Członkowie Rady Medycznej przy premierze uważają, że należy rozważyć przymus szczepień dla medyków. Pojawił się też pomysł zobowiązania lekarzy, by dzwonili do niezaszczepionych.
Szczepionkowy kij i marchewka
Rząd uważa, że dziś największe efekty przy promocji szczepień można osiągnąć w oparciu o POZ-y. Trwają rozważania, na ile to ma być obowiązek, a na ile efekt zachęt finansowych. Na razie nie ma mowy o przymuszaniu obywateli do wkłuć
Jak słyszymy, ostateczne decyzje mogą zapaść w ciągu najbliższych dni. Z jednej strony chodzi o włączenie lekarzy ‒ zarówno tych w publicznych, jak i prywatnych placówkach ‒ w zachęcanie obywateli, głównie w wieku 60+, do szczepień. Z drugiej strony pojawiają się pomysły, by wprowadzić system gratyfikacji finansowych dla podmiotów leczniczych, które osiągną określone wskaźniki.
Nałożenie nowych obowiązków może się odbyć dwutorowo ‒ przez resort zdrowia i wojewodów. W niedługim czasie wszyscy wojewodowie mieliby wydać decyzje administracyjne. Ale ich zakres oddziaływania będzie ograniczony. ‒ Zdecydowana większość niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej (NZOZ) to prywatne przedsięwzięcia, w związku z tym decyzje wojewodów nie mogą ich dotyczyć. Dlatego w proces zaangażowany będzie resort zdrowia, który wyda im polecenia na podstawie przepisów covidowych ‒ wyjaśnia nasz rozmówca z rządu.
‒ Teraz mamy letnie rozprężenie, ale przyjdzie jesień i IV fala. I ona w największym stopniu dotknie osoby poniżej 30 lat z uwagi na niski poziom wyszczepienia w tej części populacji oraz grupę 60+, bo tam odsetek zaszczepionych może i jest duży, ale jednak ci, którzy wciąż nie przyjęli zastrzyku, mają niestety największą szansę trafić do szpitala ‒ wskazuje jeden z włodarzy biorących udział w cotygodniowych, rządowo-samorządowych naradach dotyczących Narodowego Programu Szczepień.
Pytanie też, jak zostanie rozstrzygnięta kwestia zachęt finansowych. Co innego decyzja wojewody czy MZ dotycząca promocji szczepień, a co innego gratyfikacja, która powinna być elementem umowy podmiotu leczniczego z NFZ. To wymagałoby aneksowania umowy przez każdy podmiot z NFZ. Jak słyszymy w Narodowym Funduszu Zdrowia, ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, choć rzeczywiście taki pomysł pojawił się w kręgach rządowych. ‒ W piątek przeważały głosy ‒ i to zarówno po stronie rządowej, jak i samorządowej ‒ że to powinny być jednak decyzje administracyjne ‒ opowiada osoba znająca kulisy zeszłotygodniowych rozmów. ‒ Dotąd POZ-y myślały głównie o przywilejach, a nie o obowiązkach. Do tego stopnia, że lekarze wolą dziś pracować w POZ-ach niż w szpitalach. Przecież w umowach podpisywanych z NFZ w ramach programu szczepień zapisany jest obowiązek promocji szczepień, więc o jakich zachętach finansowych jeszcze mówimy? ‒ dopytuje. Osobną kwestią jest, jak weryfikować, czy POZ wykonuje decyzje. Czy przychodnie raportowałyby wykonane telefony czy dokumentowały zwiększenie liczby szczepień, każda z metod ma swoje ograniczenia i komplikuje system.
Samorządowcy kierunkowo poparli plany rządu dotyczące zaangażowania podmiotów leczniczych w promocję szczepień, to jednak nie wszyscy wierzą, że przyniesie to jakiś przełom. ‒ Nie wierzę w moc decyzji administracyjnych w przypadku tak rozproszonego systemu ani w żadne działania polegające na rozdawnictwie w postaci nagród typu 500 zł dla szczepiących się nieletnich czy hulajnogi w loterii. My cały czas promujemy inną, choć trudniejszą drogę, budowania dobrej, merytorycznej wiedzy ‒ mówi Adam Wieczorek, wiceprezydent Łodzi. Jak dodaje, miasto od jakiegoś czasu próbuje promować szczepienia za pośrednictwem lekarzy. ‒ W ramach miejskich POZ-ów mamy ok. 176 tys. pacjentów, z czego ok. 60 tys. to ci w wieku 60+. Za każdym razem gdy przychodzi pacjent do lekarza, a tak średnio dzieje się trzy‒cztery razy w ciągu roku, to na podstawie danych z rejestracji lekarz już wie, czy ma do czynienia z osobą zaszczepioną, czy nie. Wtedy lekarz drąży temat, dopytuje, dlaczego ten ktoś się nie zaszczepił, wyjaśnia wszelkie wątpliwości ‒ opowiada wiceprezydent.
Także w stolicy słyszymy, że pewne działania już są prowadzone. ‒ Nam jest obojętne, czy będzie decyzja rządu, czy nie. W Warszawie robimy to już od kilku tygodni ‒ mówi wiceprezydent Renata Kaznowska. ‒ Nasze POZ-y dzwonią do pacjentów i proponują szczepienia, to duże wyzwanie organizacyjne, ale daje efekty. Wysyłamy również SMS-y do pacjentów POZ. Dzwonimy też do tych, którzy zapisali się na szczepienia, a nie dotarli ‒ dodaje.
Jak przekonują nasi rozmówcy z Rady Medycznej, lekarze nie powinni być przymuszani czy wręcz karani za brak telefonowania do opornych pacjentów. ‒ Na pewno zachęty, a nie przymus. Ale nie płatność za każdy telefon, bo to może prowadzić do nadużyć ‒ mówi jeden z doradców. Również resort zdrowia stoi na stanowisku, że należy wprowadzić zachęty, tym bardziej że to był jeden z elementów porozumienia z czerwca. Nie podwyższono stawki kapitacyjnej (czyli finansowania za pacjentów), ale obiecano, że będą mogli „zarobić” dodatkowe środki dzięki promocji szczepień. Na razie trwa dyskusja, jakie kryteria mogą być zastosowane. ‒ Musi być wzięta pod uwagę skuteczność ‒ mówi nasz rozmówca.
Osobną kwestią jest to, czy do szczepień ‒ przynajmniej w jakimś zakresie ‒ przymuszeni zostaną zwykli obywatele, którzy dotąd nie przyjęli wkłucia. Ma to związek z ostatnimi decyzjami na forum europejskim, m.in. Francji i Grecji, w których szczepienia staną się obowiązkowe dla pracowników służby zdrowia (więcej piszemy o tym w tekście obok). Także w Polsce padł pomysł, żeby tak zrobić. Zyskał niemal jednogłośne poparcie Rady Medycznej, jednak nie została przyjęta żadna oficjalna rekomendacja. Niektórzy mówią, że to najmniej problematyczna grupa: 90 proc. lekarzy i 80 proc. pielęgniarek ma już ochronę.
Od sierpnia we Francji osoby wybierające się do np. restauracji, galerii handlowych czy planujących przejazd pociągiem będą musiały posiadać certyfikat potwierdzający zaszczepienie lub odporność na COVID-19. Czy podobne regulacje mogą pojawić się w Polsce? ‒ Nie ma na razie takich planów ‒ mówi DGP Michał Dworczyk, pełnomocnik rządu ds. programu szczepień.
‒ Na razie chyba rządzący trzymają się koncepcji, by nikogo nie przymuszać. Obecna ekipa bardzo dba o to, by nie podejmować decyzji, które mogą się spotkać z oporem społecznym ‒ ocenia rozmówca znający przebieg rozmów samorządowców z rządem. Ale pojawiają się już pierwsze sygnały, że należy liczyć się z zaostrzeniem polityki szczepionkowej rządu. ‒ Może dojść do sytuacji, że w Polsce będą wdrożone zasady powodujące, aby osoby, które nie są zaszczepione, nie stwarzały ryzyka dla osób zaszczepionych ‒ powiedział we wtorek podczas konferencji prasowej w Łodzi główny inspektor sanitarny Krzysztof Saczka.