Według dostępnych modeli pod koniec lat 30. sytuacja się odwróci i lekarzy w Polsce będzie więcej, niż potrzebujemy. Na razie jednak musimy mierzyć się z ostrym deficytem kadrowym

Bazując na modelu stworzonym na zlecenie Ministerstwa Zdrowia, stworzyliśmy prognozę dostępu do lekarza na najbliższe dziesięciolecia. Wnioski są zaskakujące: przyjmując, że lekarze będą pracować do 70. roku życia, problem niedoboru medyków w najbliższej dekadzie zacznie znikać, a po 2038 r. sytuacja na rynku się odwróci.
To właśnie brak kadr i trudne warunki pracy są lejtmotywem trwającego od piątku protestu medyków. Wczoraj resort zdrowia przedstawił nowego wiceministra, który zajmie się rozmowami z protestującymi. Został nim Piotr Bromber, który dotychczas kierował lubuskim oddziałem Narodowego Funduszu Zdrowia. Z pierwszych zapowiedzi wynika, że chce natychmiast reagować na problemy z niedostatkiem lekarzy, m.in. poprzez zmniejszenie liczby specjalizacji. Postanowiliśmy sprawdzić, czy problem kadrowy będzie aktualny w przyszłości i czy faktycznie z roku na rok będzie coraz gorzej z dostępem do lekarzy. Żeby ustalić, jak będzie wyglądała sytuacja do 2050 r., wykorzystaliśmy model planowania kadr medycznych „KadroLAB 2017–2035” przygotowany kilka lat temu przez Fundację im. Lesława Pagi na zlecenie Ministerstwa Zdrowia, częściowo go modyfikując (zmieniając część parametrów oraz wydłużając czas prognozy). Z analizy DGP wyszło, że w 2050 r. będzie wręcz nadwyżka lekarzy, i to nawet z uwzględnieniem ruchów migracyjnych, czyli wyjazdów lekarzy z Polski i przyjazdów nad Wisłę specjalistów zza wschodniej granicy.
Ukraińcy pomogą, ale tylko trochę
W 2019 r. w Polsce było 123,2 tys. lekarzy do 70. roku życia. Zakładając, że wyemigrowało 700 osób, a przyjechało 170, faktycznie pracuje ich 122,3 tys. Gdybyśmy chcieli, żeby było u nas tylu lekarzy, ile wynosi średnia unijna, czyli 3,6 lekarza na 1 tys. mieszkańców, powinno ich być ponad 138 tys. To oznacza, że luka wynosi 16 tys. par rąk do pracy. To się jednak będzie zmieniać. Głównym powodem będzie depopulacja; Polaków będzie coraz mniej. Jednocześnie liczba absolwentów kierunków medycznych będzie rosnąć z roku na rok. I nawet, jeżeli część z nich wyjedzie, to do nas też przyjadą nowi pracownicy. Tylko w tym roku, w związku ze złagodzeniem przepisów, wnioski o możliwość pracy w Polsce złożyło ok. 500 medyków z Białorusi i Ukrainy. My założyliśmy ostrożnie, że rocznie będzie do nas emigrować 170 osób, co wynikało z dotychczasowych doświadczeń.
Model uwzględnia również wiek lekarzy i liczbę świeżo upieczonych emerytów. Na podstawie modeli stosowanych przez Główny Urząd Statystyczny można było policzyć, ilu z nich umrze, a także jak będzie rosło zapotrzebowanie na usługi medyczne w związku ze starzeniem się społeczeństwa. Biorąc pod uwagę wszystkie te wskaźniki, w 2037 r. dojdzie do przełomu i po raz pierwszy medyków będzie na rynku więcej, niż by wynikało z potrzeb (zakładając, że chcielibyśmy, żeby na 1 tys. mieszkańców przypadało 3,8 lekarza). Jeśli uwzględnić ruchy migracyjne – a z kraju wyjedzie o wiele więcej medyków, niż przyjedzie – do takiej zmiany dojdzie w 2040 r. Dziesięć lat później liczba aktywnych lekarzy będzie wynosić 168–186 tys. w zależności od tego, czy uwzględniamy migrację, czy nie. Ze względu na mniejszą liczbę ludności będziemy zaś potrzebować tylko 133 tys. medyków.
Najgorzej w Europie
Jednak eksperci zwracają uwagę, że to tylko ogólna liczba lekarzy. We wczorajszym wydaniu DGP pokazaliśmy zaś, że istnieją ogromne różnice w zależności od specjalizacji i województw. Najbardziej dotkliwie odczujemy niedobór specjalistów od chorób wewnętrznych czy lekarzy rodzinnych. Eksperci podkreślają też, że to tylko szacunki i wiele zależy od przyjętych wskaźników, bo np. zapotrzebowanie Polaków ze względu na stan zdrowia może być o wiele większe niż na poziomie 3,8 lekarza na 1 tys. osób. – Planowanie zapotrzebowania na kadrę medyczną jest złożonym procesem, bardzo wrażliwym na przyjęte założenia. Niektóre zmiany w tym zakresie można opisać i mierzyć, jak liczbę miejsc na kierunkach lekarskich, podczas gdy inne, jak potrzeby społeczne w kwestii dostępu do świadczeń, są dużo trudniejsze w kwantyfikacji – mówi Dominika Krupa, jedna z autorek modelu. – Niemniej jest to ważne ćwiczenie, które umożliwia wskazanie kierunków rozwoju i niezbędnych zmian polityki zdrowotnej. Krytyczna rola zawodów medycznych dla bezpieczeństwa zdrowotnego kraju wzmacnia potrzebę analizy tego tematu i rozwijania narzędzi, które mogą wspomóc podejmowanie decyzji – dodaje.
Ministerstwo obiecuje
Na razie rąk do pracy generalnie brakuje, na co zresztą wskazują protestujący od soboty w Warszawie medycy. Wskazują na to choćby doświadczenia dyrektorów szpitali. Część oddziałów jest zamykana z powodu braku kadry. Dyrektorzy podkupują pracowników z innych klinik, oferując coraz wyższe wynagrodzenia albo lepsze warunki pracy. Widać to także w danych. Międzynarodowe analizy wykazują, że w Polsce deficyt kadry medycznej jest bardzo wysoki. Wskaźnik liczby lekarzy w przeliczeniu na liczbę mieszkańców należy do najniższych w Europie. Z danych Eurostatu wynika, że na 1 tys. mieszkańców w Polsce przypada średnio 2,4 lekarza, co nas plasuje na ostatnim miejscu pod tym względem. W efekcie medycy pracują w kilku miejscach pracy, co także zwiększa ich możliwości nacisku.
Ministerstwo Zdrowia zdaje sobie z tego sprawę. Nowy wiceminister Piotr Bromber mówił wczoraj, że ma świadomość, iż wśród protestujących jest spora grupa młodych ludzi. – Naturalne jest to, że ci młodzi ludzie chcą innej kultury pracy, mają inne oczekiwania. W związku z tym będą podejmowane próby zwiększenia liczby miejsc na kierunkach lekarskich. Jesteśmy za tym, by otworzyć się na propozycje i oczekiwania ludzi młodych – obiecywał Bromber. Zaś Adam Niedzielski dodawał, że rozwiązanie problemów kadrowych to zadanie numer jeden. – Profil specjalisty medycznego powinien być bardziej elastyczny i w tym kierunku pójdą nasze działania – zapowiadał minister. Niedzielski zaprosił protestujących na spotkanie w ramach Rady Dialogu Społecznego. Oni jednak chcą, żeby przyszedł do nich premier lub prezydent. Medycy w sobotę utworzyli miasteczko namiotowe nieopodal kancelarii premiera. Domagają się zwiększenia wynagrodzeń, lepszej wyceny świadczeń w szpitalach, odciążenia biurokratycznego i wprowadzenia urlopów zdrowotnych. ©℗
Pracownicy ochrony zdrowia protestują od soboty