Po ostatnim wzroście liczby osób zakażonych i zgonów odżyła debata, czy preparaty przeciw koronawirusowi są skuteczne oraz jak będzie rozwijać się kolejna fala epidemii

Po spokojnym okresie wakacyjnym pandemia znowu nabrała rozpędu. Wzrost liczby przypadków tydzień do tygodnia wynosi u nas ok. 40 proc. Tylko w sobotę wirusa wykryto u 800 osób, rośnie też liczba zajętych łóżek w szpitalach. Jest ich ponad tysiąc, dwukrotnie więcej niż trzy tygodnie temu. I choć liczba hospitalizacji, czyli przypadków, gdy osoby trafiają do szpitala z powodu koronawirusa, jest dwukrotnie mniejsza w porównaniu do tego samego okresu rok temu, zdaniem ekspertów grozi nam kolejny wybuch i ryzyko 20 tys. zajętych łóżek szpitalnych. Takie wyliczenia podaje dr Franciszek Rakowski z ICM UW, który robi matematyczne szacunki rozwoju epidemii.
W tym kontekście pojawia się pytanie, na ile efektywne są szczepienia. W Polsce, w której dwiema dawkami zaszczepiło się ok. 50 proc. populacji, większość zakażeń oraz zgonów dotyczy tej części, która takiej ochrony nie posiada. Z danych resortu zdrowia wynika, że zgony osób zakażonych COVID-19 po upływie 14 dni od pełnego zaszczepienia stanowią 1,71 proc. wszystkich odnotowanych przypadków śmierci ze względu na koronawirusa i, jak podkreśla resort zdrowia, nie są to sytuacje związane ze szczepieniem. Odsetek zakażonych w grupie szczepionych dwiema dawkami jest jeszcze niższy – dotyczy zaledwie 0,88 proc.
Podobne wyliczenia pokazywali Czesi, którzy w trakcie wakacji wyliczali, że w gronie osób, które przyjęły dwie dawki szczepionki, ryzyko choroby po 21 dniach od drugiej iniekcji wystąpiło zaledwie u 0,06 proc. osób. Konieczność hospitalizacji dotyczyła jeszcze mniejszej grupy, bo ok. 0,01 proc. zaszczepionych. Jak podkreślali czescy analitycy, dane bardzo wyraźnie pokazują, że faktycznie szczepionka chroni dopiero po jakimś czasie od przyjęcia – wielu chorych było po szczepieniu, ale „w okienku”, kiedy jeszcze nie było ono skuteczne. Niemal 1,6 proc. osób krótko po przyjęciu pierwszej dawki chorowało. Kiedy nasi sąsiedzi analizowali zakażenia w grupie medyków (70 proc. zaszczepionych), wychodziło, że 0,18 proc. było pozytywnych.
– Analizy z Izraela i UK pokazują dobitnie, że szczepionki redukują o rzędy wielkości ryzyko śmierci i ciężkiego przebiegu choroby – mówi prof. Krzysztof Pyrć z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Świat patrzy na UK i Izrael
Public Health England, agencja odpowiedzialna za zdrowie publiczne w UK, wyliczyła, że zastrzyki pozwoliły uniknąć dotychczas w samej Anglii 230,8 tys. hospitalizacji osób w wieku 45 lat i starszych oraz 112,3 tys. zgonów.
W ubiegłym tygodniu swoje opracowanie opublikował ONS, czyli brytyjski odpowiednik naszego Głównego Urzędu Statystycznego. Zgodnie z nim między 2 stycznia a 2 lipca (szczepienia w Wielkiej Brytanii zaczęły się 8 grudnia ub.r.) w Zjednoczonym Królestwie odnotowano 51,2 tys. zgonów spowodowanych COVID-19. W tej grupie po drugiej dawce szczepienia było 640 osób, czyli 1,2 proc. Osoby niezaszczepione stanowiły 75 proc. (reszta to osoby po jednej dawce szczepionki).
Również statystyki dotyczące hospitalizacji pokazują, że choć liczba dziennych zachorowań jest wielokrotnie wyższa niż we wrześniu zeszłego roku, to już liczba hospitalizowanych jest relatywnie mniejsza niż w okresie, kiedy jeszcze nie było szczepień. Podobna liczba wykrywanych zakażeń była w drugiej połowie grudnia zeszłego roku. Wtedy jednak w szpitalach znajdowało się ok. 20 tys. pacjentów. Teraz jest ich dwa i pół razy mniej – 8 tys.
W ostatnich tygodniach oczy całego świata zwrócone są zwłaszcza na Izrael, który mierzy się z najcięższą falą zakażeń pomimo wysokiego odsetka zaszczepionych. Dokładna analiza tamtejszych statystyk pokazuje jednak, że nie dzieje się tam nic niepokojącego.
Jeśli chodzi o liczbę dziennie wykrywanych przypadków, to należy zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, Izrael – nawet jeśli jest w czołówce pod względem odsetka zaszczepionych – nie zaszczepił wszystkich, przede wszystkim dzieci do 12. roku życia. Faktycznie, z tamtejszych danych wynika, że w porównaniu ze szczytem ostatniej, styczniowej fali na początku września wykrywało się tam o połowę więcej przypadków wśród najmłodszych. Warto również zwrócić uwagę, że obecna fala ma miejsce w warunkach relatywnie otwartej gospodarki; nikt nie wspomina nawet o słowie „lockdown”, chociaż przywrócono pewne obostrzenia co do liczebności zgromadzeń.
Liczby nie kłamią
Podstawowym zadaniem szczepionek nie jest zapobieganie infekcjom, ale ciężkim postaciom zakażenia SARS-CoV-2 i wynikającym z tego zgonom. Parę tygodni temu niepokój wywołało to, że w Izraelu pacjenci po dwóch dawkach stanowili większość trafiających na intensywną terapię z powodu COVID-19 (od tej pory trend już się odwrócił). Eksperci jednak uspokajają: nie ma powodów do obaw. Po pierwsze znowu – tak jak w Polsce i Wielkiej Brytanii – liczba chorych w szpitalach jest dwa razy mniejsza, niż była w okresie przed szczepieniami, a kiedy liczba nowych zakażonych była podobna jak teraz. Obecnie w Izraelu wykrywanych jest ponad 8 tys. przypadków. Tak dużo nigdy nie było (przyczyną jest m.in. obecność wariantu Delta, który jest bardziej zaraźliwy, również dlatego że szczepionki są trochę mniej efektywne w jej przypadku). Jednak porównywalny okres to jest połowa stycznia tego roku. Wówczas liczba hospitalizacji przekraczała 2 tys., obecnie jest niewiele ponad 1 tys.
Poza tym, jak podkreślają eksperci, należy umieć czytać statystyki. – Podam przykład: gdybyśmy wszyscy byli zaszczepieni, to wśród trafiających do szpitala 100 proc. byłoby zaszczepionych. Dlatego nie możemy porównywać wartości absolutnych – mówi prof. Pyrć.
Faktycznie, jeśli przeliczyć liczbę osób trafiających na intensywną terapię w Izraelu z powodu COVID-19 na 100 tys. mieszkańców (to standardowy zabieg, kiedy porównuje się różne populacje), to wśród niezaszczepionych zawsze był tam wyższy niż u zaszczepionych.
Co z trzecią dawką?
Izrael jest pionierem, jeśli idzie o podawanie trzeciej dawki (otrzymało ją już ponad 3 mln osób). Ze wstępnych badań opublikowanych na łamach „New England Journal of Medicine” wynika, że u osób po 60. roku życia trzecia dawka zmniejsza ryzyko zakażenia SARS-CoV-2 11-krotnie, a ciężkiego przebiegu COVID-19 – prawie 20 razy.
Na temat trzeciej dawki toczy się jednak globalna debata: nie wszyscy eksperci są przekonani o tym, że należy ją na tym etapie pandemii podawać całej populacji. Parę tygodni temu takie stanowisko wyrazili przedstawiciele Europejskiego Centrum ds. Kontroli i Zapobiegania Chorób (ECDC), agencji odpowiedzianej na nadzór epidemiologiczny w UE. Kilka dni temu list w tej sprawie opublikowała też grupa specjalistów z całego świata na łamach renomowanego czasopisma naukowego „The Lancet”. Co ciekawe, wśród autorów znalazła się także dwójka ekspertów amerykańskiego regulatora, czyli FDA – Philip Krause i Marion Gruber.
Sama FDA podjęła w piątek decyzję o dopuszczeniu trzecich dawek preparatu firmy Pfizer, ale dla osób po 65. roku życia i znajdujących się w grupach ryzyka. – My czekamy na decyzję w tej sprawie europejskiego nadzoru, czyli agencji EMA, która ma dostęp do większej ilości danych niż zwykły śmiertelnik – mówi prof. Pyrć. ©℗