Wprowadzanie obowiązkowych szczepień to porażka państwa, która dodatkowo osłabia jego autorytet – uważa prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Czy od pracowników służby zdrowia i domów opieki można wymagać, żeby się zaszczepili?
Takie rozwiązanie kompromituje samą ideę szczepień. Jeśli nie chcą się szczepić osoby biegłe w zakresie ochrony zdrowia, mające wiedzę i doświadczenie, to co ma powiedzieć ktoś, kto nie ma takiej wiedzy jak lekarze? To pomysł niesłychanie szkodliwy z punktu widzenia troski o zwalczanie COVID-19.
Może właśnie temu taki obowiązek miałby służyć: aby w ludziach nie powstawało mylne wrażenie.
Tylko jak w praktyce wyglądałyby konsekwencje niepoddania się takiemu obowiązkowi? Że niezaszczepieni lekarze nie mogą leczyć? W takim wypadku musimy zapytać o skalę zjawiska. Jeśli jest znikoma, to po co tworzyć nierozwiązywalne problemy? A jeśli jest poważna, to musimy sobie zadać pytanie, kto ich zastąpi – i jakie w związku z tym mogą być szkody dla pacjentów. No bo co – zamkniemy oddziały szpitalne? Lekarze rodzinni nie będą przyjmować? Nie będzie można kupić leków w aptece, gdyby obowiązek miał również objąć farmaceutów?
Szacunki we Włoszech mówią o tym, że nie chce się szczepić 2,3 proc. pracowników służby zdrowia. Lekarze stanowią 0,2 proc. z tych 2,3 proc.
W takim wypadku nie warto się tym zajmować. Ja rozumiem, że rząd chce się popisać, zrobić coś dla wizerunku sprawnej władzy i w związku z tym pręży muskuły. Ceną jednak jest ośmieszanie idei szczepień. Co więcej, uważam, że wprowadzanie takich rozwiązań obniża autorytet państwa, nie na odwrót. Bo przecież lekarze jakoś sobie poradzą. Zawsze znajdą się koleżanki czy koledzy, którzy pomogą im uzyskać jakieś zaświadczenie, żeby byli kryci.
Czy takie rozwiązanie nie koliduje z konstytucją?
Gdyby coś podobnego miało być wprowadzone w Polsce, na pewno pojawiłyby się zastrzeżenia natury konstytucyjnej, przede wszystkim takie, czy wprowadzenie obowiązkowych szczepień jest konieczne i czy jest proporcjonalne – innymi słowy, czy dobro, które poświęcamy, w tym wypadku wolność, jest rzeczywiście mniejsze niż dobro, które być może niezbyt skutecznie w ten sposób chronimy – czyli zdrowie publiczne. Zdania w tej kwestii na pewno byłyby podzielone. Nasza konstytucja wolność jednostki pojmuje indywidualistycznie, a nie kolektywistycznie.
A argument z praktyki? Dotychczasowe doświadczenia pokazały nam, że rozprzestrzenienie się wirusa w domach dla seniorów jest fatalne w skutkach. Podobnie można by argumentować w odniesieniu do szpitali.
Pełna zgoda, to wszystko prawda. Ale to nie znaczy, że pracownicy takich placówek mają mniej praw niż inni obywatele. Trzeba apelować, a jak nie możemy ich przekonać, to trzeba znaleźć lepsze argumenty. Przymus jest najgorszym argumentem, a do tego stwarza precedens do tworzenia rozwiązań totalitarnych. Skala kontroli nad jednostką znacznie się rozszerzy, a wtedy może się okazać, że ofiarami wirusa są również prawa człowieka.
Jak pan oceni pomysł, żeby niezaszczepionym osobom zakazać wstępu do restauracji?
To ukryta forma przymusu, co więcej – godząca w swobodę działalności gospodarczej. Bo przecież gdyby był pan restauratorem, to zależałoby panu na tym, żeby mieć jak najwięcej gości, a nie żeby ich wypraszać. Znów powstaje pytanie o względy praktyczne – to właściciele lokali mają sprawdzać, czy ktoś się zaszczepił? Czy policja będzie organizowała naloty na restauracje?
Policja musiała wykonywać wiele niewdzięcznych zadań podczas pandemii. To nie będzie pierwsze.
Wciąż jednak można zadać pytanie o efektywność takich działań. Jak to będzie wyglądało w praktyce – przyjdzie policjant, a restaurator powie: panie władzo, proszę sobie tutaj usiąść przy stoliczku i napić się soczku dla ochłody, a dopiero potem przeprowadzi pan kontrolę, jak już wszyscy klienci wyjdą? A jeśli kogoś złapiemy, to co – grzywna? Dozorowane prace społeczne, np. przy przekopie przez Mierzeję Wiślaną? A właściwie to dlaczego restauracje, ale już nie sklep czy kościół, gdzie ryzyko zakażenia także istnieje?
Wątpliwości natury praktycznej nie zmieniają jednak faktu, że tego samego wieczora, w którym prezydent Emmanuel Macron zapowiedział wymóg szczepień dla klientów restauracji, na podwinięcie rękawa umówiło się prawie milion Francuzów.
To nie najlepiej świadczy o francuskim republikanizmie, jeżeli trzeba dopiero groźby, żeby wprowadzić w życie rozwiązania, które wydają się rozsądne. Musimy oddzielić dwie rzeczy: rozsądek i względy propagandowe. Jeszcze raz powtórzę: rozumiem, że władza nie może trwać bezczynnie i musi coś robić. Ale można byłoby przecież poprawić funkcjonowanie służby zdrowia, prawda? Kupić więcej respiratorów? Zamiast tego dostajemy propagandę, która nie sprzyja budowie zaufania do rządzących. No bo jak można mieć zaufanie do władzy, która – wrócę jeszcze do pracowników służby zdrowia – nie jest w stanie przekonać najbardziej światłych i zorientowanych?
Rozmawiał Jakub Kapiszewski