdaniem eksperta wiele zależeć będzie od lokalizacji uczelni. – Na pewno łatwiej będzie tym z większych miast, gdzie podmiotów leczniczych jest więcej i można podpisać umowy z różnymi placówkami. Alternatywą jest współpraca z jednym, ale za to wielospecjalistycznym szpitalem, choć z pewnością będzie to trudniejsze. Natomiast tam, gdzie istnieją szpitale z małą liczbą oddziałów, współpraca ograniczy się do praktyk zawodowych – ocenia.
Tymczasem większość uczelni zawodowych położona jest na terenie miast powiatowych. Czy w takim przypadku uda się zapewnić odpowiednią bazę kliniczną i przedkliniczną studentom? – Trzeba wziąć pod uwagę, że uczelnie zawodowe są zróżnicowane, również szpitale na terenie miast powiatowych nie są jednolite. Niektóre ze szkół zawodowych już prowadzą kształcenie w zawodach medycznych, np. w pielęgniarstwie, fizjoterapii, współpracując ze szpitalami, gdzie personel posiada w pewnym zakresie doświadczenie akademickie, a nawet prowadzi pojedyncze badania naukowe. Dla nich działalność pedagogiczna nie byłaby aż tak wielkim wyzwaniem – podkreśla prof. Pawlikowski.
Tę ocenę potwierdzają sami zainteresowani. – Jako szpitale powiatowe już obecnie zajmujemy się kształceniem młodych lekarzy w formie praktyk studenckich czy staży podyplomowych. W wielu jednostkach istnieje też możliwość odbycia specjalizacji. Nie boimy się tego – deklaruje Krzysztof Żochowski, wiceprezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.
Co więcej, jak podkreśla Władysław Perchaluk, prezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego, to rozwiązanie jest cenione przez adeptów medycyny, bowiem w mniejszym szpitalu jest lepszy dostęp do pacjenta i większe szanse bycia dopuszczonym jako obserwator do zabiegu.
Jednak, o ile ten model sprawdza się w przypadku staży, praktyk i rezydentur, to prowadzenie zajęć klinicznych przekracza już możliwości lokalnych lecznic. – Nie da się wykształcić w pełni wyedukowanego lekarza na bazie klinicznej szpitala powiatowego – przekonuje Krzysztof Żochowski. Podkreśla, że o ile w dziedzinie interny czy pediatrii nie ma tego problemu, to części oddziałów na poziomie szpitali powiatowych po prostu nie ma, a przecież każdy lekarz powinien posiadać podstawową wiedzę również z innych dziedzin. Jak dodaje, problemem jest również brak kadry. W szpitalach powiatowych często na oddziale pracuje dwóch czy trzech lekarzy i jeśli mają obsłużyć kilkudziesięciu pacjentów, to nie będą mieć czasu, by rozwijać dydaktykę.
Zaś Władysław Perchaluk wskazuje na niekoniecznie dobry moment. – Obecnie dąży się raczej do ograniczania liczby oddziałów. Dodajmy do tego zapowiadaną reformę szpitalnictwa i ustawę o jakości. Wiele szpitali już zaczęło stopować inwestycje w sprzęt czy infrastrukturę, tym bardziej raczej nie będą rozważać podjęcia się prowadzenia zajęć klinicznych – ocenia.
Czy jest zatem szansa, by pomysł ministerstwa się udał? Zdaniem ekspertów tak, natomiast konieczne byłoby wprowadzenie gruntownych zmian. Udostępnienie pracowników dydaktycznych z klinik, tworzenie pododdziałów klinicznych w szpitalach powiatowych z odrębnym finansowaniem czy model wspólnej puli szpitali, w którym studenci wszystkich uczelni rotacyjnie uczestniczyliby w zajęciach – zarówno na poziomie klinik, jak i szpitali powiatowych – to tylko niektóre z nich. – Niestety wydaje się, że jednak obecne tendencje dążą w przeciwnym kierunku – kwituje Władysław Perchaluk.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama