Odejście od wypełnień z amalgamatu to dobry ruch, ale nie można przerzucać kosztów na lekarzy - mówi Andrzej Cisło, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, stomatolog.

W wykazie prac programowych i legislacyjnych Rady Ministrów pojawił się projekt uchwały w sprawie przyjęcia krajowego planu dotyczącego ograniczenia wykorzystania amalgamatu stomatologicznego w Polsce. To dostosowanie do rozporządzenia unijnego w sprawie rtęci. Czy rtęć w naszych zębach faktycznie jest tak dużym problemem?
Sama idea ograniczania stosowania rtęci jest właściwa, bo amalgamat w stomatologii chwile świetności ma już za sobą. Kłopot w tym, że w opracowaniach leżących u podstaw wydania przepisów przyjęto zawyżone ilości tego pierwiastka. Amalgamat to wypełnienie spotykane głównie u seniorów. Po wprowadzeniu wypełnień światłoutwardzalnych gabinety prywatne całkowicie zrezygnowały z amalgamatu. Oczywiście w ramach NFZ nadal się z niego korzysta, ale zwykle sami radzimy pacjentom, by zdecydowali się na świadczenie komercyjne, tak by można zastosować wypełnienie kompozytowe. Skala problemu nie jest duża. Tymczasem rozporządzenie pomija np. emisję rtęci w przemyśle oraz problem pochówków i kremacji, który co prawda jest związany z amalgamatem, ale trudno w niego ingerować stomatologom.
Rtęć występuje w zwłokach?
Oczywiście. Przecież nikt zmarłym nie usuwa zębów z wypełnieniami amalgamatowymi, bo byłaby to profanacja zwłok. Pochówki tradycyjne i kremacje to źródła rtęci, nad którymi nie ma żadnej kontroli.
Czy każdy ząb ze srebrną plombą to rtęć, która trafia do środowiska?
Oczywiście, że nie. Gdy usuwany jest cały ząb, wypełnienie trafia razem z nim do odpadów medycznych, gdzie – zgodnie z deklaracjami sanepidu – na skutek skierowania do spalarni rtęć zostaje zneutralizowana. Kwestia ograniczenia rtęci w stomatologii sprowadza się więc do usunięcia samego wypełnienia u stosunkowo małego zbioru pacjentów.
Skoro problem ma małą skalę, to może łatwo go rozwiązać?
Amalgamat w stomatologii to temat złożony, czego rząd wydaje się nie zauważać. Pierwsza z pominiętych kwestii to aspekt techniczny. Problem amalgamatu usuwanego wiertłem z ubytku ma być rozwiązany – według rozporządzenia unijnego – przez wyposażenie gabinetów dentystycznych w specjalne separatory, które oddzielałyby drobiny amalgamatu z odsysanej z jamy ustnej wody. Taki sprzęt kosztuje od 4 tys. zł do 13 tys. zł. Do tego większość dystrybutorów (bo producentów krajowych nie mamy) nie oferuje serwisu. Tymczasem z naszego doświadczenia wynika, że podczas corocznych kontroli sanepidu w przypadku większości urządzeń, z których korzystamy, jest wymagane okazanie zaświadczenia o przeprowadzonym przeglądzie. Kolejny problem – co z odpadami z separatora? Obawiamy się, że jeśli nagle 30 tys. praktyk lekarskich zostanie zobowiązanych do kupienia sprzętu i podpisania umów o odbiór odpadów z separatorów, to cena tych usług gwałtownie wzrośnie (jak było w przypadku odpadów medycznych). Chcielibyśmy więc uzyskać od rządu deklarację stałości tych kosztów.
Skoro amalgamat nie będzie już dozwolony, to na co będzie mógł liczyć pacjent w ramach NFZ?
Rząd planuje włączyć do świadczeń refundowanych usunięcie wypełnienia amalgamatowego. Zamierza też wprowadzić do koszyka świadczeń wypełnienia mogące w lepszym stopniu zapewnić wytrzymałość i szczelność, z których znany był amalgamat. Nie byłyby to pewnie wypełnienia światłoutwardzalne, ale na pewno jakościowo lepsze od tych, które dziś są w koszyku. Na ostatnim spotkaniu z przedstawicielami resortu zdrowia omówiliśmy wyzwania związane z wyceną usunięcia wypełnienia amalgamatowego. Zgodziliśmy się, że nie jest to proste – choćby ze względu na wspomniany przeze mnie brak wiedzy o kosztach utylizacji odpadów. Wstępnie usłyszeliśmy, że będą nowe materiały w koszyku. Resort zapowiedział jednak, że ulepszone materiały będą dotyczyć tylko kobiet w ciąży i dzieci. Na to wszystko nakłada się generalny problem żenująco już niskiej wyceny wszystkich wypełnień i wszystkich świadczeń stomatologicznych. Usunięcie zęba ze znieczuleniem NFZ wycenia na 30 zł. ©℗
Rozmawiała Dorota Beker
fot. Materiały prasowe
Andrzej Cisło, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, stomatolog