Ratownicy medyczni i pielęgniarki będą mogli zostać chirurgicznymi asystentami lekarza. To nowa specjalizacja, którą chce wprowadzić resort zdrowia. Nowelizacja rozporządzenia w tej sprawie trafiła właśnie do konsultacji.

Asystent lekarza byłby przygotowany merytorycznie i technicznie do wykonywania określonych czynności przedoperacyjnych i pooperacyjnych, którymi już nie musiałby się zajmować lekarz. Mógłby też asystować przy stole operacyjnym. Byłoby to odciążenie przede wszystkim dla chirurgów ogólnych.
O wprowadzenie takiego rozwiązania od dawna apeluje Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali (PFS). Zwraca uwagę, że od lat sprawdza się ono w systemie amerykańskim. – Zostało wprowadzone w związku z dużą liczbą sanitariuszy wracających z wojny w Wietnamie, wprawnych w zaopatrywaniu pacjentów po urazach. Wyewoluowało to do tego stopnia, że dziś asystenci zbierają wywiady, pobierają różne parametry, które potem analizuje lekarz – mówi.
Jego zdaniem grupą zawodową najbardziej odpowiednią do wykonywania takiego zawodu są ratownicy medyczni. – Pielęgniarki – ze względu na coraz większą samodzielność tego zawodu (np. przywileje związane z wystawianiem recept i zlecaniem niektórych badań) i to, że jest ich za mało w stosunku do potrzeb – mogłyby natomiast odgrywać większą rolę w podstawowej opiece zdrowotnej. Chodzi o tzw. pielęgniarki praktykujące, które są bardziej predysponowane do w miarę samodzielnej pracy w opiece ambulatoryjnej – uważa Jarosław Fedorowski.
Według niego należałoby zacząć od udziału tej nowej profesji w operacjach, dzięki temu można by było zmniejszyć liczbę lekarzy asystujących przy zabiegach. – Dobrym miejscem dla nich jest też SOR i zaopatrywanie drobnych urazów czy ran, pod ogólnym nadzorem lekarzy. Mogliby też bardzo dobrze wspomóc lekarzy dyżurnych w szpitalach, w ramach zespołów szybkiego reagowania – wymienia.
Czy szpitale będą chętnie zatrudniać asystentów? – Na początku na pewno nie, bo zawsze są obawy przed nowością. To wymaga sprawnego zarządzania zmianą, odpowiedniej edukacji. Ale w naszym systemie, gdzie są niedobory kadrowe, a czas pracy najbardziej wykwalifikowanego personelu, czyli lekarzy, nie jest właściwie wykorzystywany, to dobre rozwiązanie – ocenia prezes PFS.
Dodaje, że dzięki temu np. zmniejszy się liczba lekarzy, którzy muszą obstawiać dyżury. – Na początku może się to nie podobać, zwłaszcza tym, którzy na nich zarabiają, ale długoterminowo wszystkim się opłaci – konkluduje.
Etap legislacyjny
Projekt rozporządzenia skierowany do konsultacji